Blog:Kasyno w Twoim telefonie - media społecznościowe

Kasyno w Twoim telefonie - media społecznościowe
3 marca 2024 | Kenex


Gdy kilka lat temu byłem na wycieczce w Las Vegas, rzuciło mi się w oczy, jak bardzo oszukują nas filmy. W filmach Las Vegas jest pełne roześmianych klientów czujących pozytywny dreszczyk emocji. W rzeczywistości siedzieli tam potwornie smutni ludzie z miną "Dlaczego ja to robię?". I to nie tylko moje wrażenie, bo wszyscy na wycieczce odczuli to samo. No właśnie - skoro są smutni, dlaczego to robią? Bo liczą, że TYM RAZEM w końcu wypadnie coś dobrego. Tak samo jak osoby scrollujące media społecznościowe.

Jednym z powodów, dla którego strony kwejkopodobne odniosły w przeszłości taki sukces, jest fakt, że niezależnie od tego, czy memy były dobre, masz ochotę przejść na kolejną stronę. Wypadły rzeczy zabawne? Ale super, chcę więcej! Wypadły same suchary? Może kolejna strona będzie lepsza! Czasy świetności tych stron przypadły u mnie w liceum i zdarzało się, że ktoś przyszedł potwornie niewyspany, bo skakał ze strony na stronę, konsumując obrazki bez opamiętania.

Jeśli odwiedzisz współczesne kasyno, odkryjesz, że coraz rzadziej pociąga się za wajhę. Zamiast tego po prostu naciska sie przycisk. To dlatego, bo klik wymaga mniejszego wysiłku, więc ciężej się powstrzymać przed kolejną próbą. Im mniejszy konieczny wysiłek, tym silniejsza pokusa. Podobnie w Internecie witryny z podziałem na strony nie miały szans w starciu z Addictive Software Design przygotowanym przez profesjonalistów. Dzięki infinity scrolling wystarczy odruchowo przesuwać palcem po ekranie albo kręcić kółkiem myszy, by cały czas wprawiać maszynę losującą w ruch. Może za tym pociągnięciem wypadnie coś fajnego!

Skradzione skupienie

Jednym z największych zarzutów, jakie stawiam mediom społecznościowym (a jest ich sporo), jest kradzież umiejętności skupienia. Start upy i korporacje w pogoni za zwiększaniem zaangażowania użytkowników odebrały wielu z nam umiejętność przeczytania książki bez ciągłej pokusy zerknięcia na telefon. Przeciętny człowiek przegrywa z najzdolniejszymi inżynierami i psychologami pracującymi dla Facebooka albo TikToka.

Gdy coś robimy, ale w międzyczasie pojawi się rozpraszacz, skierujemy uwagę na nowość. Jest to normalna reakcja, która w oczywisty sposób pomagała naszym przodkom przetrwać. Raczej niedobrze zignorować skradającego się przeciwnika, bo wciągnęła nas zabawa kamieniami.

Problem jednak, gdy ktoś na tym odruchu żeruje i za pomocą powiadomień próbuje nas zachęcić do kolejnego użycia maszyny losującej. Ludziom z powodu FOMO trudno sobie postanowić, że kompletnie wyłączą powiadomienia, bo boją się, że TYM RAZEM przegapią coś ważnego i pilnego. Typowy lęk to coś w stylu: "znajomy wstawi na tablicę zaproszenie na imprezę dziś wieczorem, ja je przegapię i ludzie będą się dobrze bawić beze mnie".

Brak takiej reakcji na rozpraszacze obserwuje się u ludzi autystycznych. Kto miał z takimi do czynienia wie, że niezwykle ciężko zwrócić ich uwagę na coś innego. Możemy ich wołać, szarpać, ale jak coś ich pochłonie, to pochłonie choćby nie wiem co. Być może to jeden z powodów, dlaczego ludzie autystyczni o wysokiej inteligencji potrafią nas zaskoczyć wiedzą o takim poziomie szczegółowości, że innym kapcie spadną z wrażenia. Nie są nieustannie rozpraszani, gdy czytają podręcznik akademicki.

Skradziony flow

Ostatnio skończyłem czytać książkę "Paradoksalna psychologia" poruszającą zagadnienia, w których badania dowodzą, że zdrowy rozsądek się myli. Jednym z watków był mit wielozadaniowości. Eksperymenty pokazują, że za wielozadaniowością tak na prawdę kryje się nieustanne przerzucanie uwagi z miejsca na miejsce, czemu towarzyszy znaczny spadek skupienia i jakości wykonywanej pracy. O ile o tym wiedziałem od lat, nie pomyślałem nigdy, jak takie przeskakiwanie wpływa na poziom szczęścia - okazuje się, że źle.

Gdy jesteśmy czymś pochłonięci na tyle, że przestajemy zwracać uwagę na wszystko inne, mówimy o stanie "flow" tłumaczonym po polsku jako "przepływ". W momencie pojawienia się flow nie jesteśmy go świadomi, bo w pełni pochłonęła nas praca albo gra. Ale ludzie po fakcie zwykle opisują to doświadczenie jako bardzo wartościowe i satysfakcjonujące. Osiągnięcie flow jest niemal niemożliwe, gdy żadna rzecz nie może nas pochłonąć, bo co chwila mamy skakać z zadania na zadanie.

Autor powołuje się na badania pokazujące, że prace zorganizowane monochronicznie (robimy jedną rzecz po drugiej) są dla ludzi bardziej satysfakcjonujące i mniej męczące niż prace zorganizowane polichronicznie (robiym wiele rzeczy na raz, reagujemy na bieżąco). Gdy nad tym się zastanowiłem, mogę po sobie powiedzieć, że to prawda. Moja praca jest niestety bardzo polichroniczna i przez to mnie męczy. Ale mam w niej dwie godziny monochroniczne od 16 do 18, gdy reszta biura ma wolne, a ja zostaję, bo wolę sobie dłużej pospać rano. Wtedy nikt mi nie przeszkadza, więc wciągam się w to, co robię. Mimo, że jestem zmęczony po całym dniu, te 2 godziny są u mnie często wyjątkowo produktywne i nie raz jestem zaskoczony, że "już 18". We wcześniejszych godzinach głównie odliczam - "kiedy wreszcie ta 18".

We flow ważne jest, by dopasować do siebie poiom umiejętności i poziom trudności. Gdy skradziono nam skupienie, damy radę robić wyłącznie rzeczy proste np. przesuwać palcem po ekranie telefonu i oglądać obrazki. Monopol na flow zaczynają mieć rzeczy, które będą nas bombardowały bodźcami przy minimalnym wysiłku. Czyli maszyny losujące zwane mediami społecznościowymi. Nie poczujemy flow czytając książkę, jeśli musimy z całej siły walczyć, by czytać ze zrozumieniem. Gdy zadanie robi się zbyt trudne, nie wciągniemy się.

W wielu miejscach pracy oczekuje się od nas, że będziemy wiecznie online, reagować szybko na przychodzące wiadomości itp. Smutny fakt jest taki, że coraz częściej oczekuje się od nas skrajnej polichroniczności i odbiera warunki do skupienia oraz flow. Gdybym w swojej pracy ustawił na kilka godzin status "nie przeszkadzać", mógłbym potem zostać za to zbesztany. Bo być może ktoś do mnie napisze w sprawie niecierpiącej zwłoki. A gdy dostaję powiadomienie, nawet jeśli kątem oka zerknę, że to nic pilnego, moje skupienie zostało zepsute, a stres podniesiony.

Skradziona wytrwałość

Jednym ze sposobów rozumienia procesów motywacyjnych jest stan gotowości wykonywania zadań zmierzających do określonego celu, pomimo kuszących alternatyw. Im kuszące alternatywy stają się bardziej widoczne i łatwo dostępne, tym potrzeba silniejszej motywacji. Gdy alkoholik postanawia nie pić, sporym utrudnieniem będzie pub pod jego blokiem oraz znajomi namawiający na piwo.

Media społecznościowe stały się tak wszechobecne i łatwo dostępne, że potrzeba tytanicznej motywacji, by się im przeciwstawić.

Lata temu tłumaczyłem, że jeśli chcemy wytrwać w postanowieniu, musimy w miarę możliwości usunąć przeszkody do jego spełnienia. Zwykle jesteśmy wystarczająco "zmotywowani" w tym sensie, że zdajemy sobie sprawę z czekającej nagrody i grożącej nam kary. To, czego częściej nam brakuje, to kanału łączącego dobre intencje ze skutecznym działaniem.

Aby efektywnie przeczytać książkę, powinniśmy utrudnić sobie dostęp do rozpraszaczy. Wyłączyć komputer, wynieść telefon z pokoju, poprosić współlokatorów o nieprzeszkadzanie itp. Ale co, jeśli nie wolno nam tego zrobić? Żyjemy obecnie w kulturze natychmiastowości. Przyzwyczailiśmy się, że inni szybko odpiszą na "co tam?" i jeśli czas oczekiwania się wydłuża, łatwo dopada nas przygnębienie albo złość - "chyba mnie nie lubi, skoro tak olał".

Jakiś czas temu miałem sytuację, że pewnemu znajomemu zrobiło się przykro, bo wysłał mi zaproszenie na FB, które wisiało kilka dni. Ale powód był prozaiczny. Ja bardzo mało wchodzę na FB, a powiadomienia na telefonie z mediów społecznościowych mam w zdecydowanej większości powyłączane. Łatwo mi sobie wyobrazić, że gdybym był mniej zmotywowany do ograniczenia mediów społecznościowych, po takiej sytuacji bym zrezygnował z walki. Presja społeczna niejednego powstrzyma przed odcięciem od używki. A maszyna losująca tylko czeka na kolejne odpalenie.

Zobacz też

MiauBlog:

MruczekWiki: