Blog:Toksyczna używka - media społecznościowe

Z MruczekWiki

Toksyczna używka - media społecznościowe
5 stycznia 2023 | Kenex


Pisałem już dlaczego żałuję, że fora internetowe zostały wyparte przez wielkie media społecznościowe. Chciałbym jednak dodatkowo rozwinąć, co mnie wkurza w mediach społecznościowych. Uwidoczniło się w nich wiele zjawisk, które bardzo szkodzą naszemu społeczeństwu. Jeśli nic z tym nie zrobimy, serio boję się, co przyniesie przyszłość.

Pasywny odbiór

Użytkownicy mediów społecznościowych są często dumni, że w przeciwieństwie do pasywnych telewidzów, którzy zadowalają się "medialną papką", oni są świadomymi odbiorcami. Ale czy na pewno? Co robi przeciętny użytkownik wchodząc na Facebooka, Twittera, Reddita? Po prostu kręci kółkiem myszy albo przesuwa palcem po ekranie i patrzy, co mu podsunie algorytm. Jeden z byłych pracowników mediów społecznościowych przyznał w filmie dokumentalnym "Dylemat społeczny", że oni intencjonalnie zaprojektowali mechanikę ściany tak, by wymagała od użytkownika jak najmniej świadomości. Wyuczenie prostych odruchów najłatwiej uzależni. Mózg się nauczy, że bez wysiłku zostanie zalany dopaminą.

Podejmowanie decyzji jest bardzo męczące, z czym pewnie zgodzi się każdy, kto stanął przed dylematem, "co dzisiaj obejrzeć na Netflixie". Zupełnie inaczej działa TikTok. Użytownik jest zalewany krótkimi filmami, które podsunie mu algorytm. Niektórzy nawołują, by Netflix poszedł tą drogą, co - wedle mnie - jest idiotyczne. O ile można zaufać algorytmowi przy krótkich filmikach, decyzja o poświęceniu dwóch godzin jest dużo poważniejsza. Te nawoływania pokazują jednak, w jakim miejscu jesteśmy. Design dąży do tego, by odciągać ludzi od podejmowania decyzji. Zrobienia z użytkowników cyfrowych telewidzów.

A jeszcze żeby było mało - algorytm ma tendencję promować treści, które są bardzo szkodliwe społecznie. Także dzieciom.

Screen bez źródeł

Nie jestem w stanie opisać, jak czasem potrafię się wkurzyć, gdy ktoś wstawi screen clickbaitowego tytułu. Jest tu wiele warstw szkodliwości:

  1. Clickbait często ma za zadanie zachęcić do kliknięcia, dlatego sam w sobie nie posiada kluczowych informacji lub wręcz wprowadza w błąd
  2. Nie można po prostu kliknąć, by zajrzeć do środka i poznać szerszy kontekst sprawy. Musisz sam poszukać artykułu, co jest bardzo niewygodne. Wielu nie będzie dostatecznie zmotywowanych, dlatego zadowolą się samym screenem i dopowiedzą sobie narrację. Elewntualnie zajrzą do sekcji komentarzy, gdzie nie będzie lepiej.
  3. Screen może być fałszywy. Niezliczona liczba interantów nabrała się na bezczelną fałszywkę. Bardzo łatwo ją wyprodukować za pomocą "Zdabaj elementu" w przeglądarce, a w formie screena będzie wyglądać wiarygodnie.

Screeny stały się popularne, bo algorytmy ucinają zasięgi wiadomościom z linkami. Dlaczego? Jest ryzyko, że odbiorca przejdzie na zalinkowaną stronę i spędzi mniej czasu w medium społecznościowym - wyświetli mniej reklam. Ludzie zauważyli, że jak robią screena, dostają więcej lajków, a jako Homo Sapiens lubimy społeczne dowody uznania. Nawet jeśli cztery osoby stwierdzą, że lepiej dawać linki, piąta nie będzie miała zahamowań i właśnie ją algorytm wypromuje. A potem mamy ściany zalane screenami.

Oburzenie jako ściągacz uwagi

Autor kanału "Naukowy bełkot" w filmie Czy "lajki" promują toksyczność? przyznał, że najpopularniejszy jego film to krytyka innego YouTubera i miał myśli, że może to jest właściwa droga - promować się na oburzeniu. Ale na szczęście się powstrzymał.

Wielu jednak się nie powstrzyma i zostaną nagrodzeni. Zgarną najwięcej widzów, zbudują najsilniejszą markę i zarobią najwięcej. Bo jak się okazuje, oburzenie jest emocją, która świetnie podtrzymuje zaangażowanie. Gdy jesteśmy na coś wściekli, włącza się myślenie tunelowe czyli takie, gdy skupiamy się tylko na jednej rzeczy i ignorujemy inne. Poza tym, gdy jesteśmy oburzeni, czujemy największą potrzebę, by dać temu wyraz - napisać komentarz albo chociaż podać dalej.

Mama: Synku, chodż na obiad.
Syn: Zaczekaj mamo. Muszę napisać temu dzbanowi, że się myli.

Na prawdę ciężko się oderwać, gdy trzyma nas oburzenie. Chyba każdy tego doświadczył, więc nie będę się rozwodzić. Co więc robi algorytm, który ma utrzymać nasze zaangażowanie? Podsuwa rzeczy oburzające.

Jednak z emocjami jest myk, że się znieczulamy. Gdy pierwszy raz widzimy brutalny albo przerażający film, przeżywamy emocjonalny rollercoaster. Ale setny film? Meh. Dlatego treści muszą być coraz mocniejsze. Tu dochodzimy do problemu radykalizacji.

Jak można być tak złym?

Uważasz, że ludzie o poglądach przeciwnych do Twoich są źli, kierowanymi najniższymi pobudkami, i chcą Ciebie skrzywdzić? Witamy w dobie mediów społecznościowych. Gdy pisałem żartobliwy artykuł o Twitterze, podałem objawy przedawkowania takie jak zwracanie się do osoby o odmiennych poglądach w formie "wy". Bardzo typowe dla użytkowników mediów społecznościowych jest widzenie świata społecznego jako miejsca, gdzie kilka grup toczy walkę na śmierć i życie, a "tamci" są oczywiście moralnie zepsuci. Niezliczoną ilość razy czytałem, że zakaz aborcji jest dlatego, by kontrolować kobiety, a związki LGBT są po to, by zniszczyć polskie rodziny. Im radykalniejsze osądy tym lepiej - będą się świetnie klikać.

Od kilku lat toczy się dyskusja wokół baniek informacyjnych, że zamykamy się w środowiskach o naszych poglądach i nie przyjmujemy opinii innych. Wiele osób deklaruje, że nie mają tego problemu, bo w Internecie spotykają różne opinie. Jednak większość z nich widzi:

  1. Treści "podane dalej" na zasadzie "patrzcie, jaki dzban xD"
  2. Influencerów o odmiennych poglądach, którzy wybili się na kontrowersjach dzięki algorytmowi
  3. Sekcje komentarzy pełne jadu, gdzie różne osoby się kłócą

To NIE JEST prawidłowe "wyjście z bańki". To jest toksyczna parodia, która tylko utwierdzi Cię, że po drugiej stronie są potwory.

W artykułach Hejter oraz Sekcja komentarzy znajdziesz informacje pokazujące, że najaktywniejsi komentujący to radykalny wycinek populacji. Wycinek, ale głośny. Bardziej umiarkowani nie mają ochoty narażać się na wszechstronne ataki, dlatego wolą siedzieć cicho i obserwować zapasy błotne z bezpiecznej odległości. Szkoda, że tak ciężko się powstrzymać przed oglądaniem...

Fejki zostają w głowie

Własną wizję świata łatwo potwierdzać. Jak skończą się fakty, można zawsze ulec fejkom. Wiele osób nieskromnie uważa, że potrafi odsiać ziarno od plew, więc są bezpieczni. Przyjrzyjmy się.

Weryfikowanie informacji wymaga wysiłku, zwłaszcza przy modzie wstawiania screenów. Dlatego jak widzimy coś podejrzanego, raczej zareagujemy stwierdzeniem "pewnie fake" i przejdziemy dalej. Niestety to ma opłakane skutki. Psychologowie już kilka dekad temu opisali efekt śpiocha - ludzie po jakimś czasie pamiętają jedynie informację, ale zapominają, że pochodzi ze słabego źródła. Po czasie mogą więc w nią uwierzyć, bo "faktycznie coś kojarzą", "rzeczywiście o tym czytali".

A co wygląda dla nas podejrzanie? Efekt potwierdzenia sugeruje, że będziemy bardziej podejrzliwi wobec treści, z którymi się nie zgadzamy. Nieraz słyszałem przemyślenia od wielu osób, że ich strona konfliktu udostępnia sprawdzone informacje, a druga notorycznie sięga po fejki. Jako psycholog dostrzegam tu pewną zależność.

Źródła wierne prawdzie są z góry na straconej pozycji, bo muszą trzymać się faktów. Reszta może skupić się na innych aspektach - by informacja wywoływała pożądanie emocje, była łatwa do przetworzenia i zachęcała do podania dalej. Prościej to osiągnąć, jeśli dobierasz wszystko tendencyjnie pod przyjazną odbiorcy narrację.

Media tradycyjne... również się psują

Może więc powinniśmy się przeprosić z mediami tradycyjnymi? Może one nas uratują? Obawiam się, że szanse są niewielkie. Media społecznościowe narzuciły debacie publicznej ogromne tempo. News z wczoraj nikogo nie obchodzi, bo dzisiaj oburza coś nowego. Nie ma czasu na weryfikowanie informacji, zgłębianie stanowiska każdej ze stron, bo długi tekst z opóźnieniem wyświetli garstka. Dziennikarz dostanie ochrzan, że się słabo klika, podczas gdy kolega Pan Clickbait przynosi gazecie ogromne przychody z wyświetleń reklam.

Nawet płatne media jak Gazeta Wyborcza mają stronę główną z żenującymi clickbaitami typu:

  • W tej branży zarabia się najwięcej i nie jest to sektor IT! GUS podał średnie zarobki za listopad
  • Co Polacy oglądali na Netflixie. Nieoczywiste wyniki
  • Najbardziej ekologiczna metoda odśnieżania to... nie spodoba Wam się to
  • Jedna z płci częściej choruje na alzheimera. Naukowcy odkryli możliwą przyczynę

Może to Syndrom kiedyś było lepiej, ale wydaje mi się, że w szkole podstawowej jak dostałem do ręki gazetę, nagłówki serio były treściwsze. A teraz? Jak nie klikniesz, nic nie wiesz. Ta różnica ma w sumie sens. Gdy kupowaliśmy papierową gazetę, wydawca nie widział, na co się najwięcej gapimy. Redakcje były rozliczane za liczbę sprzedanych egzemplarzy, więc nieważne, czy przelecisz tylko nagłówki, czy całość, premia ta sama. A teraz? Rozlicza się za wejścia w artykuł. Więc robi się wszystko, byśmy klikali.

W mediach tradycyjnych również obowiązuje zasada, że najbardziej angażuje oburzenie. Dlatego gazety przyjmują czytelną narrację (jesteśmy lewicowi/prawicowi/socjalistyczni/wolnorynkowi) i wywołują u swoich odbiorców pożądane emocje.

Politycy... również się psują

Politycy muszą dostosować się do nowych reguł gry. Chcesz pozostać etyczny i szanować swoich przeciwników? Nikt nie broni. Ale nie dziw się, jeśli Twoja rozpoznawalność spadnie, a Twoje miejsce zajmą osoby, które etykę wsadziły w cztery litery. Po mediach społecznościowych suną jak burza politycy głoszący, że przeciwnicy aborcji prześladują kobiety, a LGBT niszczą polskie rodziny. Stanowcze osądy ze szczyptą spisku? Zasięgi rosną jak szalone. Nawoływanie do spokoju i pojednania? Meh, nuda. Scrolluj dalej.

Krzywda emocjonalna i niszczenie relacji

Przyznam, że w sprawie mediów społecznościowych czuję się bezradny. Widzę, że moi znajomi są coraz bardziej uzależnieni, mają coraz radykalniejsze poglądy i co chwila powołują się na nieprawdziwe informacje. A warto dodać, że niemal wszyscy wiedzą o postprawdzie, o efekcie potwierdzenia, o bańkach informacyjnych, o uzależnieniach. Przypomina to rozmowę z alkoholikiem, który czasem przyznaje, że jest uzależniony, ale i tak nie może przestać. Można ich krytykować, ale pomyślny inaczej - po jednej stronie mamy zwykłego człowieka, a po drugiej stronie wybitnych inżynierów i psychologów, którzy dostają zadanie uczynienia serwisu jak najbardziej uzależniającym. Kto wygra?

Niemal wszyscy nosimy w kieszeni telefon z dostępem do Internetu, co można porównać do alkoholika, który zawsze ma w kieszeni "małpkę" z mocnym trunkiem. Jak długo wytrzyma? Psychologowie opisują, że urządzenia mobilne nasiliły u ludzi efekt złotowłosej, czyli dążenia człowieka, by zawsze utrzymać idealny poziom stymulacji. Czekanie na światłach? Zbyt nudno. Wyciągam telefon i scrolluję. Stres przed egzaminem? Zbyt strasznie. Wyciągam telefon i scrolluję. Przypomina to toksyczną relację z alkoholem, który służy jako zatapiacz problemów emocjonalnych.

Sam nie jestem bez winy. Wiele razy sobie tłumaczyłem, że Facebook stanowi dla mnie fajne źródło informacji albo że to spoko rozrywka. Ale postanowiłem się sobie przyjrzeć. Sprawdziłem, jak często scrollując ścianę trafię na coś, co uznam za wartościowe czyli takie, które faktycznie mnie usatysfajconuje i nie trafiłbym na to w inny sposób. Rezultat? W większości sesji nie było ani razu czegoś takiego. Ani razu.

Na Reddicie z kolei szybko zostałem zalany skrajnie lewicową krytyką kapitalizmu. Wiele rzeczy mi się podobało, bo jestem zwolennikiem skandynawskiej socjaldemoracji, ale liczba nieprawdziwych albo wyrwanych z kontekstu informacji poraża. Wiele razy łapałem się na tym, że już chciałem coś zalajkować albo udostępnić, jednak się powstrzymałem. Sprawdziłem i okazało się, że dobrze zrobiłem. Bo to fake albo przeinaczenie/uproszczenie.

Ludzie zachowują się zależnie od sytuacji

Czytałem wiele przemyśleń, że media społecznościowe wyglądają jak wyglądają, bo "tacy jesteśmy". Nie do końca się zgadzam. Ludzkie zachowanie zależy od okoliczności. W nazistowskich Niemczech ci sami ludzie gnębili więźniów obozów koncentracyjnych, by potem wrócić do domu i być kochającymi rodzicami. Środowisko może wydobywać z nas najlepsze albo najgorsze cechy, więc warto dążyć do jego poprawy. Aplikacje takie jak Facebook, Twitter, Reddit czy TikTok wykorzystują wady, które już posiadamy. Tylko co z tego? Wiele oszustw przecież opiera się na ludzkich słabościach, a jednak wsadzamy za nie do więzienia.

Nie popieram też spychania problemu wyłącznie na poziom indywidualnej odpowiedzialności - "skoro ciągle scrolluje, jest sam sobie winny". Przypomina mi to logikę Pana Rozsądnego z tekstu Dobrowolne nie znaczy dobre. Pamiętaj, że nawet jeśli Ty umiesz się powstrzymać przed uzależnieniem, Twoi bliscy mogą przegrać z wybitnymi inżynierami i psychologami na usługach korporacji. A im więcej "przegranych" w społeczeństwie, tym gorzej dla wszystkich, co pokazują obserwacje sieci społecznych (tłumaczyłem je w tekście Dlaczego warto wykształcić populację oraz Dlaczego państwo powinno ograniczyć alkohol).

Co zrobić?

Zbliżamy się do punktu, w którym postraszyłem, więc powinienem podać rozwiązanie. Opiszę różne idee, z którymi się spotykam oraz swoje przemyślenia. Jestem otwarty na dyskusje i nowe pomysły.

Są różne warstwy i podejścia.

Pierwszą warstwą jest postępowanie indywidualne:

  1. Wyłącz powiadomienia wszędzie tam, gdzie nie są Tobie absolutnie niezbędne. Zyskaj czas dla siebie, zamiast być ciągle rozpraszanym pierdołami ze wszystkich aplikacji.
  2. Zastanów się, ile czasu spędzasz w mediach społecznościowych. Liczba, którą podajesz, jest prawdopodobnie bardzo zaniżona. Możesz pokusić się o monitorowanie swojej aktywności. Są aplikacje i wtyczki śledzące, ile czasu spędasz w poszczególnych aplikacjach i stronach.
  3. Zastanów się, czy miejsca które przeglądasz, są tego warte. Czy warto zasyfiać sobie pamięc fejkami tylko dlatego, że raz na jakiś czas zdaży się perełka? Czy warto tracić godziny dziennie, bo co jakiś czas uśmiejesz się z mema?
  4. Wiele serwisów poza "ścianą", której zawartość dobiera algorytm, pozwala także na przeglądanie treści chronologicznie. Możesz np. wartościowe profile z Facebooka, Twittera czy Reddita dodać do zakładek i odwiedzać od czasu do czasu. Dzięki temu zobaczysz treści w bardziej surowej formie, a nie tylko to, co algorytm uzna za najlepiej pobudzające aktywność. Na ścianie łatwo uwierzyć, że wszyscy postradali zmysły i zieją nienawiścią, a okazuje się, że to algorytm takie postawy promuje (wyważone opinie po prostu się nie przebijają)
  5. Na YouTube możesz z kolei wyłączyć system rekomendacji. Jako ciekawostkę dodam, że zaleca to również autor systemu rekomendacji. Po czasie uważa, że jego patent za bardzo uzależnia i ostrzega o tym w filmie dokumentalnym "Dylemat społeczny".
  6. Pomyśl, że po drugiej stronie siedzą utalentowani specjaliści, którzy robią wszystko, by jak najdłużej utrzymać Ciebie w mediach społecznościowych. Zarząd i akcjonariusze mają gdzieś, że nie możesz się skupić, że zaniedbujesz relacje, że masz obniżony nastrój. Im chodzi o pieniądze. Gniew to świetny motywator, więc może pomóc.
  7. Czytaj książki popularnonaukowe. Zobaczysz olbrzymi kontrast jakościowy między książką a mediami społecznościowymi i zaczniesz czuć wstręt do clickbaitów, przeinaczeń i uproszczeń. A tym samym zmaleje ochota na scrollowanie dalej. Jeśli masz problem z motywacją, są wydarzenia i grupy, które wzajemnie wyznaczają sobie za cel przeczytanie określonych rzeczy i się motywują.
  8. Niektórym pomaga ustawienie sobie na ekranie wyświetlania jedynie skali szarości (bez kolorków). Dzięki temu strony przestają być tak atrakcyjne wizualnie i przez to mniej się chce je przeglądać.
  9. Wyznaczaj sobie jasne, mierzalne cele np. "będę spędzać w mediach społecznościowych wyłącznie X minut dziennie".

Drugą warstwą jest oddziaływanie na grupę:

  1. Nie naciskaj za bardzo, że inni mają przestać używać mediów. Nie przyjmuj tonu zarozumiałego mędrca. Jest ogromne ryzyko, że ludzie po prostu przestaną mówić o swoim uzależnieniu, więc stracisz szansę, by pomóc. Wykaż się zrozumieniem i wsparciem. Staraj się nie oceniać, a jedynie delikatnie skłaniać ku zmianie postaw i zachowań.
  2. Staraj się promować formy kontaktu, które pozwalają uniknąć uzależniających mediów społecznościowych. Wiele razy się przyłapałem, że odebrałem wiadomość na Messengerze w przeglądarce i skończyłem scrollując ścianę Facebooka. Są alternatywy jak Signal, Skype albo klasyczne SMS-y i rozmowy telefoniczne. Wiem, że proszenie o numer telefonu sprawia wielu problemy, ale warto. Gdy była duża awaria Facebooka, BARDZO pożałowałem, że do większości znajomych nie mam alternatywnego kontaktu.
  3. Przyznaj przed innymi, że miewasz sytuacje, gdy oddziałuje na Ciebie efekt potwierdzenia, gdy złapiesz się na fejka, gdy czegoś nie wiesz, albo gdy poniosą Cię medialne emocje. Otworzysz na podobne wyznania innych, a wtedy mogą zastanowić się nad sobą. "Znowu nabrałem się na fejka. Może faktycznie media społecznościowe to rak?". Unikaj atakowania ich, bo wtedy przybiorą pozycje obronne i będą szukać argumentów za tym, że nie mają problemu.
  4. Zaproponuj wspólne aktywności, podczas których będziecie unikać mediów społecznościowych. Możecie się też omówić na wspólny detoks i wzajemnie się motywować.

Trzecią warstwą są oddziaływania społeczne i systemowe:

  1. Odpowiedni protest oburzonych konsumentów może wywrzeć wystarczający nacisk na media społecznościowe, by się ucywilizowały. Tłum może też nacisnąć na polityków, by ci zmusili korporacje do ucywilizowania, jeśli same nie będą chciały. Brutalne filmy akcji nie lecą w telewizji o 15, ponieważ w wielu krajach zakazano podobnych praktyk.
  2. Propozycja: Jak chcesz udostępniać publiczne treści w mediach społecznościowych lub przekazywać je dalej, musisz zweryfikować swoją tożsamość. Niekoniecznie musi to robić Facebook czy Reddit, które pewnie chętnie by przygarnęły te dane. Weryfikować może jakaś instytucja pośrednia i serwisowi wysyłać jedynie informację, że użytkownik jest zweryfikowany. W ten sposób bardzo utrudnimy pracę fabrykom trolli, a agresywnym użytkownikom damy do zrozumienia, że jak będą przesadzać, łatwo ich namierzyć.
  3. Propozycja: Wyłączenie opcji, które sprzyjają toksycznym zachowaniom. Wiele kontrowersji rozchodzi się błyskawicznie z powodu istnienia przycisków w stylu "Podaj dalej". Jeśli oburzony musiałby kopiować albo przepisywać wiadomość, po drodze mógłby ochłonąć i nabrać bardziej wyważone stanowisko. A udostępnienie to jedno kliknięcie.
  4. Propozycja: Pozwolenie użytkownikom na większą kontrolę w dobieraniu treści dla siebie. Jak kogoś spytać, często nie chce widzieć u siebie jadu, ale algorytm "wie lepiej", bo zna nasze słabości i bezlitośnie wykorzystuje. Większa kontrola to większa szansa na panowanie nad sobą.
  5. Propozycja: Wprowadzenie mechanizmów, które zapobiegają nadmiernemu spędzaniu czasu w mediach społecznościowych np. ściana odświeżająca się tylko co jakiś czas (a nie przy każdym wejściu), unikanie wyświetlania tego samego więcej niż raz oraz informowanie, gdy przejrzało się określoną ilość zawartości i na dzisiaj już starczy. W grach z serii Anno pojawia się komunikat, gdy gra się 2 godziny bez przerwy. Coś podobnego zaimplementowane w serwisach społecznościowych zdziałałoby wiele dobrego.
  6. Propozycja: Ucinanie zasięgów materiałom wyrażającym moralne oburzenie, a promowanie tych, które posiadają wyważony język.
  7. Propozycja: Radykalnym rozwiązaniem jest zabranie mediów społecznościowych korporacjom i przekształcenie ich na międzynarodową organizację non-profit w stylu podobnym do WHO. Zniknąłby cel zarobkowy, więc można by zrezygnować z uzależniającego designu oraz nieetycznego wykorzystywania danych.

Szczypta optymizmu

Media społecznościowe to w skali cywilizacji świeży problem. Marcin Napiórkowski nawołuje, by wykazać się pewnym zrozumieniem dla ludzi - dostali nowe narzędzie i potrzebują czasu, by nauczyć się z niego korzystać mądrze i zdrowo.

W historycznych zapiskach można bez problemu znaleźć straszenie telewizją, prasą, a nawet pismem (ludzie przestaną polegać na pamięci!).

Myśląc o sile oburzenia przeważnie przychodzą nam do głowy negatywne przykłady jak nienawiść do uchodźców, promocja Trumpa, atak na Kapitol, ale są też przykłady pozytywne:

  • tworzenie się społeczeństwa obywatelskiego przeciwstawiającego się autorytarnym władzom w Iranie
  • organizowanie wielkich protestów politycznych w Polsce, zmuszające PiS do wycofania się lub chociaż wstrzymania (słynne 3 razy Veto)
  • organizowanie się młodzieży w nacisku na polityków w sprawie globalnego ocieplenia
  • nagłośnienie przypadków faktycznej niesprawiedliwości i prób zamiecenia przestępstw pod dywan (np. #metoo)

Nie sądzę, że problemy rozwiążą się same, ale może społeczeństwo wykształci mechanizmy chroniące chociaż trochę przed negatywnymi skutkami i będziemy używać mediów lepiej.

Linki zewnętrzne

Do poczytania:

Do obejrzenia:

  • Film dokumentalny "Dylemat społeczny" (Netflix) - jego siła polega na tym, że wypowiadają się w nim głównie byli pracownicy mediów społecznościowych. Robi wrażenie, gdy autor systemu rekomendacji na Youtube doradza instalację wtyczki blokującej jego dzieło. Albo gdy były pracownik Pinteresta opowiada, że uzależnił się od własnego dzieła i przeszkadza mu w byciu dobrym ojcem.

Zobacz też

MiauBlog:

MruczekWiki: