Blog:Dlaczego wolę system zmianowy w moim zakładzie pracy

Z MruczekWiki

Dlaczego wolę system zmianowy w moim zakładzie pracy
5.12.2022 | ZioPeng


Postanowiłem, że napiszę tekst o tym, dlaczego preferuję pracę w systemie zmianowym w moim zakładzie pracy.

Jak to wyglądało przed moim "wejściem w system"

Gdy mój kierownik oznajmił mi, że niebawem zmienię miejsce wykonywania mojej pracy i że będę pracował "w systemie", wewnątrz się wzdrygnąłem, bo jeszcze nigdy nie miałem do czynienia z pracą w systemie zmianowym, więc bałem się.

Gdy jeszcze poszukiwałem pracy i osoba, z którą miałem rozmowę o pracę, spytała mnie, czy wolę pracę w trybie pn-pt na rano czy system 4-brygadowy (tu chyba chodzi o ten system zmianowy). Na co ja oczywiście odpowiedziałem , że wolę ten pierwszy. Niestety, żadnego zatrudnienia nie dostałem. W sumie może i lepiej , bo próbowałem ją zdobyć m.in. w zakładach produkcyjnych.

Nowe miejsce i zmiany

No dobra, nastąpiło przeniesienie do nowego miejsca, pierwsze 2 dni robiłem na rano, a 3. dnia miałem swoją pierwszą w życiu popołudniówkę - wówczas miałem przyjść na 14 i ze zmiany miałem zejść o 22. Jednak przekonałem się, że ta praca "w systemie" wcale nie jest taka straszna. Kolega robiący w tym miejscu wówczas 20 lat oprowadził mnie po obiekcie, pokazał mi, co i jak. Pokazał mi też , jak wypełniać skoroszyt, do którego wpisuje się liczniki, który był przygotowany w Excelu. I coś , co mnie dość mocno uradowało - mogłem sobie skorzystać z internetu na służbowym PC (jednak część stron była poblokowana). Potem ktoś mnie nauczył (nie pamiętam już , kto) wypisywania karty pracy. A jak sobie wszyscy poszli (wtedy było po 15, jak opustoszał cały obiekt) , to wtedy miałem święty spokój i na obiekcie byłem tylko ja i mój kolega, z którym stałem na zmianie. I za miesiąc miałem swoją pierwszy raz w życiu nockę, którą zaczynałem o 22, a kończyłem o 6. Co ciekawe, te zmiany były jeszcze spokojniejsze, bo w nocy z reguły jest spokojniej, no chyba że jest jakaś robota, którą oczywiście trzeba wykonać. Raczej nikt nie przyjedzie z biura, bo w tych godzinach wszyscy śpią. Jedynie dzwonił nasz starszy majster, żeby się dowiedzieć stanu jakiejś maszyny czy czegoś tam. I ja mogłem sobie korzystać ze służbowego PC w sumie do woli, bramy były pozamykane, więc nikt nie wjedzie (choć są osoby, które mają piloty do bramy). I tak sobie korzystałem, że w sumie jedyne, co robiłem , to przeglądanie Internetu. Oczywiście pracownicy korzystali na swój sposób - jedni grali w Pasjansa, inni też przeglądali Internet, a są też tacy , co nie przeglądają Internetu na służbowym PC. Niektórzy też postanowili przyciąć sobie komara - jeden robi to na dyżurce, inny na szatni. I ja jestem wtedy "przy życiu". Ogarniam też liczniki i kartę pracy. Gdy robiła u nas toksyczna pracownica biurowa (na szczęście od dawna już tu nie robi!), to trzeba było wyczyścić na mokro jej linoleum, gdzie miała krzesło, na którym siedziała przy biurku, i ustawić z powrotem w radio na stację Radio Maryja, gdy była ustawiona inna stacja.

Wówczas spokój też mam, gdy przychodzę do pracy w święta (na każdą zmianę), bo biuro itp. w takie dni nie pracuje, natomiast ciągle musi być ktoś z pracowników zmianowych (np. w takie właśnie dni), którzy pracują normalnie 8 h i się zmieniają (rano, popołudniówka, nocka inne osoby).

Bywają też takie przypadki, kiedy pracownik musi być w pracy dłużej niż 8 h, bo pracownikowi z następnej zmiany np. coś wypadło, przez co nie może być w robocie "już, teraz". O mało co, a ja bym był jednego dnia 16 h w robocie, do czego (na szczęście!) nie doszło. Jednak takie przypadki to rzadkość w tym miejscu pracy. A w poprzednim miejscu pracy rekordzista robił 6 zmian w jednym ciągu (rano, popołudnie, nocka, rano, popołudnie, nocka, czyli 48 h w robocie!), co zapewne było spowodowane tym, że brakowało pracowników do obsadzenia , bo pewnie pobrali sobie urlopy albo komuś nie pasowało przyjść danego dnia do roboty, bo np. coś ważnego mu wypadło (tzw. "przyczyny losowe")...

Normą też bywa (niestety) przychodzenie np. z popołudniówki na rano (pracownik ma wówczas 8 h przerwy, a powinien mieć 11 h). I mi się parę razy tak zdarzyło. Jedynie było lepiej w przypadku, gdy ranka, na którą wówczas musiałem przyjść, była bodajże w weekend, przez co miałem spokój, więc trochę się zdrzemnąłem na szatni... Tak to takie sytuacje zdarzały mi się w tygodniu...

Jak to wygląda u mnie na rano

Gdy przyszedłem tam prawie 3,5 roku temu (zostałem przeniesiony z innego miejsca), pracę zaczynałem o 6 i kończyłem o 14. Wtedy szedłem do domu równo niemalże ze wszystkimi pracownikami i jedną od momentu przeniesienia pracownicą biurową (wcześniej była zwykłą pracownicą), która też wtedy przychodziła na 6 i chyba pracowała też do 14. Do 15 zostawała reszta biura. Zakład mogłem opuścić o 14:00, bo "do tej godziny jestem chroniony". O 13:59 już mogliśmy opuścić zakład. Ale te różnice w minutach były naprawdę drobne (1-2 minuty do tyłu) - nasz brygadzista ich mocno przestrzegał (niestety, nie wiem , jak jest teraz , bo już nie kończę o tej godzinie pracy). Pamiętam rozmowę ze starszym mistrzem, w tym samym dniu, kiedy trafiłem do nowego miejsca, który sam powiedział, że mam przychodzić na 7, na co ja odpowiedziałem , że przychodzę na 6 (brygadzista też był przy tej rozmowie). On wówczas nie oponował, żebym zmieniał moją godzinę rozpoczynania pracy, jednak...

Bodajże po 1,5 roku zaszły zmiany w moim "harmonogramie" pracy: brygadzista dał mi znać, że on albo nasz "szef oczyszczalni", czyli nasz starszy mistrz, powiedział, że od tej pory mam przychodzić do pracy na godzinę 7. Strasznie mnie to wkurzyło, bo przez tę zmianę muszę siedzieć do 15 jak ten debil... Co z tego , że zmianowcy, jak i brygadzista kończą o 14, dając mi możliwość "legalnego opierdzielania się", skoro po 14 mógłbym to już robić w pełni na legalu już u siebie w domu. No ale dobra, klamka zapadła. Przez ten krok z następną zmianą widzę się dłużej niż jakieś 20 minut, bo aż godzinę. Od tej zmiany wszyscy pracownicy biurowi, jak i tzw. "skoczkowie" pracują do 15. Nieraz bywają przypadki, że skoczkowie przychodzą na 6 i niekiedy dostają za to opieprz od brygadzisty. No ale nie wiem, jak to dokładnie jest, bo od momentu tej zmiany przychodzę na ustaloną godzinę i zakład opuszczam ok. 15.

W tygodniu na rankach nie ma za bardzo spokoju w tym miejscu pracy, bo brygadzista zagania do roboty, no i "sporo ludzi się kręci" (jest z-ca kierownika, majstrzy). Owszem, opieprzać się można, tylko i tutaj trzeba mieć pewne skille, a mianowicie należy to robić tak, żeby przełożony nie widział (czy to brygadzista, majster czy ktokolwiek), że pracownik się opieprza. Zawsze można też "palić głupa", czyli stwarzać pozory, że się pracuje, gdy np. kierownik węszy w pobliżu...

I taka mała ciekawostka

Raz z ciekawości zadałem mojemu brygadziście czysto hipotetyczne pytanie: "Co by było, gdybym przychodził na 6 do roboty?". Na co ten odpowiedział, że mimo to i tak bym robił do 15, "bo ktoś musi pilnować maszyn". Kompletny bezsens. Przecież o tej godzinie, od godziny, jest już na obiekcie II zmiana, więc oni i tak, i tak już pracują.

Podsumowanie

Na rannych zmianach za bardzo nie mam spokoju, bo wtedy pracują też przełożeni, którzy pilnują tego, żeby pracownicy się nie opieprzali i żeby wykonywali swoje obowiązki. Co innego po godzinie 15, kiedy na obiekcie nie ma już nikogo np. z biura, kto mógłby pilnować pracowników - wówczas są tylko pracownicy pełniący dyżur (ranki w weekendy i święta, popołudniówki i nocki). I ci pracownicy mają swobodę wykonywania pracy. Ale najpierw popołudniowa zmiana idzie po wytyczne do "szefa oczyszczalni". Wytyczne muszą zostać zrealizowane, jednak pracownicy na zmianach sami sobie organizują czas (decydują, kiedy wykonać daną pracę). No i za pracę na zmiany, i w weekendy, i w święta jest większy dodatek.