Zejście z bieżni
21 lipca 2023 | Kenex


Nigdy się nie poddawaj! Nigdy nie odpuszczaj! Zmień swój charakter! Jeśli nie wyszło, spróbuj jeszcze raz! A co, jeśli ktoś uważa, że konieczny wysiłek jest niewspółmiernie wysoki do szansy na sukces?

Bieganie męczy

W tekście krytykującym ideologię samodzielności posłużyłem się metaforą bieżni, by zobrazować presję, jaką się na nas narzuca. Każdy z nas musi ścigać się z innymi. Obiecuje się nam, że im szybciej i dłużej będziemy biec, tym lepsze życie nas czeka. Ale zastanówmy się - czy rzeczywiście zależność jest taka prosta? Czy jesteś w stanie komuś ZAGWARANTOWAĆ, że zwiększenie liczby dobrowolnych nadgodzin w biurze albo spędzenie więcej czasu nad książkami rzeczywiście mu się zwróci? Może fajnie poszpanować, że się wytrzymuje 16 godzin harówki, ale czy gwarantuje to coś więcej niż przemęczenie? Ktoś będąc super kompetentnym i tak może zostać olany przez rynek pracy.

Nigdy nie wiemy, czy ktoś osiągnąłby mniejszy/większy sukces, gdyby zrobił coś/nie zrobił czegoś. Życie jest tylko jedno i nie mamy danych porównawczych. Często natomiast wiemy, że gdy harujemy do granic możliwości, moglibyśmy robić coś znacznie przyjemniejszego.

Ale biografie...

Wyobraź sobie, że przechodzisz przez ulicę. Jeśli postanawiasz przejść na czerwonym świetle, zapewne się rozejrzysz, czy przypadkiem nic nie jedzie. Jeśli jednak światło jest zielone, rośnie szansa, że tego nie zrobisz. Mimochodem uznasz, że kierowanie uwagi na jezdnię jest niepotrzebne i lepiej skupić się na czymś innym. Analizowanie za każdym razem każdej możliwości by nas wykończyło.

Zawsze mam problem, gdy ktoś jako argumentu używa biografii. Życie to proces niezwykle złożony, obfitujący w absurdalną liczbę zmiennych. Żaden umysł - wliczając samego Wybitka - nie jest w stanie zapamiętać każdego szczegółu. Dlatego wydarzenia układamy w OPOWIEŚCI. Tak jak oglądając film widzisz jedynie zdarzenia uznane przez scenarzystę za istotne, podobnie robisz, gdy oglądasz własną albo cudzą przeszłość. Narracje są czymś, co porządkuje obraz rzeczywistości w naszej głowie i wszelkie biografie nie są od tego wolne. Wydarzenia wpisujące się w naszą narrację zapamiętamy znacznie łatwiej i przyjmiemy znacznie mniej krytycznie. W dodatku już zapamiętane przy wspominkach będziemy dodatkowo filtrować.

A potem ktoś mi mówi, że spanie 8 godzin to zły pomysł, któremu ulegają śmierdzące lenie, bo tak twierdzi Steve Harvey - człowiek znany i bogaty. Możecie go kojarzyć z amerykańskiej wersji Familiady zwanej "Family Feud". Harvey dorabia jako mówca motywacyjny. Między innymi zagrzewa ludzi do tego, by rezygnowali ze snu, jeśli chcą osiągnąć sukces. Żartuje z tych, którzy "lubią spać".

Gdy ktoś gada, że do sukcesu doprowadziła go "ciężka praca", można się zastanawiać, czy zwyczajnie nie ulega narracji pochwalającej ciężką pracę. Czy faktycznie pracował tak ciężko? Czy faktycznie dzięki wysiłkowi osiągnął sukces? Czy na pewno nie poradziłby sobie lepiej, gdyby zamiast harówki wybrał więcej snu? Gdybym był milionerem, pewnie też chętnie myślałbym o sobie jako kimś, kto doszedł do tego miejsca dzięki pracowitości i sprytowi. Samoocena leci w górę jak szalona. Przy innej narracji zupełnie inne zdarzenia stałyby się istotne. Ale po co sobie psuć samoocenę, co nie?

Sukces może rozczarować

Jednym z błędów postrzegania, jakiemu często ulegamy, jest iluzja wstrząsu - przecenianie tego, jakie emocje wywołają w nas pewne zdarzenia. Ktoś przed egzaminem ma wrażenie, że na miejscu zemdleje ze stresu, a gdy jest na miejscu, to już jakoś leci i generalnie da się znieść. Działa to też w drugą stronę. Nieustannie wydaje nam się, że musimy osiągnąć A, B i C, bo dopiero wtedy poczujemy Prawdziwe Szczęście.

Gdy osiągniemy A, B i C, możemy się zdeczka rozczarować, bo okaże się, że po okresie początkowej euforii wcale nie czujemy się jakoś przytłaczająco lepiej. A harówki włożyliśmy w to nieludzko wiele. Żeby znowu poczuć euforię, musimy dalej spamować sukcesami. D, E, F, G... i całe życie spędzone w pogoni za literkami. Było warto? Może uznasz, że tak. Ale czy każdy tak uzna? Czy mamy prawo od każdego żądać tego biegu?

Bardzo cenię film "Soul" (2020), który ma odwagę przełamać presję sukcesu. Wcale nie trzeba być Wybitkiem, by zaznać spełnienia. A zostanie Wybitkiem może niewiele zmienić w samopoczuciu. Pozwolę sobie zacytować świetną przypowieść:

Pewna ryba podpływa do starszej ryby i mówi:
- Próbuję znaleźć coś, co nazywają oceanem.
- Oceanem? - mówi starsza ryba - To jest to, w czym teraz jesteś.
- To - mówi młoda ryba - to jest woda. To, czego chcę, to ocean!

W ramach uzupełnienia polecam przeczytać artykuł Syntetyczne szczęście.

Dystopia w pogoni za utopią

Zmuszanie wszystkich, by nigdy nie schodzili z bieżni i pędzili za literkami, może wydawać się rozsądne i być odbierane jako przejaw troski. Ale przypomina mi to nauczyciela z powalonymi wymaganiami, który usprawiedliwia je troską o budowanie dyscypliny i inne frazesy. Życie spędzone na bieżni z powodu mętnej obietnicy zwrotu może być istnym koszmarem. Jeżeli chcesz w coś zainwestować, nie skupiaj się wyłącznie na opowieściach o zysku. Zastanów się, ile możesz stracić. W pogoni za literkami możesz utracić spokój, beztroskę i czas.

Chociaż niektóre poglądy Steve'a Harviego mnie przerażają, to jednak muszę przyznać, że w swoich przemowach wydaje się nie potępiać "przeciętności". Mówi, że osobiście zna wielu przeciętnych i uważa ich za dobrych ludzi. Dodaje jednak, że jeśli ktoś chce osiągnąć więcej, musi się przygotować do poświęceń.

Nawet Harvey akceptuje decyzję o zejściu z bieżni. Może chociaż na tyle zrozumienia mogliby się zdobyć wieczni poganiacze?

Zobacz też

MiauBlog:

MruczekWiki: