Blog:Internet psuje się na naszych oczach

Internet psuje się na naszych oczach
5 sierpnia 2023 | Kenex


Osobiście mam wrażenie, że Internet dla zwykłych użytkowników staje się coraz mniej przyjazny. Korporacje zmieniły miejsce swobodnej zabawy w używkę wyciskającą nasz czas i pieniądze.

  • Pamiętacie, gdy wyszukując czegoś w Google szybko znajdowało się odpowiedź, zamiast tony linków sponsorowanych oraz wodolejstwa?
  • Pamiętacie, gdy wpisując w Google "forum o X" często można było znaleźć serdeczną społeczność dyskutującą o Waszych zainteresowaniach?
  • Pamiętacie, gdy odwiedzało się społeczności dlatego, żeby było miło, a nie dlatego, żeby zalać mózg dopaminą, nawet za cenę pogorszenia nastroju?
  • Pamiętacie, gdy Internet nie był nastawiony na kpiny, szyderstwa i polaryzację?

Bo ja pamiętam. Często uważam, że wzdychanie za starymi, dobrymi czasami to kwestia bardziej błędów poznawczych niż stanu faktycznego, co pokazuje artykuł Syndrom kiedyś było lepiej. Ale gdy przychodzi do analizy konkretnych aspektów rzeczywistości, mam wrażenie, że te 10-15 lat temu serio Internet był przyjemniejszym miejscem.

Zmiany na lepsze

Żeby nie było, są rzeczy, które raczej zmieniły się na lepsze. Komunikacja w Internecie jest obecnie coraz częściej szyfrowana, dzięki czemu Pan Wścibski musi się znacznie bardziej wysilić, żeby nas podsłuchać. Przeważnie uzna, że nie warto. Fani inwigilacji przepowiadali apokalipsę i pandemię terroryzmu, ale nic takiego się nie zadziało. A przynajmniej wiemy, że obecnie jak politycy chcą podsłuchać innych polityków, dziennikarzy czy aktywistów, muszą nieźle się napocić z kosztownym oprogramowaniem typu Pegasus. Kiedyś wystarczyła analiza ruchu sieciowego (więcej). Niestety Pan Wścibski nadal może dowiedzieć się o nas przerażająco dużo. Wystarczy, że będzie w korporacji stojącą za usługami cyfrowymi, z których korzystamy.

Mam też wrażenie, że kiedyś znacznie łatwiej było się nabawić syfu na komputerze, przez który wyskakiwały reklamy na pulpicie albo działy się inne rzeczy. Obecnie przy podstawowej wiedzy i ostrożności raczej da się stosunkowo prosto tego uniknąć. Pojawiły się systemy chroniące przed spamem, przekrętami, włamaniami, niechcianymi elementami itp.

Poprawie uległ też User Experience. Projektując strony coraz częściej dba się o intuicyjność użycia, żeby mniej sprawni technicznie użytkownicy też dali sobie radę i mogli cieszyć się wygodą.

Kiedyś to była zabawa

Jednakże to nie zmienia faktu, że w rozmowach z ludźmi łatwo uzyskać konsensus co do jednego - "kiedyś Internet dawał więcej frajdy".

Przypomina mi się tutaj bardzo poruszająca animacja Nuggets (trwa ok. 5 minut), która pokazuje, że na początku używka daje nam ogrom frajdy, ale z czasem uzależnienie może zmienić się w koszmar. Kolejne dawki dają nam coraz mniej zaspokojenia, więc chcemy coraz więcej. A wszystko poza używką przestaje nas cieszyć. Więcej w artykule Uzależnienie.

Wiem, że można być już znudzonym tematem uzależnienia w kontekście mediów społecznościowych, ale nie sposób tego pominąć. Jesteśmy jak główny bohater animacji Nuggets w końcowej fazie filmu. Odwiedzamy Facebooka, Reddita czy Twittera / X nie dlatego, że spodziewamy się dobrej zabawy, ale dlatego, że układ nagrody domaga się kolejnej dawki. Addictive Software Design sprawia, że wchodzimy nie dla samej treści, a z powodu designu. Dlatego jednym ze sposobów na walkę z uzależnieniem jest popsucie wyglądu (np. poprzez ustawienie na ekranie skali szarości bez kolorów) oraz wygody (np. poprzez pozbycie się możliwości szybkiego wejścia na stronę).

Inna sprawa, że na ścianie najprawdopodobniej zobaczymy głównie treści polaryzujące. Emocją, która najmocniej nas trzyma przy ekranie, jest oburzenie. Ja to drastycznie widziałem na swojej ścianie Facebooka, gdy po polubieniu profili politycznych i naukowych bardzo szybko zostałem zalany treściami typu "haha, patrzcie jaki dzban". Jakieś faktycznie ciekawe analizy dostawałem bardzo sporadycznie, a zmęczony śmieciową zawartością i tak nie miałem siły ich czytać.

Na dłuższą metę to nie jest dobra zabawa.

Więcej o mediach społecznościowych w kontekście uzależnienia i polaryzacji pisałem w Toksyczna używka - media społecznościowe

Małe grupy regulują się same

Gdy czytałem książkę "Narodziny wszystkiego", uderzyła mnie jedna rzecz. Autorzy podawali przykłady różnych społeczności, które - w przeciwieństwie do naszej cywilizacji - nie zorganizowały się wokół scentralizowanych aparatów przymusu. Łącznik, jaki widzę między Wyandotami, miastem Teotihuacan czy wczesną kulturą Cucuteni-Trypole, to ślady wskazujące na mądre używanie psychologii grup. Ludzie dzielili się tak, by wewnątrz grupy mogli wszystkich znać i dzięki temu wzajemnie regulować się poprzez ludzką serdeczność.

Podobnie sprawa wyglądała w wielu społecznościach internetowych z przeszłości. Gdy całe forum miało jakieś 10-20 aktywnych użytkowników, wszyscy się wzajemnie znali, integrowali i zachowywali miło wobec siebie. Obecni giganci wrzucają ludzi do jednego gara, kompletnie niszcząc zalety integracji. Z dyskusji przypominającej pogaduszki na podwórku, robi się show telewizyjne, gdzie wielu ma ambicję zostać gwiazdą, więc kombinują z ciętymi ripostami. Jeśli masz dość gwiazd i próbujesz je uspokoić, momentalnie organizują atak, zarzucając Tobie dyktatorskie zapędy oraz brak dystansu do siebie. Więcej o tym pisałem w Jak presja dystansu do siebie psuje Internet. Gdy showman przyzwyczai się do spamu lajkami i serduszkami za wredne zachowania, przeraża go perspektywa, że ktoś próbuje mu to odebrać.

Przez uśmiercenie for zostaliśmy w Internecie nieco obdarci z podwórkowej atmosfery. Ktoś może powiedzieć, że wystarczy założyć zamkniętą grupę na FB, ale to nie rozwiązuje problemu. Większość odbiorców wpisy z grup będą widzieć na ścianie, która wcześniej nakręci ich agresywnymi treściami. W dodatku, aby post z grupy im się pokazał, też powinien stawiać na oburzenie lub mieć cięte riposty w komentarzach. Podobny problem dotyczy innych serwisów społecznościowych.

Zostają jeszcze komunikatory np. Discord. Tam faktycznie łatwiej stworzyć serdeczną, kameralną społeczność, która będzie przypominać pogaduchy na podwórku. Niestety nie mają innych zalet for. Dyskusje nie są dostępne publicznie z poziomu Google. Strasznie mnie irytuje, gdy do jakiegoś produktu nie mogę znaleźć szybko odpowiedzi na problem, bo autorzy po pomoc odsyłają na Discorda. Wyszukiwarka w komunikatorze nie jest nawet w 1/10 tak inteligentna jak usługi Google-podobne, więc ciężko coś znaleźć. Fora dają też więcej czasu do namysłu i zwykle nie chowają tak złośliwie istotnych funkcji za paywallem (np. wysyłania dłuższych wiadomości).

Agresywna monetyzacja

Gdy korporacje wystarczająco wyssały mniejsze społeczności i uzależniły od siebie ludzi, mogły skupić się na jak najmocniejszym wyciskaniu pieniędzy. Bloger Cory Doctorow określa słowem Enshittification proces, gdy platforma cyfrowa pogarsza swoją jakość w celu maksymalizacji zysków. Wyróżnił on kilka etapów:

  1. Platforma jest bardzo przyjazna użytkownikom, aby ich przyciągnąć i zatrzymać u siebie.
  2. Platforma przestaje być przyjazna użytkownikom, ponieważ coraz mocniej poświęca przestrzeń reklamom oraz treściom sponsorowanym, w celu zwiększenia przychodów.
  3. Platforma przestaje być przyjazna reklamodawcom, ponieważ coraz więcej pieniędzy stara się zagarnąć dla siebie np. pobierając większą prowizję.
  4. Platforma umiera

