Blog:Trzeba tyrać! Na pewno?

Trzeba tyrać! Na pewno?
29 maja 2023 | Kenex


Im więcej rozmyślam nad kondycją naszej cywilizacji, tym bardziej wątpię, że powszechny zapierdol jest konieczny do budowy dobrobytu.

Sterta kabli

Niemal każdy ma w domu taką szufladę. Lądują w niej wszelkie kable, przejściówki, śrubki, narzędzia. Wszystko w zamyśle, że warto mieć coś, co kiedyś się przyda. Tak sobie leżą, leżą i się marnują. Po jakimś czasie może się okazać, że są tak archaiczne, że aż bezużyteczne. Albo od nieużywania się zepsuły.

Ktoś jednak musiał je wyprodukować. Najpierw ktoś zapierdalał w fabryce. Potem ktoś zapierdalał w ciężarówce. Wszystko po to, żeby dostarczyć produkt, który przydaje się bardzo sporadycznie albo wcale. Zapłaciło za to środowisko. Do atmosfery zostały uwolnione gazy cieplarniane (globalne ocieplenie), a rzadkie surowce zostały bezpowrotnie przetworzone.

- Najważniejsze, że towar został zakupiony! - rzeknie dumny prezes - Mogę więc z czystym sumieniem wypłacić sobie sowitą premię za wyniki!

Czy nasza cywilizacja dzięki temu dokonała postępu? Czy na prawdę jesteśmy tacy zajebiści, bo dosłownie każde mieszkanie musi kupić własną wiertarkę? Czy rozwój cywilizacyjny jest niemożliwy, jeśli na jedno osiedle przypadnie po 3 wiertarki, bo tyle w zupełności wystarczy?

Katastrofa nuklearna

W ciągu ostatnich stu lat społeczeństwo dokonało dużej zmiany - stało się bardzo nuklearne. W naukach społecznych rodzina nuklearna to taka, gdzie w gospodarstwie domowym mieszkają jedynie 2 pokolenia - rodzice i ich dzieci. Rożni się to od tradycyjnych gospodarstw, gdzie często były także babcie, wujkowie, rodzeństwo cioteczne i więcej. Obecnie idziemy jeszcze dalej i nawet bezdzietnym singlom narzucamy presję, by jak najszybciej wyprowadzili się od rodziców.

Relacje sąsiedzkie też poszły w odstawkę. Jeśli mieszkasz w dużym mieście, zupełnie normalne, że sąsiadów znasz co najwyżej z widzenia. Narzekałem na to we wpisie Szkoda, że relacje sąsiedzkie umierają. Jednak tam skupiłem się na poczuciu osamotnienia. A dochodzi jeszcze problem, że jako społeczeństwo tracimy zdolność do kolektywnego korzystana z towarów. Wszystko musimy kupować na własną rękę - a więc więcej zapierdalać, by zarobić wystarczająco pieniędzy.

Organizujemy się tak, że jesteśmy coraz drożsi w utrzymaniu oraz coraz bardziej zasobożerni. Akcjonariusze z pewnością się cieszą. A reszta? Graeber i Wengrow zebrali relacje historyczne sugerujące, że ludzie, którzy mogli zaznać spokoju razem z rdzennymi Amerykanami, nie chcieli wracać do naszego zapierdolu (więcej: Jak status quo zamyka nasze myślenie).

Obecnie też zresztą widzimy, że dzieciom po wakacjach ciężko wrócić do szkolnego spamu sprawdzianami, a bezrobotnym na rynek pracy. Zwykle oceniamy te zjawiska jednoznacznie negatywnie, jako np. efekt wyuczonej bezradności. Ale patrząc na to z drugiej strony - czy niechęć do wielogodzinnego wykonywania żmudnych czynności, bo ktoś nam to narzucił, jest rzeczywiście dziwna? Ludzka potęga adaptacji sprawia, że nawet do najgorszej sytuacji z czasem się przyzwyczajamy (więcej: Syntetyczne szczęście). Może konieczność zapierdolu to właśnie taka sytuacja?

Praca gówno warta

Amerykański antropolog David Graeber w 2013 roku opublikował esej On the Phenomenon of Bullshit Jobs: A Work Rant, w którym stawia tezę, że jako cywilizacja moglibyśmy pracować po 15 godzin tygodniowo, tak jak przewidywał słynny ekonomista Keynes w 1930 roku. Tak się jednak nie stało, ponieważ wzrost produktywności nie został przeznaczony na zmniejszenie zapierdolu. Kultura wymusiła na nas, że skoro nasza siła robocza nie jest już niezbędna, musimy wymyślić uzasadnienie, że nadal jest. Namnożyło się w ten sposób bullshit job, czyli pracy nie dającej społeczeństwu żadnych korzyści. Pracy, która istnieje tylko po to, by ktoś mógł pracować.

Graeber rozwinął swoją myśl w książce "Praca bez sensu: Teoria" (Bullshit Jobs), gdzie pokusił się o kategorie prac bez sensu. Są to np. osoby, które doraźnie łatają coś (np. tandetny kod), chociaż daną rzecz można by naprawić na stałe raz a porządnie. Ja myślę, że wiele bullshit kob jest zamaskowane w branżach, które pozornie wyglądają niezwykle szlachetnie.

Weźmy np. User Experience. Funkcjonuje sobie strona internetowa, która jest w sumie spoko - ludzie z niej korzystają, wiedzą co gdzie jest itp. Pewnego dnia przychodzi jednak Pan UX, który mówi, że to co widzi, jest absolutnie niedopuszczalne. Od razu podsuwa rozwiązanie. Za "drobną" opłatą naprawi wszelkie bolączki. No więc naprawia. A ludzie się tylko wkurzają, bo są zmuszeni przyzwyczajać się do nowego interfejsu. Ingerencja wcale nie była potrzebna. Ale specjalista od UX musi z czegoś żyć.

Podsumowanie

Często spotykam się z rozumowaniem, że nasz szaleńczy zapierdol i konsumpcjonizm są niezbędnym elementem rozwoju. Ryszard Petru, w odpowiedzi na propozycję uczynienia Wigilii Bożego Narodzenia dniem wolnym od pracy, bardzo skrytykował ten pomysł. Stwierdził wtedy, że "dobrobyt bierze się z pracy". Mam wątpliwości. Dobrobyt bierze się z umiejętnej organizacji społecznej. Co żeśmy chyba koncertowo spierdolili.

Zobacz też

MiauBlog:

MruczekWiki: