Blog:Dlaczego nie cierpię małych dzieci

Z MruczekWiki
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Dlaczego nie cierpię małych dzieci
11.09.2022 | ZioPeng


Małe dzieci. Ahhh... dla niektóych błogosławieństwo, szczęście, a dla innych udręka i pasmo niezręcznych momentów. Ja zaliczam się do grupy ludzi, którzy woleliby nie obcować z dziećmi, które dopiero "uczą się" świata, jak wygląda życie itp. W obecności tych małych istot czuję się niezręcznie , nie wiem, co mam robić i w ogóle. I nie, małe dzieci też nie wywołują u mnie odruchu "rzygania tęczą". Zapewne kojarzycie te madki, z których wyśmiewają się internauci (pfff... kto ich nie kojarzy...)? No właśnie. To dla tych kobiet posiadanie potomka to niewyobrażalne szczęście i poczucie wyższości.

Pamiętam, jak kiedyś, ale to już kupę lat temu, byłem w odwiedzinach u mojego wujka chrzestniego i on akurat też miał gości. Minęła ok. godzina, żeby bariera wstydu mnie opuściła (gdy są nowi ludzie, czuję się niezręcznie). I okazało się, że ci goście mieli niemowlaka. Gdy go zobaczyłem, pomyślałem sobie "fajnie by było go potrzymać". I jedynie tylko o tym pomyślałem, bo ani nie zasugerowałem, że chciałbym go w jakikolwiek sposób dotknąć, ani rzeczywiście go nie trzymałem w rękach.

Co do obecności małych dzieci w różnych miejscach: no, po prostu nie przepadam za nimi, a momentami ich nie cierpię. Takie dziecko pląta się pod nogami, patrzy się na mnie z jakiegoś powodu, a ja się nie uśmiecham ani nic nie mówię. Uśmiechać też się nie lubię. Małe dzieci a to rozrabiają, a to drą mordę i ryczą, bo np. mama nie chce im kupić zabawki, którą dzieciak sobie upatrzył. Zdarza się, że taki dzieciak rzuca też rzeczami w bliżej nieokreślonych kierunkach. Najgorszy scenariusz, jaki rozpatruję, to wizyta jakichś gości, którzy przyprowadzili ze sobą... no właśnie, małego dzieciaka. Fajnie, pięknie, super... no ale nie dla mnie niestety. Gdybym miał taką sytuację, to zaryglowałbym się w pokoju i nie wychodziłbym z niego, dopóki goście sobie nie pójdą - szkopuł w tym, że nie wiem, gdzie mam klucz do zamka od drzwi do pokoju (o ile go w ogóle jeszcze mam). A co w przypadku, gdy nagle będę musiał odwiedzić toatelę za potrzebą? Trudno, poczekam. Nie zamierzam wysłuchiwać wołań np. mojego ojca, żebym "przyszedł na ciacho" (nienawidzę tego) czy spojrzeń małych dzieci w moją stronę. Oczywiście w takich chwilach bywają też przypadki, gdy ojciec wchodzi mi do pokoju i się mnie pyta, czy nie przyszedłbym na to "ciacho". Na co ja muszę stanowczo odmawiać. Jednak on to pytanie mi zadaje, bo jest nastawiony na to, że jednak zgodzę się i "przyjdę do ludzi". Taa... kogut myślał o niedzieli... I wiecie, co najlepiej zrobić w przypadku, jeśli nie chcecie odwiedzać gości? To ja wam powiem taki prosty lifehack: połóżcie się na łóżku i leżcie na nim, dopóki goście sobie nie pójdą. Macie prawo być zmęczeni czy macie prawo do "przycięcia komara". A to, czy faktycznie uśniecie, zależy tylko od was, jednakże uśnięcie uwiarygodni waszą argumentację. Zawsze możecie też po prostu wyjść z domu z bylejakiej przyczyny - czy to, żeby pójść do kogoś innego w odwiedziny, żeby poszlajać się z kumplami po mieście itd... A jak rozpoznaję, że goście już sobie idą? Bardzo prosto. Mieszkam w bloku, więc jak wychodzę z pokoju, to wchodzę od razu do salonu, gdzie są drzwi na klatkę i jak taka akcja ma miejsce wieczorem, to któryś z domowników zapala "mocne" światło, żeby goście nie musieli przygotowywać się do wyjścia z domu w ciemnościach ;-). Gdy światło gaśnie, to znak, że teren jest czysty i mogę np. odwiedzić "salę tronową" ;-).

Zupełnie nie poradziłbym sobie też w roli opiekuna do dziecka w wieku przedszkolnym/podstawówkowym. Nie umiałbym się chyba z nim dogadać, byłby irytujący i w ogóle. Pewnie jeszcze musiałbym po nim sprzątać, bo wiadomo, jak mają takie dzieci - postanowią rozwijać swoją duszę artysty np. na ścianie (jak w reklamach farb, które można zobaczyć w TV). I weź potem to wszystko po nich teraz sprzątaj...

Także, no, pardon, ale małe dzieci to jednak zdecydowanie nie moja działka ;-).