Użytkownik:Kenex/szkice

Z MruczekWiki

Jednak wygodniej będzie mi przerzucić szkice w jedno miejsce.

Szkic o rasistowskim AI

3 maj 2023

Mój stosunek to coś w stylu "Generalnie bardzo fajnie i trzymam kciuki, chociaż rozumiem obawy, że może wyjść bardzo źle".

Ostatnio bardzo nietechniczna osoba przeczytała w gazecie tekst o AI i była oburzona, że wypuszczono coś, co może generować rasistowskie wypowiedzi. "Powinni to zrobić tak, by nie generowało". xD

Dla mnie te obawy o rasizm są akurat strasznie na wyrost. Jak ktoś chce zalać rasistowskim gównem Twittera, dobre rozwiązania są dostępne od lat.

Zazwyczaj żarty robią przykrość, jeśli czujemy, że ich autor miał intencję wyrządzenia nam przykrości, wywyższenia się naszym kosztem itp.

Więcej krzywdy wyrządzają media pisząc artykuły, że "ChatGPT CHCE wsadzać kenexy do obozów".

Albo że "ChatGPT UWAŻA, że..."

Wtedy to rani, bo ktoś nietechniczny widząc ten język może faktycznie przypisać AI intencję.

Jakby media włożyły więcej wysiłku w tłumaczenie, jak działają modele językowe, pomogły znacznie lepiej niż srając clickbaitami, że ChatGPT uważa to i siamto. 🙄

No i jeszcze warto pamiętać o jednym. Żeby otrzymać dla zabawy niestosowne odpowiedzi, muszę się zwykle pobawić w różne techniki jailbreak lub wyczaić słabość danego AI.

Otrzymanie pochwały ludobójstwa albo ostrych ataków "z dupy" mi się chyba nigdy nie zdarzyło

Czasem jak są w gazetach przykłady bardzo ostrych wypowiedzi AI, podejrzewam, że dziennikarze zastosowali jakiś jailbreak, żeby mieć sensację.

Szkic o relacji folwarcznej

Aktualizacja: 9 stycznia 2024

Jeszcze co do relacji pracodawcy i pracownika, w Polsce socjolodzy piszą o powszechność kultury folwarcznej.

Relacja folwarczna jest oparta na dominacji oraz nieufności. Strona dominująca upokarza stronę zdominowaną i jednocześnie oczekuje od niej dowodów uznania. Kojarzycie pewnie szefów, który ciągle krzyczą i wyzywają pracowników, a jednocześnie oczekują od nich wdzięczności za "dawanie pracy".Strona zdominowana nie ma możliwości/siły buntować się jawnie, dlatego często stosuje strategię biernego oporu - kombinuje, jak przechytrzyć oprawcę. Będzie np. znacznie wolniej pracować, gdy szef nie patrzy. Albo podkradać towary z biura. Szef, gdy się o tym dowie, widzi to jako dowód słuszności swojej strategii - "na chwilę straciłem czujność i już kombinują". Nasila więc jeszcze bardziej aparat opresji, a pracownicy w ramach oporu rozbudowują metody kombinatorstwa. Jest to system, który wychowuje tyranów i cwaniaków. Kompletnie niszczy relacje oparte na zaufaniu i otwartej komunikacji. To gra pozorów, która dla obserwatora może wydawać się harmonijna, ale pod maską kryje buzującą, wzajemną nienawiść.

Szkice o etyce

29 stycznia 2023

Różnicę widzę taką.

Naukowcy robią serie badań, które pokazują, że pozytywne przykłady zachęcają do pomagania. Gdy ludzie mają poczucie, że somsiedzi pomagają, sami też mają większą ochotę pomóc.

Świecka etyka: Więc pokażmy więcej pomagania wokół ludzi.

Religijna etyka: Otóż nie. 😡

[...]

Eksperci po prostu chcą tego samego, co tłum, bo niemal wszyscy chcą żyć w bezpiecznym i przyjaznym środowisku.

[...]

Generalnie główna różnica jaką widzę, to że etyka świecka potrafi obserwować skutki swoich działań i się korygować, by dążyć do jak najlepszego społeczeństwa. Etyka religijna jest w tym względzie bardzo ograniczona, bo skutki raczej nie mają znaczenia. Liczy się wyłącznie źródło.

[...]

Obecnie jest tendencja do tolerowania odmienności religijnej. Jeśli będą zmuszali gościa do pogaństwa, zostanie to uznane za nieetyczne.

[...]

A i jeszcze dodam, że nie widzę tu dylematu. Piszesz, że woleliby nie czuć się bezpiecznie niż praktykować pogaństwo. Może i tak. Ale jedno nie musi wykluczać drugiego. Mogą mieć obie rzeczy w pakiecie "świeckie społeczeństwo". 😎

A zaryzykuję stwierdzenie, że woleliby obie zalety niż musieć wybierać jedną z nich.

[...]

(o zalecie w pomocy w życiu pozagrobowym)

Prawda, chociaż wymaga to przyjęcia założeń o życiu pozagrobowym (większość religii siłą rzeczy musi się mylić).

[...]

Wydaje mi się zresztą, że tam, gdzie etyka religijna i świecka się nie kłócą, obie grupy się zgodzą, że chcą dążyć do bezpiecznego społeczeństwa, gdzie łatwiej zaufać innym ludziom.

Więc to raczej nie jest wojna kompletnych sprzeczności, a raczej kwestia priorytetów w sytuacji konfliktowej.

[...]

Tak, ludzie będą się różnie sytuować na osi konfliktu bezpieczeństwo-wolność, gdy się ze sobą kłócą, ale często tak przecież nie jest.

To zresztą też kwestia priorytetów. Dla zdecydowanej większości populacji zarówno wolność i bezpieczeństwo są ważne. Różnią się priorytetami. Podejrzewam, że w etyce religijnej też są podobne konflikty, różne interpretacje, systemy wnioskowania.

[...]

Zresztą w sumie rozłamy w kościele skądś się wzięły. xD

Szkice o uczeniu tolerancji w kreskówkach

29 stycznia 2023

Jest dużo kreskówek uczących szerzej tolerancji, tylko media o tym nie piszą.

Przykładowo w serialu animowanym Sowi Dom trafiało się do więzienia za bycie innym. A w Angry Birds: Letnie Szaleństwo w jednym odcinku bohaterowie nauczyli się tolerować, że jeden z kumpli jest introwertykiem i potrzebuje czasu dla siebie.

W Płazowyżu ludzka nastolatka trafia do świata żab i w zasadzie większość pierwszego sezonu skupia się na tym, że żaby uczą się tolerować główną bohaterkę i jej odmienność.

[...]

Teraz jeszcze pomyślałem, że pewien poziom abstrakcji jest wręcz wskazany, bo wtedy przesłanie jakby siłą rzeczy jest bardziej ogólne.

Przykładowo gdy są marsze nacjonalistów, uderzające jest, jak odmienne przesłanie wyciągane jest z lekcji historii.

Lewica: Faszyzm/nazizm są złe! Te idee zabiły tylu ludzi! Nie dla faszystów na ulicach Warszawy!

Prawica: Niemci są źli! Ten naród zabił tylu ludzi! Nie dla Niemców w polskiej przestrzeni publicznej!

[...]

W sumie jak nie wprost promować rodziny z rodzicami tej samej płci? Nie mam jakoś pomysłu na coś, co będzie zrozumiałe dla dzieci.

W sumie w Steven Universe były istoty z kosmosu, które nie miały płci. Ale ludzie i tak im je przypisywali i oskarżali bajkę o promocję lesbijstwa.

[...]

Religię dość łatwo, przy czym to nie będzie konkretna religia. Może mieć jakąś zmyśloną religię albo zbiór rytuałów.

[...]

Można np. zrobić, że ktoś się inaczej ubiera, ma inne codzienne rytuały i wyjaśnić, że wierzy, że dzięki temu po śmierci trafi w pewne miejsce i należy to uszanować.

[...]

W sumie teraz myślę, że w tymi rodzicami to jest jednak inaczej niż z religią.

Religie możesz wymyślać lub w ogóle o nich nie mówić. Natomiast z płciowością jest tak, że wystarczy cokolwiek, by umysł widza próbował je wrzucić do kategorii "mężczyzna" albo "kobieta". W Steven Universe kosmici nie mieli płci, ale kobiecie głosy i figura sprawiały, że wrzucało się je automatycznie do grupy "kobiety".

Jeśli więc wszyscy rodzice w bajkach to mama i tata, wysyłamy tym pewien sygnał dla dziecka, co jest normalne, a co mega dziwne. Przy religii nie musimy wysyłać żadnych sygnałów. Możemy ten element rzeczywistości zignorować.

Dlatego jedna rzecz wymaga większej dosłowności niż druga.

[...]

Kosmici w Steven Universe: My nie mamy płci!

Mózg Homo Sapiens: Otóż macie. Słyszę po kobiecym głosie i widzę po kobiecej figurze.

[...]

Przy braku cech płciowych ludzie mają tendencję zakładać płeć męska. Patyczak bez włosów zwykle jest widziany jako facet.

[...]

Ale jeśli we wszystkich filmach wszystkie rodziny będą 100% hetero, to też wysyłamy tym jakiś sygnał. Nie da się tego aspektu rzeczywistości zignorować.

[...]

Generalnie wydaje mi się, że tam, gdzie nie da się nie wysyłać żadnego sygnału, duża dosłowność jest konieczna.

My tu teraz robimy niezłe fikołki, a przecież szaleństwem byłoby oczekiwać, że wszystkie kreskówki nagle zrezygnują z cech pozwalających zidentyfikować płeć.

Szkice o naturze cywilizacji

12 września 2023

Zachwalanie obniżenia podatków dla najbogatszych czy pragnienie Ferrari są rzeczami, których nauczyła nas kultura. Ale wszystko wskazuje, że ze skłonnością wiary we wróżby się rodzimy.

Często mówi się, że rodzimy się też z pragnieniem posiadania jak najwięcej, ale im więcej czytam o rdzennych ludach, tym bardziej w to wątpię. Bardziej naturalne wydaje się personifikowanie natury i branie z niej tylko tyle, ile potrzeba.

[...]

Generalnie wśród rdzennych Amerykanów, Afrykańczyków i Australijczyków dominował animizm, czyli podejście, że duszę/esencję życiową może posiadać niemal wszystko, co Cię otacza - zwierzęta, rośliny, rzeki, góry itp.

Rdzenii ludzie często nie mają oczywistego dla nas podziału na ludzi vs naturę. Oni o drzewach potrafią mówić "bracia" i uważać, że nie sposób być samotnym, gdy ma się wokół tylu "braci" (tak, rośliny potrafią zapobiegać poczuciu osamotnienia, nam ciężko w to uwierzyć).

Jako, że niemal wszystko wokół to "bracia" szalenie naganne byłoby branie więcej niż się potrzebuje.

My widzimy w naturze po prostu zasób, który można eksploatować do woli. Rdzenne ludy widzą w niej raczej partnera. Jak coś się bierze, coś trzeba dać w zamian. Jeden z rdzennych ludów Ameryki np. opisał, że obowiązkiem pszczół jest dawanie miodu, a obowiązkiem ludzi pilnować, by pszczołom było dobrze.

[...]

Dla nas oczywiste jest, że sobie dzielimy ziemię między ludzi i każdy ze swoim kawałkiem robi, co chce. Dla rdzennych ludzi absurdem była sama koncepcja, że ziemia może być czyjaś. Oni długo nie potrafili zrozumieć tego konceptu.

[...]

Ludzie często wyznają determinizm środowiskowy, że to środowisko sprawia, że rdzenni ludzie są tacy, a nie inni. Greaber i Wengrow w książce "Narodziny wszystkiego" podają tony dowodów, że to nieprawda. Zestawiają ze sobą ludzi żyjących w bardzo podobnych środowiskach, ale zorganizowanych zupełnie inaczej.

[...]

To w sumie dziwne, ale mamy problem uwierzyć, że rdzenii ludzie mogli użyć swojej inteligencji aktuarialnej (umiejętności przewidzenia skutków zorganizowania się w dany sposób) i zdecydować, jak chcą żyć. Na przykład jest wiele przesłanek za tym, że były duże grupy, które bawiły się rolnictwem, ale po czasie tę zabawę porzuciły.

[...]

Generalnie, gdy kolonizatorzy przybywali do wybrzeży Ameryk, Australii czy Afryki, mieli zawsze z grubsza ten sam problem.

1. Ludzie nie chcą pracować dla samej pracy. Robią tyle, ile trzeba, a resztę spędzają na beztroskę. Hickiel w swojej książce przytacza mnóstwo cytatów wyrażających oburzenie, że dzikusy są leniwe.

2. Ludzie nie są indywidualistami. Gospodarki są przeważnie oparte na współdzieleniu. Koncepcja, że ziemia może być czyjaś, wielu rdzennym grupom wydaje się absurdalna i mają problem, by ją w ogóle zrozumieć. Na hawajach jakiś król (nie pamiętam teraz) chciał zrobić kolonizację stosunkowo humanitarnie i pozwolił zgłosić się tubylcom, jeśli chcą działlki dla siebie. Oni prawie wcale się nie zgłaszali, bo nie czaili, co niby ma dać "posiadanie ziemi".

3. Ludzie wierzą, że wszystko wokół nich ma jakąś formę duchowości i uważają, że jeśli jakąś częścią ziemi zarządzają, to spoczywa na nich obowiązek opieki i dbanie o jej zdrowie. Mocno pilnują, by nie nadwyrężyć ekosystemów, a szamani to nie tylko czary mary, jak do niedawna sądzono, ale też chodzące encyklopedia dotyczące okolicznych ekosystemów. Przez to ciężko przekonać dzikusów, by wycinali masowo drzewa itp.

Że nie tylko Europejczycy wpadli na pomysł wyzysku natury, to prawda. Ale zastanawia taka powszechność poglądów odmiennych.

Generalnie uważam, że "cywilizacja" to rzecz bardzo nienaturalna i jeśli zastanawiamy się, z czym ludzie się rodzą albo nie, musimy też spojrzeć na tych, którzy nie żyją w cywilizacji.

[...]

Wiesz, to też nie do końca chyba wyjaśnia. Gdy mówię ludziom o ideach rdzennych Amerykanów, pierwsze pytanie/stwierdzenie jakie słyszę, że pewnie żyli w małych grupach. Tak, dokładnie tak było. Ale plot twist jest taki, że oni świadomie zdecydowali, że chcą żyć w takich grupach właśnie.

[...]

Jest jeszcze tajemnicza kultura Cucuteni-Trypole, która tworzyła ogromne miasta jak na tamte czasy, a mimo dekad badań nie znaleziono żadnych dowodów na hierarchię albo coś w stylu arystokracji. Niestety nie byli piśmienni, więc pewności chyba nigdy nie będzie.

[...]

Tak, ale zobacz. My stwierdziliśmy "jebać grupy ok. 100-200 ludzi". Podzielmy się na tycie rodziny i gigantyczne grupy administracyjne. Ale to była decyzja, która nie musiała zostać podjęta.

Rdzenii Amerykanie podeszli zupełnie inaczej. Podzielmy się tak, żeby nasze stosunki regulowała wzajemna życzliwość. Odgórna władza jest zła.

[...]

Jak spojrzysz na mapy z wczesnej kultury Cucuteni-Trypole to zobaczysz, że tam w zasadzie wszyscy są równi i ciężko wskazać potencjalne ośrodki władzy. Place, na których spodziewano się coś znaleźć, najprawdopodobniej były puste. Za to rzuca się w oczy podział na "dzielnice", gdzie mieszkało zapewne właśnie coś około 100-200 ludzi.

W mieście Teotihuacan w Ameryce obalono władzę, która chciała typowego ustroju arystokracja i biedota. Po tym zaczęto ulepszać domy biedoty, że przestały się różnić od domów bogatszych. Ludzie podzielili się - znowu - na współdzielnie ok. 100-200 ludzi. Nie było władzy centralnej. A Teotihuacan to monstrum jak na tamte czasy.

[...]

A to zgoda. Nie twierdzę, że wpływ jest zerowy.

Twierdzę, że jest przeceniany.

Bo wielu ludzi milcząco chyba zakłada, że "dzikusy" są tak prymitywne, że całkowicie uległe środowisku. Jeśli mają zamordyzm lub odrzucają zamordyzm, musiało mieć wpływ na to środowisko naturalne, ukształtowanie terenu, klimat.

[...]

Ale to np. kompletnie nie jest w stanie wyjaśnić zjawiska schizmogenezy. W antropologii/socjologii określamy tak grupy, których tożsamość polega na jak największym różnieniu się od kogoś innego. Autorzy książki "Narodziny wszystkiego" wymieniają mnóstwo dowodów historycznych na cywilizacje żyjące obok siebie w podonych środowiskach, które różniły się od siebie tak bardzo, jak to tylko możliwe. I były dumne, że "nie są jak tamci".

[...]

Też z typowych wyobrażeń, autorzy totalnie masakrują mit, że społeczeństwa łowców-zbieraczy zawsze są egalitarne, a rolnicze hierarchiczne.

[...]

Niektóre społeczeństwa rolnicze ewidentnie podjęły świadome wysiłki przeciwko zjawisku akumulacji kapitału, które ma być "naturalne" po przejściu na rolnictwo.

Np. co roku zmieniała się osoba/grupa mająca władzę, wymieniali się polami, nie mieli centralnych spichlerzy (tylko każdemu przypadało mniej więcej tyle samo) itp.

[...]

Można, ale jeśli takie skrajności w obrębie środowiska są możliwe, to pytanie, ile środowisko rzeczywiście narzuca. Widać, że są ważne zjawiska, których nie da się wyjaśnić wpływem środowiska. Ludzie mogą - z mądrych lub głupich powodów - zorganizować się radykalnie inaczej w tej samej niszy ekologicznej.

Z pociesznych rzeczy: autorzy podają przykład jakiegoś narzędzia (nie pamiętam jakiego), które jedna grupa robiła ewidentnie lepiej niż druga, ale druga nigdy tego rozwiązania nie przyjęła, chociaż je znała. xD

Wiadomo, że otoczenie ma ogromny wpływ na dietę albo budownictwo. Ale czy ludzie zorganizują się w zamordyzm czy sielankę, moim zdaniem tu środowisko nie ma tak wiele do gadania.

Wśród rdzennych Amerykanów obok siebie żyły społeczeństwa, które miały obrzydliwie bogatych, grubych wodzów oraz takie, które oczekiwały, że jak ktoś się dorobi, musi rozdać. W tych drugich bogatsi byli poddawani regularnie testowi, że muszą się przecisnąć przez ciasną dziurę, by udowodnić, że nie cechuje ich obżarstwo. xD

---

Jeszcze tylko dodam.

"Dwie grupy rozwijają się przez pewien czas w izolacji, wchodzą na inne ścieżki jeśli chodzi o organizowanie społeczeństwa i kiedy się spotykają, nie są kompletnie w stanie zrozumieć swoich podejść więc wyrabiają swoją tożsamość przez odróżnienie się od drugiej grupy"

Często nie były nigdy w izolacji. Znały się wzajemnie od początku do końca, powstały w podobnym czasie i wymieniały się towarami.

Można sobie wyobrazić, że to działało czasem tak:

A: Zorganizujmy się w sposób X.
B: Idioto, to jest okropny pomysł. Zorganizujmy się w sposób Y.

---

Może użyję takiego porównania.

Ludzie w polskim Internecie często wyznają dziwny pogląd, że jeśli decyzję podjęła prywatna firma, to MUSIAŁA być racjonalna, bo jakby firma podjęła nieracjonalne decyzje, to by upadła. Generalnie strasznie przeceniają bezwzględność wolnego rynku. Firmy mogą się dobrze trzymać mimo serii fatalnych decyzji, a jak upadają, może to zająć nawet wiele lat. Korporacje to już w ogóle. Przynosi przez 10 lat straty i yolo.

Tak samo jest chyba ze środowiskiem i cywilizacjami. Ludziom się wydaje, że jest jakiś bardzo wąski zakres, jak można zorganizować się w danej niszy ekologicznej. A ja - razem z Greaberem i Wengrowem - sądzę, że jeśli chodzi o kwestie ustrojowe, ograniczeń jest niewiele. Środowisko może mieć duży wpływ na to, z czego grupa się utrzymuje i co je. Ale jak zarządza dystrybucją zasobów, jak rozdziela władzę, na jakie podgrupy się dzieli - tutaj opcji jest od groma.

Nawet skondensowane, duże miasto, jak Teotihuacan może być egalitarne, regulowane wzajemną życzliwością. I przetrwać podobny czas jak okoliczne miasta ze srogimi nierównościami społecznymi.

I generalnie z tego wszystkiego płynie wniosek, że to jak żyjemy, nie było rzeczą, której nie dało się uniknąć. To była bardzo złożona kaskada różnych zjawisk i decyzji. Dlatego nie sądzę, że cywilizacja jest "naturalna", bo bardzo ostro zmusza do życia w określony sposób - trudno powiedzieć, jak odległy od natury człowieka. Freud powie, że cywilizacja trzyma w ryzach nasze instynkty. Maslow powie, że hamuje nasz wewnętrzny potencjał itp.

Dla rdzennych Amerykanów nasza pogoń za statusem społecznym była żałosna, a nasza cywilizacja kojarzyła im się z niewolnictwem.

[...]

To że nasza cywilizacja tak zafiksowała się na własności prywatnej, konsumpcjonizmie, kulcie pracy, rodzinach nuklearnych czy regularności wysiłku, to były złożone procesy historyczne i często trudno uniknąć wrażenia, że jakby wprowadzić chociaż niewielkie zmiany w ludzkich losach, mogłoby wyjść inaczej. Gdyby nie wielkie grodzenie od XVI do XVIII wieku, być może żylibyśmy obecnie w świecie pełnym egalitarnych komun itp.

W Afryce, zwłaszcza w mniej zurbanizowanych obszarach, ludzie są np. w szoku, jak się dowiadują, że USA - jako tak bogaty kraj - nadal ma bezdomnych.

Greaber od mieszkańców wioski na Madagaskarze usłyszał "Ale jak tym Amerykanom nie jest wstyd?".

Przeciętny Amerykanin: WTF, czemu ma mi być wstyd za to, że ktoś za mało się starał i ponosi konsekwencje swojego braku moralności? To JEGO sprawa, nie moja.

[...]

Jest na przykład ta popularna koncepcja homo oeconomicus, która głosi, że człowiek jest z natury egoistą, kieruje się prywatnym interesem i jest racjonalny. Ta koncepcja miała GIGANTYCZNY wpływ na wiele decyzji ustrojowych i politycznych oraz na nasze myślenie. A jednocześnie gdy europejscy kolonizatorzy zaczęli w Ameryce budować miasta po swojemu i na ulicach pojawili się bezdomni, Amerykanie byli w szoku. Pytali "jakie społeczeństwo robi to własnym ludziom?". Może bycie egoistą to coś, do czego wychowuje nas nasza cywilizacja i da się tego uniknąć? Wyandotom nie mieściło się w głowie, że można głodnego nie nakarmić. Nas może dziwić, że ich to zaskakuje.

[...]

W sumie podzielę się jeszcze taką refleksją.

W kulturach indywidualistycznych naukowcy i media z grubsza stworzyli wizję człowieka, który pozbawiony pieniądza nadal prowadzi handel na zasadzie osobistych przysług - "Ja pomogę Tobie, bo spodziewam się, że TY kiedyś pomożesz mi". I tak sobie wyobrażamy rdzenne społeczności.

Ale pojawiło się dużo głosów, że ta wizja to skrzywienie typowe dla kultur WEIRD (Western, Educated, Industrialed, Rich, Democratic). Prawdopodobnie bardzo powszechne było co innego - "Ja pomogę Tobie, bo fajnie żyje się w grupie, gdzie jak wpadnę w tarapaty, zawsze KTOŚ mi pomoże". Wdzięczność i zobowiązanie nie ciąży na jednostce - obejmuje całą grupę.

Aby zobaczyć to w praktyce, można wyjrzeć poza Polskę i USA oraz spojrzeć na Skandynawię. Polacy - jako emigranci - często jęczą, że Norwegowie, Finowie czy Szwedzi są "donosicielami", nie pozwalają im podkradać rzeczy z biura, nie biją brawa ich "sprytowi" itp. Ale Skandynawowie wypracowali system społeczny oparty na uogólnionym zaufaniu. "Mogę zostawić rower nieprzypięty gdziekolwiek i wiem, że społeczeństwo jako ogół przypilnuje roweru i nikt go nie ukradnie". Studenci na Erasmusie często doświadczają szoku kulturowego, gdy odkrywają, że w skandynawskich uczelniach rzadko są zamknięte szatnie albo szafki. Rzeczy wiesza się na ogólnodostępnych wieszakach, a Skandynawowie często zostawiają w nich portfel i telefon!

Skoro nawet w naszej cywilizacji są takie różnice, wyobraźmy sobie, jak wielkie mogą być między nami, a ludami rdzennymi. Nasza kultura strasznie ogranicza naszą wyobraźnię, jeśli chodzi o porzuczenie założeń o interesownym indywidualizmie.

Szkice o grodzeniu bycia zaopiekowanym

12 września 2023

Incel ciągle słyszy rady, żeby "w końcu znalazł sobie dziewczynę", a to przecież jego największa marzenie i jakby to była wyłącznie kwestia chęci, już dawno byłby w związku.

[...]

Kontekst: że ludziom samotnym radzi się, by nauczyli się żyć sami.

Zatomizowane społeczeństwo nie jest w stanie zaoferować nic innego za bardzo.

U rdzennych Amerykanów było coś, co ja nazywam "kulturą ognisk", że jak ktoś miał problem, omawiano to z wieloma osobami w plemieniu. Ludzie wzajemnie dzielili się radami i starali rozwiązywać problemy - wierzyli, że jak dusza jest nieszczęśliwa, może doprowadzić nieszczęśnika do śmierci. Chciano więc tego uniknąć. Greaber i Wengrow porównują to do współczesnej terapii grupowej, z tą różnicą, że tam na "terapii" były z Tobą bliskie osoby, z którymi budujesz więzi także poza terapią, a nie banda randomów. No i różni ludzie mieli różne problemy, więc mogli wzajemnie się kompensować i rozwijać. U nas w kółku lądują ci, którzy "mają tak samo", więc mniejsza szansa, że nagle cudownie wyjdą ze swojej sytuacji. xD

U nas jak ktoś ma problem, to albo outsorsuje się go na terapię, żeby mieć już gotowego, "wyleczonego" kolegę albo mówi mu się, żeby pogadał z przyjacielem. Ale szansa, że konkretny przyjaciel akurat doradzi coś mądrego i nie będzie przytłoczony problemami, jest niewielka. Co innego, jak cała wioska duma nad smutną duszą, a co innego, gdy jednostka. Raczej każdy z odrobiną empatii zobaczy przytłoczenie drugiej strony, więc uczymy się trzymać wszystko w sobie. Bo inaczej przyjaciela przemęczymy i straci nami zainteresowanie.

[...]

Widziałem na Wysokich Obcasach rant, że partner obciąża partnerkę swoimi problemami zamiast pójść na terapię. Ostatni bastion głębszych relacji też już pada.

[...]

Ja generalnie mam pogląd, że terapia jest bardzo potrzebna... gdy jest potrzebna. Jak ktoś ma depresję albo fobię społeczną, to zwykli ludzie mogą nie być w stanie pomóc. Ale jak ktoś kilka dni z rzędu wstał lewą nogą, nosacz jak najbardziej mają narzędzia, by pomóc

[...]

Internet często kpi z rad "idź pobiegać" i w przypadku depresji takie rady są faktycznie niepoważne. Ale na lekko obniżony nastrój jak najbardziej pomocne!

[...]

Chodzi mi dokładnie o Nosacza. Nie musisz mieć magistra z psychologii, by umieć innych pocieszyć.

W kontekście automatyzacji spotkałem się z ciekawym spostrzeżeniem, że automatyzacja często jest możliwa dlatego, bo z naszego pola widzenia kompletnie zniknęła "praca opiekuńcza". Człowiek na kasie nie skanuje jedynie towarów, ale też jest po to, żeby zapewnić nas, że jak coś się popsuje, on jest, by nam pomóc. Konduktor nie tylko sprawdza bilety, ale też jest po to, by w razie trudności pomóc pasażerom.

W relacjach codziennych jest to samo. W pomocy ludzkiej widzimy jedynie profesjonalistów, którzy mają wypisane czarno na białym, że zajmują się "opieką". Ale wzajemną opiekę ludzie praktykują w niemal każdej sferze życia i często to wystarczy. Nie potrzebujesz psychologa za każdym razem, gdy się gorzej poczujesz.

W tym kontekście przypomina mi się biletomat, który się zepsuł i trochę brakowało mi, żeby w pobliżu był człowiek, który się mną zaopiekuje. xD

[...]

Ideologia samodzielności widzi opiekę wręcz jako coś złego. Obniża samodzielność.

[...]

Jakiś czas temu dyskutowaliśmy o grodzeniu, że rzeczy, których ogólnodostępność uważamy obecnie za oczywistość, mogą być w przyszłości traktowane jako płatny towar. Tak jak kiedyś ludzi dziwiło traktowanie ziemi jako towar.

Rozmowa z ⁠[nazwa kanału] zainspirowała mnie, co obecnie będzie podlegać grodzeniu - bycie zaopiekowanym. 🙈

Już teraz to się dzieje. Zamiast przedyskutować problemy z najbliższymi, coraz częściej oczekuje się, że "pójdziesz na terapię". 💸

Za 50 lat ludzie będą przekonywać, że na bycie zaopiekowanym to trzeba ciężko zapracować i zarobić. Oraz oburzać się, że jakiś pasożyt chce czuć się zaopiekowany za darmo.

[...]

To mroczna wizja i mam nadzieję, że się mylę. Ale jak o tym pomyśłałem, trudno pozbyć mi się wrażenia, że to całkiem możliwe.

[...]

W sumie mentalnie dość łatwo do tego dojść. Wystarczy, że specjalistom od marketingu uda się wzmocnić lęk, że dzielenie się swoimi problemami z przyjaciółmi/partnerami prowadzi do rozpadu relacji, bo druga strona jest przytłoczona/zmęczona i postanawia ograniczyć kontakt. Rozwiązaniem będzie nowy asystent terapeutyczny, który zawsze wysłucha i nigdy nie porzuci. I to za jedynie 69zł miesięcznie!

Szkice o narzucaniu wszystkim matematyki

27 września 2023

Jeszcze jedno ostrzeżenie. Wiele pseudonauki opiera się na tym, że skoro zrozumiałeś metaforę, to znaczy, że w całości rozumiesz właściwe zagadnienie. Uważajcie na to, gdy czytacie chwytliwe porównania mózgu do komputera albo mięśnia.

Mózg to nie mięsień.

Metafora mózgu jako mięśnia ma motywować do ćwiczeń. Ale prowadzi nie raz do błędnych wniosków. Jak wiele metafor.

Jeśli zmuszasz do uczenia matematyki kogoś, kto jej nie lubi i nie rozumie, to nie działa jak pompki, że i tak "mocno rozwija myślenie". Człowiek wtedy stosuje jedyną strategię, jaka mu zostaje - zakuć, zdać, zapomnieć.

Żeby wiedzę przyswajać sensownie, jest potrzebny entuzjazm i umiejętność osadzenia nowej wiedzy w już istniejącej. Inaczej momentalnie wyparuje. Nawet w parę dni.

Siedzenie na lekcji jak na tureckim kazaniu to strata czasu. Może wręcz trwale zaszkodzić, przekreślając na długo poczucie własnej skuteczności - "ale ja jestem głupi". A poczucie własnej skuteczności to ważny motywator. Bez niego trudniej się zabrać do nauki - "i tak nie dam rady".

Matematyka to nie pompki, które działają także bez entuzjazmu i bez rozumienia. Narzucona na zbyt wysokim poziomie wyrządza krzywdę.

Moją strategią w liceum było wykucie, że jak w zadaniu proszą o a, to muszę zrobić najpierw x, potem y i potem z. Gdy mądrzejsi mi mówili, że "wystarczy pomyśleć" albo "trzeba wziąć na logikę", nic mi to nie mówiło, bo "logika" nic mi nie podpowiadała. Możecie więc sobie wyobrazić, jaką męczarnią była dla mnie matematyka. I na co mi to było? Obecnie matma maturalna na poziomie podstawowym to dla mnie czarna magia, bo nic nie pamiętam.

Szkice o słabości biografii

24 października 2023

Z tym mam zawsze problem, bo jak naukowcy przygotowali identyczne historie z innym zakończeniem, to ludzi mówili, że nic dziwnego, że wcześniejsze kroki prowadziły do takiego finału i to było łatwe do przewidzienia. A różnice były typu, że randka kończy się albo gwałtem albo udaną relacją.

[...]

Dochodzą jeszcze problemy z autoprezentacją, że dobrze wykazywać wpływ ciężkiej pracy na swój sukces, a pomijać farta itp.

[...]

No właśnie wiarygodnie brzmiało, że standardowa randka kończy się zarówno gwałtem jak i udaną relacją. I nie ma w tym nic dziwnego, bo w życiu tak jest, że te same działania mogą różnie się skończyć. A jednak ludzie czytając biografie ulegają pewności wstecznej i myślą, że działania X musiały doprowadzić do Y, mimo że masa robiąca X skończyła inaczej (o nich nikt nie pisze biografii xD). Wystarczy w biografii zestawić dwie rzeczy jedna po drugiej i mózg znajdzie już "sensowne powiązanie". Mimo że obiektywnie możemy mieć do czynienia z iluzją korelacji.

Media ciągle żyją historiami, że ktoś zaryzykował, założył biznes wbrew wszelkim ostrzeżeniom i osiągnął sukces. Nie pisze się o masie firm bankrutujących co roku albo martwych start-upach.

Biografie to metoda obarczona ogromnym szumem. Mają też wszelkie wady związane z dowodami anegdotycznymi, ludzką skłonnością do budowania narracji, potrzebą dobrego wypadnięcia przed innymi, iluzją korelacji itp.

Jeszcze warto wspomnieć, że ta sama strategia w ciągu 100 lat mogła stracić na skuteczności, bo społeczeństwo i działanie instytucji się zmieniło. Dlatego ja bardzo powątpiewam w metodę budowania życia w oparciu o biografie.

Nie jest to na pewno metoda niewarta nawet spojrzenia, bo historie mogą zawsze poszerzyć horyzonty i pokazać nieznane ścieżki. Ale też przyznawanie jej zbyt dużej wagi to prosta droga do rozczarowania, w świetle tego, co wiem o ludzkiej psychice.

[...]

Ja osobiście uważam, że stworzenie postępowania dającego sukces jest niemożliwe (co najwyżej nieco zwiększy szanse), a porażka nie znaczy, że jednostka jest "sama sobie winna". Dlatego popieram bardzo ogranizowanie społeczeństwa tak, by nawet "przegrywom" żyło się dobrze.

Społeczeństwo, w którym wszystko trzeba wywalczyć samemu, to wedle mnie blisko dystopii. Bycie na dole to koszmar z nieustannym lękiem egzystencjalnym, a wylądować tam można nawet przy wysokiej moralności.

Też ważne, by społeczeństwo często podawało pomocną dłoń przy szukaniu pracy czy budowie kariery, a nie że musisz radzić sobie sam, a jak nie dajesz rady, to się z Ciebie jedynie kpi, że Twoja wina, trzeba było ciężej pracować, być bardziej towarzyskim itp.

Szkice o fińskiej edukacji

6 listopada 2023

Może żeby poszerzyć horyzonty, wyjaśnię, jak Finlandia stworzyła jeden z najlepszych systemów edukacji na świecie. Nie wiem, czy w nauce z pracami naukowymi to też tak dobrze się sprawdzi, ale może zainspiruje do wartościowego pomysłu.

Otóż fińskie elity już na samym początku postanowiły, że ich kraj nie będzie wyróżniał się surowcami czy tanią siłą roboczą, za to ma oferować światu wykształconą populację. Finlandia była trochę pomiędzy blokiem wschodnim i zachodnim, a projektując system edukacji bliska była im idea równych szans.

Szybko stwierdzono, że zasady konkurencji wolnorynkowej zniszczą edukację. Szkoły zaczną się ścigać o bzdurne wskaźniki, niszcząc jakość kształcenia i zdrowie dzieci.

Stworzono więc system tak, by standaryzacja wyników kształcenia była możliwie... utrudniona. Nie ma rankingów szkół, a każdy nauczyciel ma sporą swobodę przy metodach sprawdzania wiedzy.

Starano się także jak najbardziej odsunąć element selekcji w czasie. Pierwszy stopień edukacji trwa aż 9 klas. Uznano, że dla dzieci będzie bardzo rozwijające budowanie kapitału społecznego przez cały przekrój społeczny, a nie jedynie wśród ludzi z tej samej klasy społecznej. Zwłaszcza będzie to pomocne dla tych, którzy mieli pecha urodzić się gorzej.

System edukacji w Finlandii był zawsze potężnie dofinansowany przez państwo. Szkoły nie walczą o to, która dostanie więcej pieniędzy. Wszystkie dostają dużo. Szkoły mają zakaz pobierania pieniędzy od rodziców w jakiejkolwiek formie, żeby nie były zmotywowane do przyciągania bogatych rodziców i nie dyskryminowały dzieci biednych.

Kolejna rzecz - fińskie dzieci otrzymują edukację mocno spersonalizowaną. Pierwsze lata edukacji wygląda tak, że nie ma ocen cyferkowych, zaś cele ustala się w ten sposób, że co określony czas jest organizowane spotkanie uczeń-rodzic-nauczyciel. Na spotkaniu wspólnie ustala się cele oraz ścieżki prowadzące do nich. Każda ze stron decyduje, jak może pomóc w osiągnięciu celu.

To wszystko finalnie zaowocowało systemem, gdzie fińskie dzieci osiągają świetnie wyniki w międzynarodowych testach typu PISA, a jednocześnie mają bardzo dużo czasu wolnego. Polskie dzieci też wypadają nie najgorzej w PISA (jednak zauważalnie gorzej), a okupują to znacznie mniejszą liczbą czasu wolnego i znacznie gorszymi ocenami tego, jak się czują w szkole. U nas jest jednak potworna rywalizacja między szkołami o rankingi i sam doświadczyłem na sobie, jak wyniszczająca może być szkoła, która się na tym zafiksuje.

W polskiej czy amerykańskiej szkole między nauczycielami często panuje pewna wrogość, bo jest niepisana walka o to, czyja klasa będzie mądrzejsza. Polscy czy amerykańscy nauczyciele są w szoku, jak zetkną się z fińską kulturą edukacji, gdzie nauczyciele wzajemnie bardzo sobie pomagają. Jeden z nauczycieli po emigracji do Finlandii opowiadał, że przyzwyczajony do swojego kraju często udawał na przerwach, że jest zajęty, albo faktycznie coś robił. Bardzo go zaskoczyło, gdy po czasie inni nauczyciele zagadali, że się o niego martwią, bo widzą, że ciągle tylko pracuje. Rywalizacja na zapierdol okazała się problemem, a nie cnotą.

Jak była konferencja dotycząca edukacji, polscy nauczyciele byli bardzo zaskoczeni i zaniepokojeni ideami głoszonymi przez fińskich nauczycieli, że jak ma się jakiś problem wychowawczy albo z tym, jak wytłumaczyć dane zagadnienie, to warto zapytać kolegów o radę. Polscy nauczyciele widzieli to jako przyznanie się do słabości, obniżenie sobie statusu i zablokowanie ścieżek awansu. Fińscy byli zaś w szoku, że przecież taka kultura pracy będzie owocować nierozwiązanymi i ukrywanymi problemami.

Ludziom wychowanym przez neoliberalizm to wydaje się bardzo nieintuicyjne, ale czasem zamiast stawiać na selekcję rywalizacyjną, lepiej może postawić na przeciwieństwo.

Szkice o kulturze rechotu

17 grudnia 2023

Ja osobiście zdecydowanie polecam rezygnację ze ścian. One strasznie wypaczają rzeczywistość. Wydaje się człowiekowi, że świat oszalał, a to jedynie ściana mu filtruje pod kątem kontrowersji i dzbanostwa.

[...]

Od kiedy zrezygnowałem ze scrollowania ściany na FB, a zamiast tego wchodzę na konkretne profile z zakładek, od tego czasu FB stało się przyjemniejszym i mniej wkurzającym miejscem.

[...]

No i mnie osobiście chyba zmęczyło zjawisko, które ktoś ładnie nazwał kulturą rechotu. W mediach społecznościowych jest mało przestrzeni do zastanawiania się, czemu ktoś może tak uważać, tylko od razu różnicę w poglądach się wykpiwa i to często w możliwie najmniej merytoryczny sposób. Przykładowo jak ktoś Cię zaskoczy swoją opinią, możesz wstawić jego wiadomość do mema z wariatem w kaftanie i tyle. Ziobro refleksji. Tylko rechot.

[...]

[...]

Częściowo to chyba wynika z wszechobecnej wrogości i uszczypliwości w mediach społecznościowych. Ktoś po prostu pisze, że lubi placki, a mózgi przyzwyczajone do mowy nienawiści już się zastanawiają, kogo autor komentarza chciał wykpić.

[...]

Ja ostatnio wszedłem na antykapitalistycznego Reddita, by sprawdzić, co tam słychać. Większość strony głównej to były memy, które mówią wprost, co masz myśleć, a nie podają ku temu powodu. Na przykład za pomocą szablonu the scroll of truth.

[...]

A i te memy były niemal wyłącznie o Izraelu i Palestynie. xD

[...]

W Polsce to jest słabiej zbadane, ale w USA zjawisko serio się nasila. Coraz więcej Amerykanów deklaruje ogromną niechęć do wyborców drugiej partii, a nawet twierdzi, że nie zaakceptowaliby związku dziecka z osobą, która głosuje na złą partię.

Media społecznościowe z pewnością przyspieszają proces tendencją tworzenia baniek, oraz pokazując największych dzbanów z drugiej. Ale zjawisko zaczęło się wcześniej, jak politycy odkryli, że na polaryzacji i agresji można zbić kapitał polityczny równie dobrze, a może i lepiej, niż na byciu umiarkowanym i dyplomatycznym.

[...]

Też jest w sumie tak, że jak widzisz przerzucanie się bluzgami, to działa efekt jednorodności grupy obcej. W swojej drużynie widzisz, że kogoś poniosły emocje, ale przecież wśród Ciebie ludzie nie są tacy źli. A drugą stronę widzisz wyłącznie od strony bluzg. Nie znasz nic więcej.

[...]

Dlatego coraz więcej naukowców mówi, że wychodzenie z bańki w Internecie przeważnie jest iluzją i tylko utwierdza w przekonaniu, że tamci serio są tacy głupi. Wyjście z bańki powinno być w realu.

Kiedyś powszechnie radzono, by śledzić na Twitterze osoby, z którymi się nie zgadzamy. Obecnie zdania są bardziej podzielone. Lepiej wyjść poza media społecznościowe. xd

[...]

Też warto pamiętać, że na prostych hot tejkach nieźle się buduje zasięgi. Ktoś może świetnie rozumieć, że śnieg nie podważa globalnego ocieplenie, ale ilu wkurzonych ludzi odpisze i udostępni...

[...]

W przypadku Wyborczej mam poczucie, że w przeszłości poziom był jednak wyższy. Widać - wymuszoną przez kulturę mediów społecznościowych - tabloidyzację. Piszą to, co zrobi dobry viral.

Widziałem nie raz na ich profilu, że celowo dawali na FB taki tytuł i fragment artykułu, żeby to się rozchodziło na zasadzie "Hahah, patrzcie jakie dzbany z Wyborczej XDDD". Sam artykuł często był dużo rozsądniejszy niż sugerowała zajawka.

Szkice o narracjach

28 grudnia 2023

W sumie jeszcze co do narracji, to mogę dodać, że popadanie w dyskusję na argumenty to jest coś, co nie jeden psycholog wręcz odradza. Bo wtedy Wasz rozmówca cały wysiłek intelektualny poświęca na to, by wymyślać kolejne argumenty za tym, że jednak ma rację - a jak ma więcej argumentów, to się w swoim poglądzie utwierdza. Ludzie po dyskusji zwykle pamiętają najlepsze argumenty ze swojej strony i najgorsze argumenty strony przeciwnej.

Im Wasz rozmówca jest inteligentniejszy, tym większe ryzyko powyższego scenariusza. Inteligencja pomaga mądrze wybrnąć z każdego argumentu strony przeciwnej.

Poza tym jeśli jesteście typowym Homo Sapiens, to możecie potwierdzić, że nawet jak rozmowa się skończyła, to nadal wymyślacie argumenty za tym, że macie rację - "kurde, mogłem wtedy powiedzieć Y" itp.

[...]

Wydaje się, że bardzo dobrze działa:

  • wypromowanie narracji, która sprawia, że ludziom dana narracja wydaje się najlepiej tłumaczącą otaczający świat (komunista wszędzie widzi dowody na walkę klas itp.)
  • stworzenie opowieści, która przypomina dobre dzieło kultury, żeby ekscytująco się to poznawało (jest dobro i zło, zwroty akcji itp.)
  • pokazywanie, że za daną narracją/ideologią stoi spójna grupa, z którą fajnie się zadawać, by zaspokoić swoje potrzeby psychiczne (na tym opierają się chociażby sekty, ale to dotyczy wielu innych rzeczy np. parad LGBT)

W przypadku globalnego ocieplenia widać to chociażby po tym, że każdy rekord temperatury jest uznawany za dowód na globalne ocieplenie, chociaż taki rekod wcale nie musi z tego wynikać. Piki w górę mogą być i bez tego. Ale jest prosta narracja i to wystarcza jako kolejny argument "za".

[...]

Jeśli strona pronaukowa uzna, że w narracje się nie będzie bawić, bo obchodzą ich jedynie rozumowe argumenty, to oddają tę walkę walkowerem. Ludzie będą myśleć kategoriami, jakie wymyśli pseudonauka.

Szkice o rozwiązaniu przemocy rówieśniczej w Finlandii

11 stycznia 2024

Wróciłem po przerwie do książki naukowej o Finlandii "Państwo, które działa" i jestem pod wrażeniem, jak oni rozwiązali problem przemocy rówieśniczej w szkołach.

Na początku XXI wieku WHO przygotowało badanie, z którego wynikało, że fińskie dzieci niepokojąco często nie lubią chodzić do szkoły, nawet w porównaniu do innych państw Europy. Gdy fińskie instytucje przyjrzały się sprawie dokładniej i zbadały ją ankietami, okazało się, że główną przyczyną jest przemoc rówieśnicza.

Powołano więc program KIVA, który miał rozwiązać problem. Jak to w Finlandii - ściągnięto do niego ekspertów i zaczęto badania. Eksperci szybko doszli do wniosku, że kompletnie nieskuteczne jest skupianie się na ofierze oraz sprawcy. Rozstrząsanie, że jakaś cecha charakteru temu sprzyja niewiele daje i nie pomaga. Za to odkryto, że kluczową zmienną nasilającą lub osłabiającą skalę przemocy jest reakcja otoczenia. Im otoczenie bardziej aprobuje przemoc, tym oprawcy są bardziej zmotywowani do dalszego czynienia krzywdy.

Przeprowadzono eksperyment na szkołach, gdzie w części zaczęły odbywać się regularne warsztaty na temat przemocy równieśniczej, uczono dzieci w różnym wieku za pomocą różnych metod, jak powinny reagować (np. siedmiolatki robiły to grając w specjalną grę komputerową). Druga część szkół to była grupa kontrolna bez szkoleń.

Szybko okazało się, że w grupach z warsztatami uczniowie coraz częściej deklarowali, że lubią chodzić do szkoły.

Zalecenia programu KIVA wprowadzono więc powszechnie w fiskich szkołach i od tamtego czasu obserwuje się znaczny wzrost dobrostanu uczniów, poprawę wyników w nauce oraz spadek zaburzeń lękowych i depresyjnych.

W Polsce raczej nadal dominuje podejście, że skupiamy się na ofierze i sprawcy. "Masz za mały dystans do siebie" itp.

Szkice o percepcji holistycznej i analitycznej w kontekście AI

Ja mam hipotezę, że im ktoś jest bardziej analityczny (zwracający uwagę na szczegóły), tym dłużej będzie polegać na ludzkiej sztuce. A jak ktoś jest bardziej holistyczny (patrzący na całość), to się szybciej przekona, bo szczegółów po prostu nie zauważy. Człowiek analityczny widzi drzewa. Człowiek holistyczny - las (nie przygląda się konkretnemu drzewu, jeśli ktoś mu nie zwróci uwagi).

[...]

Co ciekawe, są pod tym względem wyraźne różnice geograficzne. Kulutry zachodu są percepcyjnie bardziej analityczne, a wschodu - holistyczne. Interesujące, czy to się przełoży na stosunek do AI.

[...]

Ja jestem "dziwny", że jestem bardzo holistyczny jak na kulturę zachodu.

[...]

Ja miałem nawet taki pomysł na eksperyment, że mówimy uczestnikom, że jeden obrazek jest zrobiony przez AI, a drugi przez człowieka. Przeciwnicy AI oczywiście by mówili, że obrazek AI jest gorszy i podawaliby jakieś argumenty. Potem by im się mówiło, źe oba zrobiło AI lub oba zrobił człowiek.

[...]

To jest trochę złożone, bo jak siedzisz w sztuce nie tylko jako konsument, stajesz się siłą rzeczy bardziej analityczny. Pewne rzeczy, jak się zobaczy, to już się nie da odzobaczyć.

Jest jeszcze bardzo podobny wskaźnik zależności od pola, który mówi, na ile osoba sprawnie wyłuskuje elementy z tła. Przy nim też jest zależność, że człowiek o niskiej zależności od pola widzi poszczególne drzewa, a wysokiej - jedynie las.

Są fajne zdjęcia pomagające się sprawdzić, ale teraz to nie ma sensu, bo jesteście za bardzo wyczuleni na detale z powodu tej rozmowy.

Ja jako osoba o skrajnie wysokiej zależności od pola powiem, że jak słucham polskojęzycznej piosenki, często nie mam pojęcia, o czym oni śpiewają. Słowa to dla mnie melodia.

Po angielsku to już w ogóle.

[...]

W kulturach WEIRD generalnie takich ludzi jak ja jest mało. xP

[...]

Jeszcze się tłumaczy to tak, że ludzie analityczni składają obraz od szczegółu do ogółu. Najpierw drzewo 1, potem drzewo 2, potem drzewo 3 itp. i tak aż do wniosku, że patrzysz na las. Holistyczny na odwrót. Najpierw widzi las, a potem ewentualnie drzewo 1, jeśli z jakiegoś powodu zwróci jego uwagę.

Są na ten temat ciekawe eksperymenty śledzące ruch gałek ocznych, że ludzie analityczni patrzą na detale po kolei, a holistyczni raczej robią ogólny rzut okiem.

Przykładowo gdy ludziom pokazywano rysunek w akwarium, analityczni patrzyli po kolei na ryby, roślinki, zameczek itp. A holistyczni spojrzeli tylko na to, co pozwoliło stwierdzić, że patrzą na akwarium i yolo, zadanie zakończone.

Jak to przełożymy na AI, holistyczny spojrzy tylko ogólnie, że ładna babka anime, a analityczny zaraz się "przyczepi", że oświetlenie złe, palce złe, ułożenie ubrania złe itp.

[...]

U mnie co ciekawe socjonika (pseudonauka) akurat tutaj trafnie mnie uświadomiła, że jestem holistyczny. Wcześniej też myślałem, że analityczny.

Szkice o tym, że socjologia to coś więcej niż wymyślanie historyjek

Może wyjaśnię to na przykładzie pracy magisterskiej. Projektując hipotezy nie wiedziałem, czy wysoki neurotyzm będzie sprzyjać zwiększonej czy zmniejszonej skłonności do preppingu, bo można było wymyślić historyjki na obie tezy. Dopiero dokładniejsze zbadanie pozwalało ewentualnie ocenić, która historyjka jest prawdziwa.

Nie znam tego "socjologa" z wywiadu, ale jeśli on faktycznie istnieje i głosi co głosi, jest spora szansa, że zbadał to dokładniej niż rozważając jedynie prywatnie na kanapie. To że istnieje historyjka przeciwna do głoszonych przez niego poglądów, nie dowodzi automatycznie, że są tak samo prawdopodobne.

Czy ów socjolog dorabia narrację zbyt nadmierną w porównaniu do dowodów? Możliwe. Ale też pamiętajmy, że socjologia posiada całą metodologię badań. To coś więcej niż wojna na historyjki. W mediach to może tak wyglądać, ale tak nie jest.

Szkice o metodzie na zapamiętanie długich haseł

03/06/2024

To jest luźny pomysł i nie traktuj tego jako porady bezpieczeństwa.

Ja myślę nad algorytmem, który tworzyłby historyjki oparte na znakach z nazwy strony. xD

Przykładowo jak jest Facebook, no to bierzemy pierwsze 4 litery i mamy.

1F
2A
3C
4E

O tym, jakie będzie słowo, może decydować interakcja między cyfrą i literą. Mogą razem tworzyć słowo.

W ten sposób, jak się zapamięta cyfry i litery, to się będzie pamiętać wszystkie hasła.

Jak się nad tym dłużej posiedzi, to może można wymyślić coś bardzo ciężkiego do inżynierii wstecznej.

Szkice o Google jako tym złym

10/06/2024

Ja pierdzielę, Google bardzo chce, żebym przeszedł z Google Store na F-Droid. Jak wyszukuję jednego programu, to i tak najpierw pokazują mi się inne, sponsorowane apki.

Czasem aż trzeba się chwilę zastanowić, by kliknąć poprawną.

[...]

Ogólnie jak ostatnio testuję różne rozwiązania open-source nienastawione na monetyzację, to mam bardzo miłe uczucie, że nie próbuje się mnie wykorzystać. Wszystko jest robione tak, by było dobre dla mnie i np. mogę łatwo wyeksportować dane z jednej apki, by przejść do innej. Big tech jednak stara się uwięzić w swoich szponach poprzez utrudnianie ucieczki.

Ostatnio był chociażby ten problem z Microsoft Authenticator, że ziobro możliwości eksportu i musiałem na stronach po kolei generować nowe klucze. 🙄

Teraz efekt potęguje jeszcze fakt, że cyfrowe korpo poszły w ostre enshitification. Jak dzisiaj chciałem skorzystać ze Sklepu Play, to była jakaś tragedia. Czułem się jak na śmieciowych stronach z plikami, gdy nie wiadomo, który przycisk "pobierz" jest prawdziwy, a który to reklama. 😂

Spotkałem się z radą, by nietechnicznym osobom odradzać wszystko spoza Sklepu Play i Big Techu, bo Big Tech ma jednak całe zespoły bezpieczeństwa, a poza tym rejonem można trafić na przekręty i słabe zabezpieczenia. Niestety mam poczucie, że obecnie tym złym stało się Google. Nietechniczny rodzic zechce coś pobrać, nabierze się na dark pattern i zamiast oczekiwanej apki będzie używać spyware handlujący danymi.

Szkice o alkoholizmie i pokusach

W przypadku alkoholu problem polega na tym, że im więcej pokus daje otoczenie, tym trudniej się powstrzymać. Reklamy i pormocje to są takie pokusy. Każda wymówka typu "wezmę, bo taniej" to ryzyko, że alkoholik się złamie.

Porównałbym to do sytuacji, gdy ktoś robi detoks od porno, bo chce zerwać z uzależnieniem. A wszędzie wokół niego jest od groma pokus. Wchodzi do sklepu za rogiem, a tam wielki plakat z ładną panią, że teraz magazyny porno o połowę taniej.

[...]

1. Im więcej alkoholików w populacji, tym więcej przemocy, wliczając przemoc seksualną. Przykładowo wśród skazanych za przemoc seksualną wobec dziecka jest tylko ok. 15% pedofili, zaś ponad 50% alkoholików. Alkoholizm w rodzinie jest większym czynnikiem ryzyka niż pedofilia. Po odsiedzeniu wyroku zakaz zbliżania prędzej dostanie alkoholik niż pedofil.

2. Zmniejszanie skali alkoholizmu w populacji przynosi wiele korzyści. Ludzie są zdrowsi, w lepszej kondycji psychicznej, są lepszymi członkami rodzin i społeczności, skuteczniej pracują, rzadziej zatykają szpitale. W upadającym społeczeństwie gorzej żyje się także osobom, które uważają, że upadek bliźnich ich nie obchodzi.

3. Kampanie społeczne to drogie przedsięwzięcie, które nie działa. Za to bardzo skuteczne są działania polegające na redukowaniu liczby pokus - brak reklam, brak głośnych promocji, brak alkoholu w widocznych miejscach. Skuteczniej działać na ludzkim lenistwie niż ludzkiej roztropności. Można ubolewać, że tak jest, ale tak jest.

To że trochę więcej się płaci za alkohol i trzeba po niego sięgać z mniej wygodnej półki, to bardzo niewielka cena za tyle korzyści.

Jeśli firmie będzie przykro, to nie jest najważniejsze. Głównym celem biznesu jest zysk, dlatego państwo musi wkraczać, gdy zysk jest robiony kosztem społeczeństwa. Polecam poczytać o externality w ekonomii.

Dlatego warto - przynajmniej moim zdaniem - systemowo zmniejszać alkoholizm. Zwłaszcza, że wiemy, jak to robić.

[...]

To jest jak akwarium, wszyscy jesteśmy jak ryby, wszyscy w tej samej wodzie.

Szkice o gospodarce opartej na sekrecie

Generalnie w mojej propozycji bardziej chodzi o to, by gospodarka przestała być oparta na sekrecie - "zarabiamy na tym, że inni nie wiedzą, jak działa nasz produkt". Czy zgadzanie się na ten model gospodarki na pewno jest właściwie i bezpieczne?

Może lepsza byłaby gospodarka, gdzie wiedza jest jawna, a płacisz po prostu za to, że nie masz zasobów, by sam ją ogarniać, więc wolisz, by ktoś to ogarnął za Ciebie.

[...]

No właśnie ja się zastanawiam, czy przewaga oparta na sekrecie w praktyce nie jest jeszcze gorsza, tylko że wady są słabo widoczne, bo dotyczą zmarnowanego potencjału.

Uwaga! Zmiana branży na badania społeczne.

Strasznie słabe jest to, że 69 podmiotów musi zlecić badanie dokładnie tego samego, bo badania są tajne.

Niektóre firmy badawcze zbudowały swoją pozycję na wyjątkowo dobrej metodologii badawczej, która jest oczywiście pilnie strzeżoną tajemnicą, więc możemy się tylko domyślać, co czyni ich prognozy tak trafnymi.

Czyli sekret sekretem jest poganiany.

O ile mógłby przyspieszyć postęp w metodologii badawczej i rozwoju każdej branży, gdyby te sekrety zostały poznane i kolektywnie ulepszane.

Czy branża badawcza od tego by upadła? Wątpię. Zawsze jest potrzeba, by ktoś podzwonił po ludziach i zadał wskazane pytania.

Możliwe, że brak konieczności wymyślania koła na nowo sprawi, że faktycznie nie będzie potrzeba setek sondażowni w kraju. Ale to tym lepiej, jak pozbędziemy się zbędnej pracy i zamiast tego damy sobie więcej wolnego czasu.

Szkic o obawie przed negatywną oceną

Ogólnie osoba neurotypowa takie rzeczy będzie łatwo dostrzegać. Pytanie, które warto sobie zadać, czy na pewno konsekwencje są tak poważne, jak nam się wydaje. Nawet w skrajnej sytuacji, gdy do kogoś przylgnie łatka dziwaka, zwykle ludzie się z tym oswajają i traktują dziwactwo jako neutralny element rzeczywistości.

W każdej sytuacji rachunek zysków i strat może być inny. Lepiej ściemnić preferencję seksualną niż zginąć rozszarpanym przez wściekły tłum. Ale jeśli jedyną karą jest chwilowa dezaprobata przechodząca szybko w obojętność, można rozważyć, czy warto.

Szkice o mądrych kreskówkach i wprowadzających w błąd mediach społecznościowych

Jest taka kreskówka Teen Titans Go. Zrobiona ewidentnie pod przebodźcowane pokolenie - tempo akcji szalone, a humor oparty na cringu. Ma bodajże z 8 sezonów, więc sukces.

[Narzekania innych na to, jak obecne kreskówki są okropne]

Znaczy ja powiem optymistycznie, że jest dużo kreskówek z normalnym budowaniem akcji. Hilda, Glitch Techs, Dronersi, Kipo i dziwozwierze, Elliot z planety Ziemia, Filek i Fabryka Wszystkiego, ONI: Opowieść o Bogu piorunów, Hero Inside. Serio nie jest źle.

[...]

Tylko jak ktoś nie ogląda kreskówek, to o tych normalnych nie słyszał, bo w mediach społecznościowych przebija się to, co oburza.

[...]

Jak wbija nowy Sezon Hildy na Netflixie, zawsze ląduje w top 10 krajowym.

[...]

To wina mediów społecznościowych [że nie wiesz o spoko kreskówkach]. Jak w czymś nie siedzisz, docierają do Ciebie jedynie rzeczy, które mają Ciebie oburzyć.

Wiele kreskówek, które wymieniłem, są popularne i lubiane. Ale nie oburzają. Więc tylko lubiący kreskówki je znają.

[...]

Ta rozmowa w sumie nieźle pokazuje, jak media społecznościowe nas wprowadzają w błąd. Przez nie łatwo uwierzyć chociażby, że kreskówki stały się drugim TikTokiem, a to jednak nieprawda.

Ja osobiście wręcz uważam, że obecnie powstało wiele wspaniałych dzieł poruszających z niezwykłą wrażliwością poważne problemy. Ja w dzieciństwie oglądałem rzeczy, które propagowały, że wystarczy zmarszczyć brwi w rytm podniosłem muzyki i "uwierzyć w siebie". Teraz tego typu głupoty już prawie nie ma. Problemy psychiczne są traktowane poważnie.

Jeśli ktoś oglądał "W głowie się nie mieści", to kreskówki z wyższej półki często mają podobny poziom czułości i wrażliwości.

[...]

Nie chcę powiedzieć, że kiedyś nie było wartościowych rzeczy. Bardziej chodzi o to, że kiedyś też było sporo głupoty w produkcjach dla dzieci. Czy Tom i Jerry to mądra rzecz do oglądania? Albo Krowa i Kurczak?

A nawet w tych poważnych zdarzały się rzeczy jak wspomniane "uwierz w siebie", które uczyło bagatelizować cudze problemy psychiczne, bo przecież "wystarczyłoby, żeby zmarszczył brwi i uwierzył w siebie".

Jeszcze w sumie dodam, że współczesne kreskówki uczą sporo krytycznego myślenia. Tłumaczą chociażby metodę naukową, fake newsy, scamy itp.

A to wszystko przy tak fajnie napisanych postaciach i ciekawej fabule, że sam jako dorosły facet chętnie to oglądam.

Szkice o sekcjach komentarzy i wierzeniach inceli

Problem jest taki, że ten prymitywny dyskurs próbuje dostać się wszędzie.

[...]

Ktoś w artykule popularnonaukowym napisze "naukowczyni" i już mamy dramę. A w artykule o obcej planecie obowiązkowo komentarz, żeby wysłać tam nielubianego polityka. XD

[...]

Jakby zlikwidować sekcje komentarzy na popularnych stronach, to możnaby się w miarę bronić przed prymitywnym dyskursem z mediów społecznościowych i jednocześnie czytać o polityce/ekonomii/psychologii/astronomii. Ale nie do wszystkich redakcji dotarło, że należałoby tak uczynić dla dobra demokracji.

[...]

Są jeszcze komentarze, które budują strasznie negatywny obraz danej grupy np. że dzieci tylko się drą i przeszkadzają. To nieprawda, ale można ludzką uwagą pokierować w ten sposób, by przypomnieli sobie wszystkie negatywne doświadczenia, zignorowali neutralne oraz pozytywne i w konsekwencji nabrali przekonania, że dzieci należy wytępić z życia publicznego.

[...]

Zazwyczaj bezpośredni kontakt w bezpiecznym środowisku dużo daje. Na przykład ludzie się śmieją, że w bańkach inceli znajdują się treści, w które mogą chyba uwierzyć tylko osoby, które nigdy nie miały większego kontaktu z kobietami. Sęk w tym, że to prawda. W szwedzkiej społeczności inceli naukowiec pokazał, że większość tych ludzi nie ma żadnego głębszego kontaktu z płcią przeciwną (nawet koleżankami, matką itp.)

Jeśli obraz grupy budujesz tylko po tym, co czytasz w mediach społecznościowych, trudno, żeby wyszło inaczej.

Szkice o dobrej i złej cenzurze Internetu

Jeszcze dodam, że - podobnie jak autor - też nie mam już ochoty bronić "wolności Internetu" rozumianej jako swodoba kłamania i szczucia bez konsekwencji. To jest takie toksyczne i męczące. Tak bardzo niszczy politykę, którą pasjonuję się od dziecka.

Ludzie straszą, że nie można pozwalać chociażby na tycią "cenzurę", bo potem jak władza się zmieni, to niecnie wykorzysta. Są tu jednak 2 ale...

  1. Chęć uniknięcia ewentualnej dystopii w przyszłości prowadzi do dystopii już tu i teraz. Czyli zamiast ryzyka pojawienia się zła, wybieramy zło od razu.
  2. Zła władza może stworzyć własny aparat cenzury. Chociażby w odpowiedzi na społeczeństwo zmęczone wszechobecnym hejtem. A gdy za to zabierze się dobra władza, może zaprojektować procedury i bezpieczniki we współpracy z wieloma organizacjami (w tym rzecznikami "wolności słowa")

[...]

Usunięcie algorytmu to rzecz konieczna, ale raczej niewystarczająca.

Bez algorytmu (w obecnej formie) w dużej mierze rozwiążemy problem wciągania randomów do szurskich, króliczych nor. Ale co z ludźmi, którzy już zostali wciągnięci? Ich trzeba odciąć od ścieku nienawiści, aby ochłonęli.

Podczas zamieszek w Sri Lance pomogło wyłączenie Facebooka.

[...]

Ja uważam, że jeśli masz duże zasięgi, to nie powinieneś już być traktowany jak zwykły obywatel i powinna być na Ciebie nałożona odpowiedzialność za treści bliska tradycyjnym mediom.

[...]

No i jeśli piszesz komentarz pod kimś popularnym, to jednak też. Ogrom ludzi to przeczyta, zwłaszcza, jak zgarniesz dużo plusów/lajków.

[...]

W komunikacji twarzą w twarz jest dużo bezpieczników, w które wyposażyła nas ewolucja. One niestety nie działają we współczesnym internecie i musimy czymś innym to nadrobić.

[...]

W Niemczech od kilku lat obowiązuje prawo nakazujące Big Techowi szczelną moderację i ziobro dystopii. Jak widać, dystopia nie jest obowiązkowym skutkiem cywilizowania komunikacji w Internecie.

[...]

Prawo często projektuje się w ramach dylematu, że są dwie przeciwstawne siły i orzecznictwo rozstrzyga, która przeważa. Masz z jednej strony groźbę zamachu terrorystycznego, z drugiej prawo do prywatności i tworzysz procedury, jak to rozstrzygać. Tak samo jest z nienawiścią i wolnością słowa.

Jeżeli np. uznasz, że Twoje zachowanie nie jest na tyle ostre, by zasłużyć na ograniczenie wolności słowa, to możesz się bronić. Tak samo osoba, która uważa, że ktoś inny wolności słowa nadużywa, by jej gnębić.

[...]

Kontrargument, że "walka z terroryzmem" nie pomogła

To jest przykład, gdy jedna siła absurdalnie przeważyła. Dobre prawo i orzecznictwo wymaga balansu. Z wolnością słowa też byłoby niedobrze, gdyby usuwać posty o treści "Z całym szacunkiem, ale nie zgadzam się z opinią prezydenta". xD

Ja np. uważam, że to co się obecnie dzieje, to absurdalne przeważenie "wolności słowa" w drugą stronę. Swoboda kłamiania bez ograniczeń jednak niszczy społeczeństwo.

[...]

Problem jest dużo szerszy i wyłączenie algorytmu nie naprawi sytuacji. W sekcjach komentarzy zazwyczaj nie ma nic ponad wyświetlanie wyżej tego, co jest łapkowane. A ściek nieznośny.

W gazecie, radiu, telewizji nie ma sekcji komentarzy. Jak ktoś kłamał przed telewizorem, to tylko rodzina słyszała.

[...]

Jak Centrum Badań nad Uprzedzeniami zaczęło na zebraniach czytać najpopularniejsze komentarze pod artykułami, zarządy postanowiły wyłączyć tę mechanikę np. na Onecie.

[...]

Chociaż może powiem, że zmiana designu komunikacji internetowej wydaje mi się faktycznie ważniejsza niż moderacja. To że bronię idei moderacji, nie oznacza, że stawiam ją ponad zmianę designu.

Moderacja to raczej powinna być mechanika, gdy coś robi się popularne albo podczepia się pod rzecz popularną. I jest publiczne. Do rozmów prywatnych bardzo wspieram szyfrowaną komunikację itp.

[...]

W sumie jeszcze co do "algorytmów". Na stronach kwejkopodobnych nie ma czegoś takiego. Jest prosty system oceniania i ręczne lub półautomatyczne decydowanie, co ląduje w archiwum / poczekalni / głównej. A ilość dezinformacji porażająca. Koledzy z liceum w nie jedną teorię spiskową uwierzyli właśnie przez te strony. Sam zaczynałem wątpić, czy globalne ocieplenie na pewno istnieje itp.

Moim zdaniem pamiętny sukces Kukiza to w dużej mierze zasługa stron kwejkopodobnych. Był tam szalenie promowany (często za pomocą zmyślonych informacji).

Aczkolwiek strony kwejkopodobne byłoby łatwiej opanować. Niech każdy post przed publikacją sprawdzi organizacja fact-checkingowa i doda swój, nieusuwalny komentarz.

Szkice o naiwności idei edukowania dystansu do siebie

W tamtych czasach generalnie miałem ciągotę do poglądu, że na bolączki nadmierniej wolności i bezkarności wystarczy ludzi "wyedukować", by "przestali się przejmować" i będzie git.

Wraz z wiekiem i wzrostem wiedzy psychologicznej zrozumiałem, że takie oczekiwanie to jest poziom naiwności podobny do twierdzenia, że jak powiemy ludziom, by przestali uprawiać seks, to nie zarażą się chorobą weneryczną.

A ile ja w szkołach miałem straszenia alkoholem, papierosami i narkotykami. I - mimo "edukowania" - to ja jestem dziwny, że z wymienionych rzeczy spróbowałem tylko jednej. xd

[...]

Zawsze można oczywiście twierdzić, że dotychczas to nie działa, bo nie udało nam się osiągnąć balansu Prawdziwej Edukacji. No ale wtedy pozostaje pytanie, czy możemy sobie pozwolić na czekanie, aż osiągniemy Prawdziwą Edukację.