Niestety obecnie wielu monopolistów i oligopolistów, którzy opanowali Internet, znajduje się na etapie 2 albo 3, niszcząc nam przyjemność z doświadczenia. Wyszukiwarki wciskają na siłę treści sponsorowane, serwisy społecznościowe wciskają na siłę treści sponsorowane, pośrednicy handlowi wciskają na siłę treści sponsorowane. Wchodząc na Google czy Facebooka bez wtyczki blokującej reklamy, można się przerazić. Szczególnie poszkodowani są użytkownicy mobilni, gdyż na telefonie często ciężej się przeciwstawić.

Ostatnio zepsuły mi się okulary. Wiedziałem, gdzie chcę jechać, ale nie mogłem w tej chwili skorzystać z komputera. A chciałem sprawdzić, do której godziny punkt naprawy jest otwarty. Nie sądziłem, że to będzie taki problem. Gdy próbowałem go znaleźć przez Google, za każdym razem wyskakiwał inny, położony dużo dalej. Nawet gdy wpisywałem dokładny adres, usługi Google uparcie proponowały mi drugi. Na początku pomyślałem, że może to dziwny przypadek, ale inni mówią mi, że mają podobnie. Od jakiegoś czasu coraz ciężej znaleźć im to, co szukają. Mieli analogiczne historie, że wpisywali jedno miejsce, a wyskakiwało im wpierw inne itp.

Jasny szlak mnie trafia, gdy szukając porady do czegoś albo przepisu, muszę najpierw przejść przez tonę wodolejstwa. Wygląda to tak dlatego, że obecnie artykuły pisze się stosując techniki SEO (Search Engine Optimization). Ich celem jest jak najwyższa pozycja w wyszukiwarce Google. Niestety okazało się, że algorytmy Googla lubią wodolejstwo. Nie dość, że jest więcej istotnych słów kluczowych, to jeszcze użytkownik spędza więcej czasu na stronie. A że Google totalnie dominuje na rynku wyszukiwarek, wszelkie redakcje dostosowały się. Ze szkodą dla użytkowników.

Wiki wbrew trendowi

Ostatnio szalenie doceniłem strony typu Wiki (np. Wikipedia, MruczekWiki). Wikipedia od początku była projektem non-profit, więc nie jest nastawiona na monetyzację, tylko na dobro użytkownika. Dzięki temu narzuciła pewne standardy encyklopediom internetowym. Gdy szukam receptury do gry, wiem, że znacznie szybciej znajdę odpowiedź, jeśli dopiszę "wiki".

Obecnie pojawia się coraz więcej inicjatyw starających się przeciwstawić potędze technologicznych korporacji. Jednakże proponują w zamian rozwiązania, które co prawda zwiększają wolność, ale robią to kosztem wygody i przystępności. Zastanawiam się, czy nie lepszym rozwiązaniem jest pójście drogą Wikipedii. Jest jeden centralny serwis wraz z technologią dostępną dla wszystkich, jeśli ktoś chce założyć własną alternatywę. Niektórzy mówią, że to jest poza zasięgiem organizacji non-profit, ale może nie, jeśli przypomnimy sobie, że wiele bajerów proponowanych przez Reddita czy Facebooka nie ma na celu poprawić jakości usług, tylko dodać kolejne pole do monetyzacji. Można poprzez design sprawić też, że ludzie będą pisać rzadziej, ale za to z większym namysłem. Pisałem o tym w Szkoda, że giganci wyparli fora internetowe.

Trochę martwię się, że obecne enshittification jest ciężkie do powstrzymania. Cory Doctorow uważa, że serwis po jej wpływem upada i robi miejsce na coś lepszego. Ale odnoszę wrażenie, że jeśli jakaś usługa obecnie osiąga ogromny sukces, często przez jeszcze skuteczniejsze zalewanie użytkownika dopaminą i śmieciowymi treściami. Uzależnionych ciężko przekonać do produktu z mniejszą dawką uzależniacza. Za to większa dawka skusi natychmiast. Dlatego ogarnia mnie pesymizm. Internet psuje się na naszych oczach.

Warto przeczytać

Zobacz też

MiauBlog:

MruczekWiki: