Blog:Nasz mózg nie nadaje się na media społecznościowe
Nasz mózg nie nadaje się na media społecznościowe
9 grudnia 2024 | Kenex
Media społecznościowe zorganizowano wokół koncepcji, że jeśli wrzucimy wszystkie pomysły w jedno miejsce i pozwolimy na niemoderowaną dyskusję, wyłonią się wspaniałe idee, a świat doświadczy bezprecensowego rozwoju. W praktyce stało się zupełnie odwrotnie. Dlaczego? Nasz mózg został skalibrowany z myślą o zupełnie innych warunkach.
Szanse przetrwania
Gdybyśmy 100 000 lat temu obstawiali, który z gatunków człowiekowatych opanuje Ziemię, raczej nic nie wskazywałoby na nas. Profesor Brian Hare z Duke University uważa, że w tamtym okresie najrozsądniej byłoby postawić na Homo erectus - ówcześnie najbardziej rozpowszechnionego człowiekowatego na Ziemi. Skolonizował większość planety, umiał kontrolować ogień oraz zręcznie używać kamienne narzędzia. Wynalazł siekierę długo przed tym, jak my w ogóle się pojawiliśmy.
Jeśli skoczylibyśmy do okresu 75 000 lat temu, Homo erectus nadal żyli, ale technologicznie byli w tyle za neandertalczykami. Neandertalczycy opiekowali się chorymi i rannymi, grzebali zmarłych, tworzyli malowidła w jaskiniach, a do tego byli lepiej przystosowani do zimna, co miało znaczenie w okresie epoki lodowcowej.
Jakieś 50 000 lat temu sytuacja zrobiła się korzysta dla nas - Homo sapiens. Rozwinęliśmy nieporównywalnie bardziej złożone narzędzia, które czyniły nasze polowania znacznie efektywniejszymi i bezpieczniejszymi. Byliśmy w stanie zadawać obrażenia na duże dystanse oraz zakładać pułapki. Staliśmy się najgroźniejszymi drapieżnikami, niemal odpornymi na ataki innych drapieżników.
Około 25 000 nasze szanse przetrwania były już ogromne. Dzięki cienkim igłom z kości nosiliśmy już prawdziwe ubrania pozwalające zapuszczać się daleko na północ, odbyliśmy także podróż do Ameryk jako pierwsi człowiekowaci. Żyliśmy w obozowiskach mieszczących setki ludzi i dzielących przestrzeń na konkretne funkcje. Byliśmy w stanie dokonać obróbki żywności, która w innym razie byłaby niejadalna.
Co takiego pozwoliło nam na niesamowity rozwój technologii, zostawiając inne gatunki daleko w tyle? Odpowiadając krótko - umiejętności społeczne.
Współpraca w naturze
Jesteśmy mistrzami współpracy. Potrafimy dogadać się z zupełnie obcymi ludźmi i zawiązać z nimi koalicję. Jesteśmy w stanie zakomunikować nasz cel i razem dążyć do jego osiągnięcia. Zapewniało to bezprecedensową wymianę wiedzy, co przyczyniło się do rozwoju kultury. Nasz umysł szybko po narodzinach zostaje "podłączony" do dotychczasowych umysłów ludzi, chłonąc wiedzę członków społeczności oraz ich przodków. Szympansy, chociaż podobne do nas, mają duży problem z takim przekazywaniem innowacji czy komunikacji wykraczającej poza kilka próśb.
Aby współpraca mogła przebiegać sprawnie, potrzebne jest jednak zaufanie. Dobrze, gdyby inni nie mogli ot tak nas zabić, zrabować albo zgwałcić. Jeśli umawiamy się z kimś, chcielibyśmy mieć pewność, że dotrzyma słowa. Co więc zrobić z osobami, które dla prywatnych celów chciałyby złamać te zasady? Takie osobniki zaszkodzą całej grupie, ponieważ podważą zaufanie i mogą wręcz doprowadzić do wojny. W interesie grupy jest więc dyscyplinowanie niegrzecznych. Na przykład za pomocą kar.
Jeżeli będziesz postrzegany jako osoba niszcząca stabilność grupy, inni mogą wykorzystać swoje umiejętności współpracy, by zawiązać koalicję przeciwko Tobie. Niezależnie od tego, jaką pozycję zajmujesz i jak mocno się zabezpieczysz. Nikt nie może czuć się na tyle pewnie, by ignorować sygnały bycia nielubianym. Dlatego nasz mózg został w toku dziejów skalibrowany tak, by bardzo bolały nas sygnały odrzucenia. Motywuje to do poprawy relacji z grupą. Alternatywą jest zostanie ofiarą linczu albo wygnanie.
Ludzkie zachowanie często jest kwestią odpowiedniego balansu między impulsami oraz blokadami. Czasem warto się wkurzyć i zlinczować jednostkę, by utrzymać grupę. Ale nie można linczować zbyt często i zbyt mocno, bo taka grupa zmieni się w piekło i nie będzie w stanie osiągać celów. Jak ktoś chce linczować co chwilę, sam stanowi problem i może paść ofiarą linczu. Ot, skomplikowane losy istoty społecznej.
Wiele konfliktów przy komunikacji twarzą w twarz może zostać rozwiązana w kilka sekund. Wystarczy, że jeden rozmówca zrobi groźną minę sygnalizującą chęć wymierzenia kary (impuls), a drugi w odpowiedzi zrobi się skulony albo zawstydzony (blokada impulsu). Grożący podświadomie zrozumie, że ofiara zarejestrowała jego groźbę. Feedback był tak szybki, że obeszło się bez krzyku i bicia pięścią. Impuls, blokada, gotowe!
Czasami ktoś jednak rozrabia w sposób drastyczny, zagrażający całej grupie. Pozbycie się kogoś takiego może być kwestią życia i śmierci. Nie powinna nas powstrzymywać smutna mina. Aby usunąć blokadę przed wymierzeniem kary, sprawcę należy poddać dehumanizacji - przestać traktować go jak człowieka. W takiej sytuacji nawet jego błagania o litość mogą nie robić żadnego wrażenia. Bestia wydaje jakieś dźwięki, kogo to obchodzi?!
Do wymierzania kary motywuje nas także fakt, że zadawanie cierpienia winnym jest przyjemne. Przypomnij sobie filmy akcji, w których czujemy ogromną satysfakcję, gdy Pan Niedobry zostaje brutalnie zabity przez głównego bohatera. Schadenfreude to określenie na przyjemność czerpaną z cudzego nieszczęścia. Jak "kenexy boli dupa", to jest fajnie. Bo kenexy to złe stworzenia ogólnie.
Bardzo ciągnie nas oglądać dramy. Gdy na ulicy zacznie się głośna sprzeczka, wszyscy wokół przestają zajmować się swoimi sprawami, tylko wyraźnie nasłuchują. O wszelkich niepokojach należy wiedzieć, ponieważ mogą one zmienić relacje w grupie. Może warto kogoś poprzeć? A może lepiej zachować neutralność?
Życie społeczne w warunkach naturalnych jest skomplikowaną grą, w której wiele elementów musi zostać dobrze zbalansowane, aby zapewnić grupie dobrostan i bezpieczeństwo.
A potem przyszły media społecznościowe...
Współpraca w mediach społecznościowych
W mediach społecznościowych jak burza roznoszą się narracje, które jasno wskazują winnego. "Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie te kenexy". Skoro jakaś grupa blokuje drogę do szczęścia, chyba oczywiste, że trzeba ją powstrzymać i ukarać, prawda? Narracje wskazujące winnego są kuszące, bo proponują jasne rozwiązanie i odwołują się do naszej potrzeby zdobycia informacji o zagrożeniach.
Jak tłumaczyłem wcześniej, nasze zachowanie jest wypadkową impulsów oraz ich blokad. Może i mamy ochotę na kogoś nakrzyczeć, ale gdy rozmówca zaczyna płakać, włącza się blokada "przesadziłeś, zluzuj" i łagodniej wygłaszamy swoje stanowisko albo wręcz zarzucamy spór. Ale co, gdy wylejemy na kogoś wiadro pomyj i odpowiada głucha cisza, bo jesteśmy w Internecie? Nasz mózg rozumie to jako "nie dotarło, trzeba mocniej". Blokady nie reagują, bo nie otrzymały odpowiedniego sygnału.
Skoro ciągle nie dociera, przechodzimy do kolejnego etapu i zawiązujemy koalicję, by ukarać mąciciela. W mediach społecznościowych spontanicznie w tym samym miejscu lądują ludzie oburzeni tym samym, więc korzystamy z supermocy homo sapiens i rozpoczynamy współpracę z obcymi. Lajkujemy, podajemy dalej, komentujemy, zdobywamy prywatne dane, grozimy, zastraszamy. Ofiara często nie reaguje lub udaje, że jej to nie rusza, więc mózg notuje "nadal nie dociera, trzeba jeszcze mocniej".
To dlatego media społecznościowe mają tendencję wymierzać absurdalnie surowe kary za błahe przewinienia. Ktoś napisał niefortunnego tweeta kilka lat temu i przez to traci pracę oraz miesiącami otrzymuje pogróżki. Bo ów tweet był widziany jako WIELKIE ZAGROŻENIE STABILNOŚCI GRUPY, a na domiar złego autor nie zmienia zachowania pod wpływem kolejnych kar społecznych.
Autor tweeta zresztą widząc skalę nagonki może uznać, że sprawa jest już przegrana. Ta grupa go nienawidzi. Dlatego poszuka kogoś innego, z kim może związać koalicję, aby ratować swój tyłek. Przypomina mi się tutaj anegdota z tzw. złej szkoły. Każdy uczeń pilnie próbował wkraść się w łaski jakiegoś gangu młodocianego, by zapewnić sobie ochronę. W innym razie ryzykował bęckami od wszystkich.
Tak samo zachowujemy się w Internecie. Widząc, jak brutalnie są atakowane drobiazgi, czujemy silną potrzebę skonsolidowania z kimś, kto nas ochroni. W realiach internetowych będą to wyznawcy ostrych ideologii. Na umiarkowanych nie ma co liczyć, bo jak tylko robi się gorąco, milkną. Nie staną w obronie. Potrzebujemy ochrony fanatyków.
Popularna jest narracja o bańkach informacyjnych. Media społecznościowe mają nas zamykać w komorach informacji, w których docierają do nas wyłącznie rzeczy potwierdzające nasze poglądy. Ale to mit! To właśnie w relacjach na żywo zwykle zadajemy się z osobami bardziej do nas podobnymi, zaś scrollując ścianę co chwila widzimy jakiegoś dzbana o poglądach przeciwnych do naszych. Notorycznie ktoś z kimś się kłóci.
Socjolożka Zeynep Tufekci porównuje tą atmosferę do stadionu, gdzie my siedzimy ze swoimi i słuchamy, co wymyślają oponenci po przeciwnej stronie. Nasza grupa się konsoliduje, co nagadać sympatykom drużyny, za którą nie przepadamy. Ten, kto okaże się mistrzem ciętej riposty, zostanie przez nas nagrodzony brawami. Gdy ktoś z przeciwnej drużyny ostro pojedzie, zostanie nagrodzony oklaskami przez swoich. Co rodzi u nas pytanie - "Jak można klaskać na takie dzbanostwo?! Oni są poj@#ani!!!".
Jeżeli ktoś stanie pomiędzy drużynami jako "umiarkowany", ryzykuje, że zostanie zalany gradem strzał z obu stron. Będzie jak dziecko ze złej szkoły bez ochrony żadnego gangu. Całkowicie odsłonięty na atak i samotny w radzeniu sobie ze skutkami nagonki. Ilu ludzi będzie miało odwagę tam stanąć? Bardziej prawdopodobne, że ktoś umiarkowany po prostu się schowa i będzie z bezpiecznej odległości obserwować bitwę. Raczej nie przestanie patrzeć, bo - jak mówiłem - bardzo ciężko oderwać nam ucho od kłótni. Chcemy uważnie jej posłuchać, bo może znacząco wpłynąć na dynamikę społeczności i musimy być gotowi na ewentualną zmianę realiów.
Gdy jesteśmy członkami gangu, stajemy się bardzo podatni na jego światopogląd. Lubimy o sobie myśleć, że nasz osąd jest skutkiem wnikliwego rozmyślania i twardego kręgosłupa moralnego, ale w praktyce, zanim ocenimy coś jako dobre albo złe, rozglądamy się, co o tym sądzi nasza społeczność (to dlatego tak ciężko powstrzymać się przed czytaniem sekcji komentarzy).
Celem naszego mózgu jest pozostać w grupie, która zapewnia ochronę, a nie dotarcie do czystej prawdy. Próbujemy więc wybadać, kto jest autorytetem oraz czyje poglądy cieszą się uznaniem. Mamy ku temu doskonałe narzędzie (pozornie) - liczbę lajków. A pamiętajmy, że największe brawa zgarnia najmocniejsza riposta, a nie wyważony osąd. W ten sposób media społecznościowe kalibrują u milionów ludzi system moralny w kierunku skrajności, agresji i szaleństwa.
Więcej o tym, jak media społecznościowe wkręcają w konflikt i deinformację, pisałem w Toksyczna używka - media społecznościowe.
Duże media społecznościowe są fundamentalnie złe
Osobiście jestem zdania, że duże media społecznościowe pokroju Facebooka, Reddita, Twittera czy TikToka były ogromnym błędem. Mechanizmy oparte na lajkowaniu, podawaniu dalej i udostępnianiu wypaczają naszą komunikację. Dają zaszaleć impulsom, jednocześnie paraliżując działanie naturalnych blokad.
Oczywiście dużo dałoby wyłączenie algorytmów, które promują treści oburzające i chowają umiarkowane. Jeśli mamy czas na 69 postów z Twittera, a od naszej wizyty pojawiło się 666, to algorytm wybierze 69 najbardziej radykalnych, dając nam fałszywe poczucie, że w naszej wspólnocie zapanowało znacznie wzmożenie moralne oraz tendencja do okrutnego karania. Widząc to, dostosujemy się. Celem naszego mózgu jest pozostać w grupie, która zapewnia ochronę, a nie dotarcie do czystej prawdy.
Jednak nawet jak wyłączymy algorytm, przeciwnikiem nadal będzie "głupota" naszego mózgu. Nadal będą go przyciągały najbardziej narracje o WIELKIM ZAGROŻENIU DLA TWOJEJ GRUPY. Gdy nadchodzi ogromne niebezpieczeństwo, trzeba koniecznie podać dalej, by innych ostrzec, prawda? Gdy widzimy odmienne opinie, mamy tendencję zignorować umiarkowane, zaś podać dalej szalone z domysłem "patrzcie, jacy oni są niebezpieczni i oderwani od rzeczywistości!".
Fundamentalnym problemem nie jest to, że Twitter bądź Facebook ma za mało moderatorów. Fundamentalnym problemem są podstawowe mechaniki mediów społecznościowych, z których te firmy dobrowolnie nie zrezygnują, bo przynoszą im ogrom pieniędzy.
Moim zdaniem Internet powinien wrócić do formy sprzed wielkich mediów społecznościowych, gdy bardziej przypominał wioski. Osoby o podobnych zainteresowaniach mogły się spotkać, wymienić wiedzą i podyskutować, ale w bezpiecznej przestrzeni.
Klasyczne fora internetowe co prawda też miały problem, że nie widzieliśmy smutnej miny rozmówcy, ale posiadały mechanizmy wygaszające impuls - przed napisaniem trzeba było sprawdzić różne rzeczy (np. czy nie dubluje się tematu), co daje czas na ochłonięcie. Dodatkowo wredne zachowanie niemal na pewno zostało zauważone przez jakiegoś moderatora i ukarane. Nasz mózg społeczny był wychowany tak, że jeśli chcemy utrzymać swoje członkostwo w grupie, musimy być mili. Więc mózg się dostosował. To samo, co w mediach społecznościowych doprowadza nas do szaleństwa, na forach czyniło nas lepszymi ludźmi.
Debata publiczna wymaga zasad, dzięki którym wykluczeniem ryzykuje ktoś wredny, a nie ktoś miły. W innym razie mamy koszmar.
Najważniejsze myśli (tl;dr)
- Nasz gatunek ewoluował, by tworzyć stabilne społeczności. Dla naszego mózgu priorytetem jest utrzymanie dobrych relacji ze stadem, by nie zostać zlinczowanym lub wygnanym.
- Społeczność, aby dobrze funkcjonować, potrzebuje wzajemnego zaufania, które może zostać zniszczone przez szkodliwe jednostki (np. mordujące sąsiadów). Czasem dla dobra grupy konieczne więc bywa dyscyplinowanie lub eliminacja szkodników.
- W naszym umyśle istnieją mechanizmy motywujące do dawania kar, abyśmy dyscyplinowali złe jednostki (gniew, schadenfreude, dehumanizacja), oraz blokady hamujące impulsy, byśmy nie nadużywali kar (smutna mina rozmówcy, norma unikania agresji). Impulsy i blokady są jak przeciwstawne siły, które przez tysiące lat były kalibrowane z myślą o niewielkich społecznościach ludzkich.
- Media społecznościowe przez swoją strukturę zupełnie zaburzają powyższy balans. Znacznie ułatwiają ulegnięcie impulsom motywującym do karania (lajki, udostępnianie, komentarze) i jednocześnie hamują blokady (nie widzimy miny rozmówcy, standardem jest cięta komunikacja).
- Brak natychmiastowej reakcji "szkodnika" (z powodu asynchronicznej komunikacji) nasz mózg odbiera jako sygnał, że dotychczasowe kary były zbyt łagodne, bo "nie dotarły". Dlatego agresja rośnie i rośnie. Nie ma blokady, które przy komunikacji twarzą w twarz pojawia się od razu.
- Ludzie widząc wszechobecny konflikt szukają ochrony. Dołączają do jakiegoś obozu, bo jeśli nie przyłączą się do nikogo, mogą zostać zjechani przez wszystkich. Gdy już są w obozie, łatwo nasiąkają jego osądami moralnymi. Zanim ocenimy, czy coś jest dobre albo złe, najpierw sprawdzamy, co sądzi grupa i dostosowujemy się. Nasz mózg ceni dobre relacje ze stadem znacznie wyżej niż prawdę.
Zobacz też
MiauBlog:
- Słowa, które ranią
- Środowisko zalane pogardą
- Toksyczna używka - media społecznościowe
- Wyłączanie sekcji komentarzy na portalach newsowych uważam za niezły pomysł
MruczekWiki:
Kenex Spam center:
- Przywrócenie ery for - nadzieje, pomysły, inicjatywy
- Co zrobić z mediami społecznościowymi?
- Algorytmiczne rekomendacje
- Otwarty internet zanika
Zewnętrzne teksty:
- Chcesz wyjść z bańki w internecie? Nie polecam
- How social media took us from Tahrir Square to Donald Trump (MIT Technology Review)
- Haidt: Media społecznościowe zostały zaprojektowane, by wydobywać nasze najbardziej moralizatorskie i najmniej myślące "ja" (Wyborcza, paywall)
Zewnętrzne wideo: