Kody moralne

Artykuł został oznaczony jako rzetelny
Z MruczekWiki

Teoria fundamentów moralnych – teoria z psychologii społecznej, wedle której ludzkie postawy moralne są oparte na kilku uniwersalnych fundamentach (kodach) moralnych. Wykształciły się one w trakcie ewolucji i są silnie związane z emocjami. Teoria została zapoczątkowana przez psychologia Jonathana Haidta oraz Craiga Josepha i Jessego Grahama.

Źródła moralności

Jonathan Haidt sprzeciwia się poglądowi, że ludzka moralność jest wynikiem racjonalnego, chłodnego rozumowania podpartego logiką. Jej źródłem są emocje i nasze intuicje. W wielu badaniach udowodniono, że ludzie w ciągu ułamka sekundy potrafią ocenić, czy coś jest dobre czy złe. Ale nad uzasadnieniem muszą się zastanowić. Wśród badanych udawało się czasem wywołać osłupienie moralne, czyli stan, gdy człowiek uznaje coś za złe i godne potępienia, ale nie potrafi w żaden sposób tego uzasadnić.

Aby więc dotrzeć do źródła moralności, zamiast zastanawiać się, jaki logiczny ciąg myślowy doprowadził człowieka do jego poglądów, warto przyjrzeć się jego emocjom.

Fundamenty (kody) moralne

W pierwszej wersji teorii znajdowało się 5 fundamentów moralnych. Z czasem zaobserwowano jednak pewne niedoskonałości i zmodyfikowano teorię, dodając szósty – wolność.

Troska/krzywda

  • Wyewoluował jako wewnętrzny motywator do zapewnienia opieki dzieciom. Człowiek jest niezwykle złożonym organizmem. Potrzebuje dużo czasu na rozwój poza ciałem matki, by nauczyć się samodzielnie żyć. Dlatego większe szanse na przekazanie swoich genów miały osoby, które troszczyły się o dziecko oraz zapewniały mu ochronę.
  • Kod ten jest wyczulony na oznaki cierpienia i potrzebę pomocy.
  • Za jego sprawą potępiamy okrucieństwo i chcemy opiekować się tymi, którzy doświadczają cierpienia.
  • Emocją mocno związaną z tym kodem jest empatia.

Sprawiedliwość/oszustwo

  • Kod ten wyewoluował z potrzeby czerpania korzyści ze współpracy bez ryzyka, że zostaniemy wykorzystani. Przykładowo jeżeli ja pomogę dzisiaj Tobie, mogę liczyć na Twoją pomoc, gdy ja będę w opałach. Jeśli ja pomogę Tobie, a Ty później się na mnie wypniesz, poczuję silny gniew i zechcę Cię ukarać.
  • Kod ten sprawia, że pragniemy unikać i karać oszustów. Chcemy też sprawiedliwego podziału zasobów oraz wynagrodzenia za włożoną pracę na rzecz grupy.

Lojalność/zdrada

  • Kod ten był odpowiedzią na potrzebę budowania i utrzymywania koalicji. Pozwalał wspólnymi siłami odpierać zagrożenia i ataki innych grup.
  • Jest wyczulony na sygnały, czy dana osoba jest wierna wobec grupy. Zdrajca to zagrożenie. Często jeszcze gorsze niż wróg.
  • Powoduje chęć ukarania osób, które zdradzają swoją grupę (np. rodzinę, kraj). Przykładowo Koran nie nakazuje zabijać muzułmanom wyznawców judaizmu. Dużo gorszy od żyda jest apostata – muzułmanin, który zdradził lub po prostu porzucił swoją wiarę. Jego należy zabić.

Autorytet/bunt

  • Wyewoluował jako sposób na wyzwanie budowania relacji przynoszących nam korzyści w obrębie hierarchii społecznej. Stał się szczególnie ważny, gdy ludzie przyjmowali osiadły tryb życia, prowadzący do zwiększenia własności prywatnej oraz liczebności grup.
  • Przywódcy pełnią istotną funkcję kontrolną. U szympansów (małp najbliżej spokrewnionymi z ludźmi) samce alfa łagodzą niektóre konflikty i tłumią dużą ilość starć, do których dochodzi w grupie. Bez przywódcy obserwuje się ich znacznie więcej.
  • Ludzka władza nie jest tylko brutalną siłą popartą groźbą przemocy. Ludzie sprawujący władzę biorą na siebie odpowiedzialność za utrzymanie porządku i sprawiedliwości.
  • Kod ten sprawia, że czujemy potrzebę szczególnego szanowania osób wyżej w hierarchii oraz kierowania ludźmi niżej w hierarchii.

Świętość/upodlenie

  • Wyewoluował jako odpowiedź na dylemat wszystkożercy. Z jednej strony mogliśmy przebierać w szerokim wachlarzu pokarmów, ale z drugiej strony musieliśmy uważać, gdyż któryś z nich mógł być trujący. Większe szanse na przetrwanie i przekazanie genów dalej miały osoby odczuwające odpowiednio skalibrowany wstręt, który chronił przed zatruciami, patogenami i pasożytami.
  • Sprawia, że pewne osoby/przedmioty i idee są odbierane jako czyste/wzniosłe, podczas gdy inne jako nieczyste/godne potępienia. Gdyby nie uczucie wstrętu, prawdopodobnie nie mielibyśmy poczucia "świętości". Obejmuje ono między innymi przekonanie, że ludzkie ciało jest czymś więcej niż kawałkiem mięsa i nie powinno się go traktować jako prywatny plac zabaw.
  • Za nieczyste uważamy zwykle te zachowania, które w przeszłości niepotrzebnie narażały ludzi na choroby np. seks dla przyjemności.

Wolność/ucisk

  • Nowy fundament dodany do teorii później.
  • Wyewoluował w reakcji na adaptacyjne wyzwanie życia w małych grupach z jednostkami, które, gdyby miały taką możliwość, próbowałyby dominować, terroryzować i ograniczać innych.
  • Ludzie dzięki rozwojowi języka i tworzeniu narzędzi, zyskali grupową siłę, by przeciwstawić się tyrańskiemu samcowi alfa. W tym okresie społeczności zbieracko-łowieckie były bardziej egalitarne niż hierarchiczne. Powstało coś, co możemy nazwać „odwróconą hierarchią dominacji”. Szeregowi członkowie grupy jednoczyli się, aby zdominować potencjalne samce alfa i utrzymać je w ryzach. Dlatego samce alfa musieli znać swoje granice i odznaczać się wystarczającą sprawnością polityczną, aby zdobyć i utrzymać kilku sojuszników, a także zapobiegać rebelii.
  • We współczesnym świecie kod ten jest podzielany przez amerykańską lewicę i prawicę, ale zupełnie inaczej rozumiany.
  • Lewica ucisk widzi indywidualistycznie i uniwersalnie. Silniejsi (bogaci, wpływowi, uprzywilejowani) wyzyskują słabszych (biednych, poszkodowanych, wykluczonych). Dlatego lewica nierówności społeczne widzi jako ucisk, ograniczenie wolności i uważa, że moralnym obowiązkiem jest je zmniejszać. Przywiązują wielką wagę do równości, traktując ją niemal jak świętość i dążąc do niej poprzez walkę o prawa obywatelskie i prawa człowieka.
  • Prawica natomiast ucisk widzi "zaściankowo" – troszczą się o swoje grupy, a nie o całą ludzkość. Jako ucisk widzą lewicową wersję gospodarczą z państwem opiekuńczym i wysokimi podatkami, wtrącaniem się w działalność firm, traktatami naruszającymi suwerenność narodów. Dlatego amerykańscy konserwatyści sakralizują słowo „wolność”, ale nie „równość”, co łączy ich – w sensie politycznym – z libertarianami.

Lewica kontra Prawica

Jeśli nie znasz dobrze rozróżnienia na lewicę i prawicę, przystępne wyjaśnienie znajdziesz tutaj.

Wieloletnie badania prowadzone przez Haidta i jego pomocników pozwoliły pokazać wyraźne korelacje we wszystkich obszarach świata.

Osoby deklarujące się jako "zdecydowanie lewicowe" są silnie wyczulone na kody sprawiedliwości, troski oraz wolności. Pozostałe kody mają dla nich marginalne znaczenie i nie są rozpatrywane jako coś istotnego moralnie. Osoby lewicowe uznają to zwykle za prywatną sprawę każdego człowieka.

Natomiast w przypadku osób "zdecydowanie prawicowych" wszystkie 6 kodów ma duże znaczenie. Kody sprawiedliwości i troski są nawet nieco słabsze od lojalności, autorytetu i czystości. Dlatego te obszary, które dla lewicy są obojętne, u prawicy podlegają ocenie moralnej. Na przykład seks homoseksualny narusza kod Czystości, dlatego prawica nie chce pozwalać na uprawianie homoseksualnego seksu.

Lewicy trudniej zrozumieć prawicę niż odwrotnie

Zdjęcie przedstawia kobietę trzymającą transparent, na którym jest napisane pytanie: Jak bardzo żałosne musi być Twoje życie, że obchodzi Cię, kto z kim sypia?
Lewicy trudniej zrozumieć prawicę niż odwrotnie.

Łatwo można zauważyć, że prawicowa moralność składająca się ze wszystkich kodów, pokrywa częściowo tą lewicową. Natomiast moralność lewicowa jest węższa i nie obejmuje znacznego obszaru prawicowej. To sprawia, że osoby prawicowe, chociaż uważają lewicę na niemoralną, w gruncie rzeczy są w stanie intuicyjnie zrozumieć jej poglądy. Natomiast lewica zapuszczając się w obszary kodu lojalności, autorytetu albo czystości, puka się w głowę i widzi to jako dziwaczną fanaberię podyktowaną zacofaniem i fobiami.

W dodatku gdy Haidt ze współpracownikami prosił osoby prawicowe, by wypełniły kwestionariusz kodów moralnych tak, jakby były lewicowe, radziły sobie z tym zadaniem całkiem dobrze. Natomiast gdy osoby lewicowe miały wczuć się w prawicowe, robiły znacznie więcej błędów. Najczęściej mylnie zakładały u prawicowców słabą troskę. Więc nie dość, że lewica części prawicowej moralności nie rozumie, to w dodatku ma o prawicy bardzo mylne opinie.

Jeżeli jesteś lewicowym czytelnikiem, być może w zrozumieniu prawicy pomoże Ci ten przykład.

Pewien mężczyzna chodził po okolicy i przygarniał napotkane na drodze kotki. Zanosił je do piwnicy w swoim domu. Następnie wiązał je do stołu tak, że w żaden sposób nie mogły uciec. Wtedy rozpoczynał zabawę w zadawanie cierpienia. Głodził je, wydłubywał im oczy, przypalał im futro i skórę. Nikt poza nim o tym nie wiedział, nikt niczego za zauważył. Mężczyzna po zakończeniu zabawy wracał do codziennych zajęć. Chodził do pracy, spotykał się z przyjaciółmi i prowadził zwyczajne życie.

Czy uważasz, że w porządku jest takie zadawanie cierpienia zwierzętom? Zapewne nie. Kod Troski na to nie pozwala. Nawet jeśli mężczyzna robi to w domowym zaciszu, a Ty o niczym nie wiesz. W przypadku osoby prawicowej podobnie może być z seksem homoseksualnym, który obejmuje kod Czystości. Nawet jeśli nikt tego nie widzi i nikomu krzywdy nie robi, może być uznany za moralnie godny potępienia.

Pomyśl o domach, w których dokonano morderstwa. Można je kupić po znacznie niższych cenach niż inne nieruchomości, a i tak bardzo ciężko znaleźć kupca. Czy na pewno nie poczujesz nieprzyjemnego niepokoju na myśl, że siedzisz w pokoju, w którym ktoś został wielokrotnie dźgnięty nożem, a jego krew spływała po podłodze? Jak gruntowny remont byłby w stanie zlikwidować to napięcie? Dla osoby silnie prawicowej podobny niepokój może powodować myśl, że leży w łóżku, w którym ktoś wcześniej uprawiał seks homoseksualny. Może czuć obrzydzenie na myśl, że partner, z którym chce uprawiać seks, wcześniej robił to z wieloma innymi osobami. Gdy coś lub ktoś zostaje moralnie „zabrudzony”, budzi odrazę.

Jeżeli fundamenty moralne porównamy do kubków smakowych, to u lewicy wyciszone są te odpowiedzialne za lojalność, autorytet i czystość. Lewicowe postrzeganie moralności po prostu tego nie obejmuje. Przez to trudno jest jej przekonać osoby prawicowe do swoich poglądów. Spójrzmy na przykład na retorykę dotyczącą małżeństw homoseksualnych. Lewica w swojej argumentacji odwołuje się do kodu sprawiedliwości (osoby homoseksualne mają prawo do szczęścia tak jak osoby heteroseksualne), kodu troski (przez społeczne wykluczenie i nietolerancję osoby homoseksualne cierpią, częściej mają myśli samobójcze) oraz wolności (nie zaglądam nikomu do łóżka). Są to argumenty niewątpliwie ważne dla lewicy, ale osoba prawicowa powie, że "to niby tak, ale..." i skorzysta z kodu lojalności, autorytetu albo czystości. Na przykład mówiąc, że to jest obrzydliwe (czystość) albo że podważa tradycyjny model rodziny (autorytet/lojalność). Powie, że to burzy ustalony porządek społeczny, prowadzi do upadku obyczajów i jest grzeszne. Lewica słysząc takie argumenty, zrobi wielkie oczy i pomyśli, że ma do czynienia z zacofanymi dzbanami. Nie stwierdzi, że "no niby tak, ale.." tylko z oburzeniem powie "nie, gadasz bzdury!". Uzna, że prawica na siłę szuka jakiś problemów i dojdzie do wniosku z transparentu "Jak żałosne musi być Twoje życie, że obchodzi Cię, kto z kim sypia?". Chyba zgodzisz się, że poza wyładowaniem swojej frustracji, takie hasło ma małe szanse kogokolwiek przekonać.

Sprawie nie pomaga fakt, że lewicowi intelektualiści są w zdecydowanej większości przedstawicielami WEIRD (akronim od Western, Educated, Industrialized, Rich, Democratic) czyli tak zwanych DZIWAKÓW, którzy zatracili konserwatywne smaki moralne. Ludzie ci mają wspólne cechy: widzą świat jako zbiór obiektów i myślą analitycznie. Odwołują się wyłącznie do etyki autonomii, w której nadrzędną zasadą jest poszanowanie jednostki, niezgoda na zadawanie jej cierpienia i ograniczania jej wolności. Dlatego gdy lewicowi politycy szukają doradców, trafiają zwykle na skrajnego DZIWAKA, który kompletnie nie rozumie konserwatystów i nie ma bladego pojęcia, jak ich przekonać do lewicowej partii.

Jeżeli chce się przekonać drugą stronę sporu, nie można gadać do siebie. Trzeba ją ZROZUMIEĆ, poznać jej sposób myślenia i dobrać odpowiednie argumenty pod tym kątem. Atmosfera wojny, gdzie każdy okopuje się w swoim rowie, a drugą stronę widzi jako śmiertelnie niebezpiecznego wroga, na pewno temu nie sprzyja. Ale warto spróbować. Bo rezultaty mogą być niezwykle budujące.

W 2008 r. przeprowadzono w USA wiele kampanii na rzecz legalizacji małżeństw homoseksualnych. Wszystkie zawiodły. W swoim przekazie koncentrowały się na równości, prawach człowieka. To było przekonujące dla lewicy, czyli dla już przekonanych. W 2012 r. ruszyła kolejna fala kampanii – tym razem skutecznych. Dlaczego? Bo autorzy skorzystali ze współczesnej wiedzy psychologicznej.

Np. w stanie Maine stworzono spot, w którym przywódca religijny mówił mniej więcej tak: "Jestem przewodniczącym 1. Luterańskiego Kościoła Jezusa Chrystusa. Jako chrześcijanin wierzę, że Bóg uczył nas, byśmy się wzajemnie miłowali. A to oznacza miłość do wszystkich. Gdy dowiedziałem się, że mój syn jest gejem, najpierw byłem smutny. A potem, gdy rozmyślałem o naukach Chrystusa, zrozumiałem, że to moje wyzwanie – nadal go kochać". Albo inny spot, grupa strażaków mówi: "W naszej jednostce wszyscy jesteśmy gotowi oddać życie za kolegę. Jesteśmy drużyną. Nie obchodzi nas, jaki kto ma kolor skóry, jeśli jest w naszej drużynie, to jest naszym bratem. Gdy dowiedzieliśmy się, że Bill jest gejem, nie obchodziło nas to. Bo wiedzieliśmy, że odda za nas życie tak, jak my oddalibyśmy za niego".

Mieliśmy więc ludzi mówiących o lojalności wobec grupy, o miłości, o zobowiązaniach rodzicielskich, służbie, obowiązkach. Uderzono w odpowiednie struny, które poruszają prawicowe serca, odpowiadają ich kodom moralnym, a tym samym mogą przekonać ich do zmiany zdania.

Libertarianie – wolnorynkowy odłam lewicy (liberalizmu)

Libertarianów można by w skrócie opisać, że są osobami ceniącymi przede wszystkim kod wolności. Zarówno jeśli chodzi o sprawy obyczajowe (takie jak seks czy zażywanie narkotyków) jak i gospodarcze (skrajnie wolny rynek). Pozostałe 5 kodów jest u nich znacznie słabsze. Jak wykazano w badaniach Iyera z 2011 roku, libertarianie doświadczają średnio niższego poziomu empatii i słabszego wstrętu. Wedle badań Tetlocka z 2000 roku są też bardziej skłonni pozwalać ludziom na naruszanie tabu.

Niestety jest z pojęciem libertarianizmu spore zamieszanie. To co w Europie nazywamy lewicą, W Stanach Zjednoczonych nazywane jest liberalizmem. Natomiast to, co w Europie nazywamy liberalizmem, w Stanach nazywane jest libertarianizmem. W dalszej części artykułu idea absolutnego uwielbienia dla wolności będzie nazywana jak w Stanach – libertarianizmem.

Libertarianie są bezpośrednimi spadkobiercami oświeceniowych reformatorów z XVIII i XIX wieku, którzy walczyli o wyzwolenie ludu spod władzy królów i duchowieństwa. Więc można powiedzieć, że byli razem w drużynie z lewicą (liberałami). Z czasem jednak lewica rozdzieliła się na 2 obozy. Pierwszy zaczął widzieć zagrożenie dla wolności ze strony przemysłowców i potężnych korporacji. Uznali też, że jedynie państwo jest na tyle silne, by zapewnić obywatelom ochronę przed brutalnymi praktykami dzikiego kapitalizmu. Drugi obóz natomiast – nazywany w Stanach libertarianami – nadal jako największe zagrożenie wolności widział państwo.

Współcześni libertarianie zazwyczaj głosują na partię, która zapewnia jak największą swobodę gospodarczą i jak najmniejszy udział państwa w jej kształtowaniu. Kwestie obyczajowe schodzą na drugi plan, dlatego w Stanach Zjednoczonych libertarianie w zdecydowanej większości głosują na Republikanów. Libertarianie zazwyczaj stanowią tylko kilka procent społeczeństwa. Być może dlatego tak trudno znaleźć dla nich miejsce z dominującym modelu podziału polityki (lewica vs prawica).

Z racji tego, że mają tak zaostrzony tylko jeden kod, a pozostałe 5 uśpione, jest im trudno zrozumieć zarówno typową lewicę, chcącą państwa opiekuńczego troszczącego się o obywateli, jak i prawicę, która tak bardzo chce regulować ludzką obyczajowość.

Społeczeństwo potrzebuje wszystkich

Haidt jest zdania, że dobrze funkcjonujące społeczeństwo potrzebuje zarówno prawicowców, lewicowców jak i libertarianów. Gdy któraś z tych grup zostaje wykluczona z publicznej debaty, w dłuższej perspektywie prowadzi to do niezauważania pewnych problemów, a w skrajnych warunkach nawet do tyranii.

Prawica – sieci wsparcia

Rysunek zawiera cytat z małego księcia o treści: Na pustyni jest się trochę samotnym - równie samotnym jest się wśród ludzi.
Typowe dla kultury WEIRD.

Kody moralne są adaptacją ewolucyjną mającą na celu utrzymanie i zwiększanie spójności grup. Gdyby nie spełniały swojej funkcji, nie przetrwałyby przez dziesiątki tysięcy lat. Zwróć uwagę, że mówimy o wszystkich kodach – lojalności, autorytetu i czystości także. Społeczeństwa WEIRD, które zrezygnowały z nich jako "przestarzałych" i nie przystających do współczesnych realiów, cierpią na dżumę XXI wieku – samotność.

Politolodzy Robert Putnam i David Campbell w książce American Grace: How Religion Divides and Unites Us (Amerykańska łaska. Jak religia nas jednoczy i dzieli) przeanalizowali rozmaite źródła danych i doszli do wniosku, że "religijni Amerykanie są lepszymi sąsiadami i lepszymi obywatelami niż niereligijni mieszkańcy Stanów Zjednoczonych. Są bardziej hojni, chętniej ofiarowują swój czas i pieniądze – zwłaszcza na pomoc potrzebującym – są też bardziej aktywni w życiu swoich społeczności".

Gdy chcieli dociec, dlaczego tak się dzieje, przygotowali długi kwestionariusz z wieloma pytaniami dotyczącymi wierzeń religijnych (np. "Czy wierzysz w piekło?", "Czy wierzysz, że wszyscy staniemy przed Bogiem, aby odpowiedzieć za swoje grzechy?") oraz dotyczących praktyk religijnych (np. "Jak często czytujesz Pismo Święte?", "Jak często się modlisz?"). Okazało się, że wszystkie te wierzenia i praktyki mają znikome znaczenie. Zmienną, która okazała się kluczowa, jest stopień zaangażowania w relacje ze współwyznawcami. Bycie z silnie zintegrowanej grupie wydaje się dawać tyle dobra, że ono aż promieniuje na zewnątrz!

Przedstawiciele kultury WEIRD z kolei podchodzą do relacji międzyludzkich zwykle jak do relacji biznesowej. Utrzymują je do momentu, w którym przynoszą im korzyści. Jeśli partner życiowy ich rozczaruje, po prostu się z nim rozstają. To sprawia, że w społeczeństwie WEIRD trudno jest polegać na innych, bo w każdej chwili mogą nas zostawić. Natomiast konserwatysta, nawet jeśli się na kogoś wkurzy, kod lojalności każe mu zostać i spróbować zaradzić sytuacji. Dlatego konserwatyści tworzą prawdziwie zintegrowane społeczności, które zawsze podadzą Ci rękę w trudnej sytuacji.

Jeśli jesteś lewicowcem, możesz dziwić się prawicy, która widzi apokalipsę w rozwiązłym stylu życia, dużej liczbie rozwodów, braku ślubów kościelnych oraz opuszczaniu rodziny po wejściu w dorosłość. Ale spójrz na to jak na narzędzie, które skutecznie wymusza na ludziach budowanie sieci wsparcia – powiązań, które zapewniają pomoc i pełne oparcie w trudnych chwilach. Nie musisz cały czas kreować siebie na idealnego partnera lub członka rodziny w obawie, że jak przestaniesz być atrakcyjny, zostaniesz porzucony. Relacja przestaje przypominać biznesowy kontrakt, a staje się prawdziwą "na dobre i na złe", o której większość ludzi marzy.

Często konserwatyści są opisywani jak lękowi ludzie broniący się przed wszelkim postępem. Ale przecież nie walczą oni z telewizją albo Internetem. Oburzają się dopiero wtedy, gdy są przekonani, że prowadzane zmiany narażą na szwank instytucje i tradycje stanowiące nasz zewnętrzny szkielet moralny (takie jak rodzina). Historyk Samuel Huntington zwrócił uwagę, że konserwatyzmu nie można definiować przez odwołanie do konkretnych instytucji, bo to może być zarówno monarchia w osiemnastowiecznej Francji albo konstytucja w Ameryce XXI wieku. Jego zdaniem "gdy zagrożone są fundamenty społeczeństwa, ideologia konserwatywna przypomina ludziom o konieczności istnienia pewnych instytucji i o zaletach tych, które istniały do tej pory".

Lewica spójne grupy widzi jako narzędzie dyskryminacji. W końcu grupy mają to do siebie, że zwykle nie wpuszczają wszystkich. Ale zwróć uwagę, że Kościół Katolicki odrzuca znacznie mniej kandydatów niż studia doktoranckie. Potrzebujemy grup, kochamy grupy i to w nich rodzą się nasze cnoty, mimo że owe grupy siłą rzeczy wykluczają ludzi z zewnątrz. Jeśli zniszczymy wszystkie grupy i zlikwidujemy całą strukturę wewnętrzną, to bezpowrotnie zniszczymy nasz kapitał moralny. Będziemy co prawda zbiorem odrębnych jednostek, o czym marzy kultura WEIRD, ale będziemy również samotni, pozbawieni sensu życia i trwałych sieci wsparcia. Będziemy coraz bardziej uzależnieni od pomocy państwa, które stanie się jedynym w miarę pewnym źródłem oparcia.

Spójrz na hipotezę roju opisującą stan uniesienia, który możemy doświadczyć w grupie ludzi i dający intuicyjne poczucie sensu życia. Ludzie są tego spragnieni. Jeśli doprowadzimy do erozji grup społecznych, pchając wszędzie autonomię jednostki oraz niszcząc lokalne kościoły, zostawimy ludzi z wielką pustką. Którą mogą wypełnić tacy dyktatorzy jak Hitler albo Mussolini, mówiący o oziębłych inteligentach z miast i przeciwstawiający im siłę wspólnoty oraz emocji.

[Nasz ruch odrzuca pogląd, zgodnie z którym człowiek jest] jednostką odosobnioną, rządzoną prawem naturalnym, które instynktownie skłania go do życia polegającego na egoistycznej i przelotnej rozkoszy. [My widzimy w nim nie tylko jednostkę, ale także] naród i ojczyznę, prawo moralne, które skupia jednostki i pokolenia więzią tradycji i misji, która niweczy instynkt życia zamkniętego w ciasnym kole rozkoszy, aby stworzyć nakazem obowiązku życie wyższe, wyzwolone z granic czasu i przestrzeni: życie, w którym poprzez samozaparcie, poprzez poświęcenie swoich osobistych korzyści (...) urzeczywistnia to istnienie na wskroś duchowe, w którym tkwi jego wartość jako człowieka.
— Benito Mussolini "Doktryna faszyzmu"

Lewica czytając coś takiego i patrząc na autora myśli sobie – "Aha! Więc grupolubne idee prowadzą do faszyzmu! Trzeba z nimi walczyć!". A może lepiej uczynić odwrotnie? Wzmacniać lokalne grupy na tyle, by Mussolini wygłaszający podobne tezy usłyszał – "My już mamy wspólnotę, która zaspokaja u nas te pragnienia. Nie jesteś nam potrzebny."

Więcej podobnych przemyśleń znajdziesz we wpisie: Krytyka ideologii samodzielności

Lewica – ochrona przed superorganizmami korporacyjnymi

Przez pierwszy miliard lat istnienia życia na Ziemi jedynymi organizmami były komórki prokariotyczne (takie jak bakterie). Każda z nich żyła w pojedynkę i konkurowała z innymi, kopiując samą siebie. Około dwa miliardy lat temu w jakiś sposób dwie bakterie połączyły się ze sobą wewnątrz błony komórkowej (dlatego mitochondria mają własny DNA, niezależny od DNA w jądrze komórkowym). Komórki wyposażone we wewnętrzne organelle mogły czerpać korzyści ze współpracy i podziału zadań. Nie było konkurencji między organelami, ponieważ mogły się one rozmnażać tylko wtedy, gdy rozmnażała się cała komórka. Biolodzy to zdarzenie nazywają wielkim przełomem (major transition). Jednokomórkowe organizmy eukariotyczne odniosły wielki sukces i rozprzestrzeniły się w wodach oceanów.

Kilkaset milionów lat później doszło do kolejnego wielkiego przełomu – po podziale komórki nadal trzymały się razem, tworząc wielokomórkowe organizmy, w których każda komórka nosiła w sobie takie same geny. Znowu dzięki wewnętrznej współpracy oraz podziałowi zadań pojawili się nowi zawodnicy, którzy otrzymali ogromną przewagę. W krótkim czasie świat zaczynają pokrywać rośliny, zwierzęta i grzyby.

Biolodzy John Maynard Smith i Eörs Szathmáry doliczyli się ośmiu wielkich przełomów, z czego ostatnim było pojawienie się ludzkich społeczności. Wielkie przełomy mają wyraźnie cechy wspólne: pojawia się nowy sposób, dzięki któremu jednostki mogą ze sobą współpracować tworząc superorganizm. Dobór na niższym poziomie staje się mniej istotny niż ten na wyższym poziomie. Superorganizmy nad "uboższymi" organizmami zyskują ogromną przewagę. Ludzcy przodkowie, gdy nauczyli się dzielić między sobą zadania oraz czerpać korzyści z tej współpracy, w krótkim czasie opanowali całą Ziemię, a inne gatunki zwierząt zepchnęli na margines.

Od XVIII wieku mamy jednak do czynienia z kolejnym wielkim przełomem, który tym razem mogą opisać socjologowie i prawnicy – pojawieniem się korporacji. Słowo „korporacja” pochodzi od łacińskiego wyrazu corpus, oznaczającego ciało. Oto jedna z pierwszych definicji tego pojęcia, zaczerpnięta z rozprawy Stewarta Kyda z 1794 roku

[Korporacja jest] zbiorem wielu osób złączonych w jeden organizm, występującym pod własną nazwą, mającym zapewnioną ciągłość istnienia w sztucznej postaci i obdarzonym, mocą prawa, zdolnością działania jako osoba
— Traktat o prawie korporacji

Korporacja nie jest więc podobna do superorganizmu. Ona JEST superorganizmem. Fikcja prawna uznająca "zbiór wielu osób" za nowy rodzaj osoby, okazała się przepisem na sukces. Dzięki korporacjom i prawu korporacyjnemu Wielka Brytania wysunęła się na przód pierwszej rewolucji przemysłowej. Zaczęły następować procesy analogiczne do wcześniejszych wielkich przełomów. W XX wieku korporacje zaczęły spychać małe firmy na margines, zajmując dla siebie najbardziej lukratywne rynki. Dzisiaj korporacje są tak potężne, że tylko rządy państw są w stanie kontrolować największe z nich (dodajmy: tylko niektóre rządy i tylko czasami). Pamiętaj, że przy superorganizmie dobór na niższym poziomie staje się mniej istotny, niż dobór na wyższym poziomie. Raczej nie przejmiesz się śmiercią pojedynczej komórki własnego ciała. Korporacja nie przejmie się śmiercią pojedynczego człowieka.

Ekonomiści mówią o zjawisku kosztów zewnętrznych (externalities). Są to koszty ponoszone przez osoby trzecie, które nie wyraziły zgody na transakcję powodującą owe koszty. Przykładowo jeśli rolnik zaczyna używać nowego nawozu sztucznego, który zwiększa jego plony, a jednocześnie powoduje wzrost ilości trujących ścieków wpływających do pobliskiej rzeki, to on sam pomnaża swoje zyski, przerzucając koszty swoich działań na innych. Kiedy korporacja spala paliwa kopalne, sama zyskuje w ten sposób energię znacznie przyspieszającą produkcję, ale społeczeństwo musi się mierzyć ze skutkami globalnego ocieplenia. Korporacja istnieje, by przynosić jak największe zyski swoim udziałowcom – między innymi przenosząc koszty działalności na innych.

Jedyną instytucją, która jest jeszcze w stanie kontrolować największe korporacje – jest państwo. Może nadal nałożyć na nie większe podatki, by w ten sposób pośrednio finansowały tworzone przez siebie koszty zewnętrzne. Może uregulować ich działalność tak, by nie mogły przerzucać kosztów na ogół społeczeństwa. Może wymusić podział korporacji na mniejsze jednostki, by nie stały się zbyt potężnym superorganizmem, który pochłonie państwa.

Jeśli jesteś libertarianinem, pewnie kręcisz głową na myśl o takiej interwencji państwa. Ale pomyśl w ten sposób – korporacja oferuje płatne usługi, z których możesz nie korzystać. Ale nie pyta Ciebie o zgodę, czy chcesz ponosić koszty jej działalności. Korporacja zwykle robi wszystko, by koszty zewnętrzne ukrywać, dlatego mogą nie być widoczne na pierwszy rzut oka. Ale czy nie sądzisz, że jest to karygodne naruszenie Twojej wolności?

Na przykład lobby węglowe w Polsce stara się, by rynek węgla był jak najgorzej regulowany, bo dzięki temu może odpady węglowe sprzedawać do gospodarstw domowych. Te spalając go, powodują zimą nieznośny smog, który ma porażający wpływ na ludzkie zdrowie. Wedle różnych szacunków w Polsce z powodu smogu rocznie umiera ok. 40-45 tysięcy ludzi. Korporacja jest superorganizmem wyższego rzędu. Śmierć ludzi to dla niej tylko statystyka, podobnie jak dla Ciebie roczna liczba umierających komórek Twojego ciała.

Obawiasz się, że państwo niewiele może tu zdziałać? Historia pokazuje, że może. Kiedy w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku w Stanach Zjednoczonych gwałtownie wzrosła liczba właścicieli samochodów, nastąpił równie szybki wzrost ilości ołowiu, który wydobywał się z amerykańskich rur wydechowych. Z roku na rok przybywały dowody na to, że rosnąca liczba ołowiu dostaje się do płuc, krwiobiegów i mózgów Amerykanów i zaburza rozwój układu nerwowego u dzieci. Przemysł chemiczny jednak przez dziesiątki lat skutecznie udaremniał wszelkie próby wprowadzenia zakazu dodawania tego pierwiastka do benzyny. Był to klasyczny przypadek, gdy superorganizm korporacyjny stosował wszelkie narzędzia wpływu, by nadal móc przerzucać koszty zewnętrzne na społeczeństwo.

Znacznie później dopiero grupa kongresmenów reprezentujących dwie największe partie wystąpiła w obronie dzieci przeciwko przemysłowi chemicznemu, co doprowadziło do całkowitego usunięcia ołowiu z benzyny u progu lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Dzięki jednej, prostej interwencji stężenie ołowiu we krwi dzieci zmalało wraz ze spadkiem ilości tego pierwiastka w benzynie, co – jak się uważa – przyczyniło się do wzrostu IQ, obserwowanego w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat!

Jeszcze większe wrażenie robią liczne badania pokazujące, że proces wycofywania benzyny ołowiowej, który rozpoczął się pod koniec lat siedemdziesiątych XX wieku, mógł odpowiadać nawet za połowę nadzwyczajnego, niewyjaśnionego w inny sposób spadku przestępczości, który nastąpił w latach dziewięćdziesiątych XX wieku. Od lat pięćdziesiątych do końca lat siedemdziesiątych dziesiątki milionów dzieci, szczególnie te z biednych dzielnic miast, dorastały z wysokim stężeniem ołowiu we krwii, co powodowało u nich znacznie zwiększenie impulsywności. Gdy dorosły, odpowiadały za ogromny wzrost przestępczości, który przeraził Amerykę. Gdy ich miejsce zastąpiło nowe pokolenie, z mózgami wolnymi od ołowiu, nastąpił z kolei gwałtowny spadek liczby przestępstw.

Odgórne regulacje czasami są jednak prawdziwym wybawieniem. Nic nie wskazuje na to, że wolny rynek poradziłby sobie z tym problemem w bardziej skuteczny i humanitarny sposób. Jeśli jesteś silnie lewicowym czytelnikiem, być może myślisz – "Hurra! To są niebite dowody, że kapitalizm to gówno i należy od niego odejść!". Otóż nie. Oddajmy głos najmniej licznej, ale też mającej swoje racje, grupie – libertarianom.

Libertarianizm – w obronie mechanizmów rynkowych

W roku 2007 roku ojciec Davida Goldhilla zmarł w szpitalu z powodu infekcji, którą zaraził się w szpitalu. Goldhill, chcąc zrozumieć tą niepotrzebną śmierć, zaczął czytać o amerykańskim systemie opieki zdrowotnej, w którym rocznie umiera 100 000 osób z powodu podobnej infekcji. Z przerażeniem odkrył, że śmiertelność może spaść nawet o 2/3, gdy szpitale przestrzegają kilku procedur. Niestety większość szpitali tego nie robi. Goldhill, lewicowy zwolennik amerykańskich Demokratów, zastanawiał się, jak to możliwe, że jakaś organizacja nie skorzystała z okazji, aby podjąć proste działanie przynoszące tak wielkie korzyści. W świecie biznesu takie zaniedbanie doprowadziłoby do bankructwa. Gdy dalej drążył temat, doszedł do wniosku, że źle dzieje się wtedy, gdy dobra i usługi są oferowane bez udziału prawidłowo działającego rynku.

Dwa lata później w miesięczniku "The Atlantic" opublikował esej o prowokacyjnym tytule "How American Health Care Killed My Father" (Jak amerykańska służba zdrowia zabiła mojego ojca). Zwrócił uwagę na niedorzeczność rozwiązania polegającego na wykorzystywaniu ubezpieczenia do opłacania rutynowych świadczeń. Ubezpieczenie – zdaniem Goldhilla – wykupujemy na wypadek katastrofy. Wkładamy pieniądze wraz z innymi ludźmi do puli ubezpieczeniowej, w ten sposób rozpraszając ryzyko. Rutynowe wydatki z innych dziedzin życia na ogół pokrywamy z własnej kieszeni, poszukując najwyższej jakości za jak najniższą cenę. Nie będziemy się ubezpieczać od wymiany oleju.

Idąc do supermarketu pomyśl o tym, że setki firm zainwestowało mnóstwo czasu, pieniędzy i kapitału intelektualnego, by zmniejszyć koszt dostarczenia Ci towaru nawet o grosik. Teraz wyobraź sobie, że ceny znikają z półek. Kasjerka skanuje wybrane przez Ciebie produkty, które pokrywa Twój ubezpieczyciel. Czasami musisz coś dopłacić, ale generalnie zyskujesz to wszystko w swoim pakiecie ubezpieczenia spożywczego.

W takim systemie znika motywacja do poszukiwania innowacyjnych rozwiązań obniżania kosztów jedzenia albo poprawiania jego jakości. Supermarkety dostają pieniądze od firm ubezpieczeniowych, które z kolei otrzymują nasze składki. Składni zaczną rosnąć, ponieważ supermarkety będą oferować te produkty, za które ubezpieczyciele zapłacą najwyższą cenę, a nie takie, które dostarczą najwyższą wartość klientom.

Wraz ze wzrostem cen żywności lewica zacznie się domagać, by państwo finansowało składki ubezpieczenia spożywczego ludziom ubogim i seniorom. Odkąd jednak rząd staje się największym nabywcą żywności, sukces supermarketów i firm oferujących ubezpieczenie spożywcze zależy przede wszystkim od maksymalizowania wpływów od rządu. Aby to sfinansować, rząd będzie musiał podnosić podatki i w ten sposób wszyscy przeznaczymy 25% swoich dochodów za wzajemne finansowanie absurdalnie drogiego jedzenia.

Jak przekonuje Goldhill, dopóki konsumenci nie będą musieli brać pod uwagę ceny, a ktoś inny będzie płacić za nasze wybory, sytuacja będzie się pogarszać. Niektórzy jako rozwiązanie proponują ekspertów, którzy ustalaliby odgórnie cenę różnych zabiegów, ale w ten sposób wracamy do gospodarki centralnie planowanej, która w przeszłości nie sprawdzała się najlepiej. Jedynie automatyczne mechanizmy rynkowe są w stanie połączyć popyt, podaż i pomysłowość tak, aby zapewnić opiekę zdrowotną za możliwie najmniejszą cenę.

Istnieje na przykład rynek zabiegów LASEK. Jest to laserowa korekcja wzroku, dzięki której pacjenci nie muszą już nosić okularów ani soczewek kontaktowych. Lekarze są zmuszeni konkurować ze sobą, gdyż zabieg ten nie jest finansowany przez ubezpieczenia. Pacjenci biorą więc pod uwagę cenę. Dzięki konkurencji i innowacyjności cena tej operacji spadła o blisko 80% w stosunku do ceny, gdy wprowadzono ją po raz pierwszy.

Gdy libertarianie mówią o niewidzialnej ręce rynku albo spontanicznym ładzie, nie powinniśmy zbywać ich śmiechem za powtarzanie starych komunałów. W dużej mierze mają rację. Lewica, ze swoją skłonnością do ingerowania w rynek, potrafi zapędzić się zbyt daleko. Organizacja pracy w myśl gospodarek komunistycznych lub socjalistycznych, gdzie ludzie muszą pracować w grupach znacznie większych niż naturalne, powoduje wyraźny spadek wydajności, ponieważ przez rozproszenie odpowiedzialności spada motywacja do pracy. Dlatego kraje komunistyczne lub radykalnie socjalistyczne często w coraz większym stopniu uciekają się do gróźb i metod siłowych, aby wymusić współpracę. Plany pięcioletnie rzadko działają równie dobrze, jak niewidzialna ręka. Lewica powinna o tym pamiętać. A libertarianie są od tego, by jej o tym przypominać.

Materiały warte uwagi

Darmowe

Płatne

Literatura

  • Haidt, J. (2014). Prawy umysł. Dlaczego dobrych ludzi dzieli religia i polityka?

Zobacz też

MiauBlog:

NavBox: