Blog:Grodzenie - gdy "nasze" staje się "moje"

Grodzenie - gdy "nasze" staje się "moje"
23 sierpnia 2023 | Kenex


Skończyłem właśnie czytać książkę "Mniej znaczy lepiej". Postanowiłem zacząć się dzielić swoimi przemyśleniami. Będę poruszał po jednym wątku na wpis, a po ułożeniu i przedyskutowaniu zrobię zapewne zbiorcy artykuł. Podobnie postąpiłem z Krytyka ideologii samodzielności i jestem zadowolony z rezultatu.

Tekst jest pisany na gorąco, dlatego zachęcam do sceptycznej analizy!

Jak zmusić chłopa do pracy?

Tej części książki jestem najmniej pewien, ponieważ posiadam niewielką wiedzę historyczną. Postanowiłem jednak opisać ją i tak, gdyż pomaga lepiej zrozumieć, przed czym ostrzegam dalej. Nawet jeśli przeszłość wyglądała nieco inaczej, można to potraktować jako mroczną legendę z morałem.

Większość ludzi wyobrażenie o historii ma z grubsza takie. Przez pewien czas był zły feudalizm, który sprawiał, że garstka bogaczy dorabiała się na wyzysku większości. W pewnym momencie miarka się przebrała, ludzie obalili status quo i na jego miejsce przyszedł wspaniały kapitalizm, który zapewnił populacji ład i dostatek. Jason Hickel, autor "Mniej znaczy lepiej", przekonuje, że prawda wygląda inaczej. Jest znacznie mroczniejsza.

Na początku XIV wieku pospólstwo w wielu krajach Europy zaczęło się buntować przeciwko feudalizmowi. Nie był to proces krótki i przyjemny. Dochodziło do wielu krwawych rzezi. Rebelie przeważnie kończyły się niepowodzeniem, ale sytuacja się zmieniła wraz z nadejściem "czarnej śmierci". Zabiła tylu ludzi, że na polach zaczęło brakować rąk do pracy. Chłopi i robotnicy niespodziewanie zyskali znacznie większą siłę przetargową, a bogacze musieli nieraz im ustępować. Niższe warstwy społeczne poczuły wiatr w żaglach i postanowiły skorzystać z okazji. Bunty przybrały na sile i żądały kompletnej zmiany systemu. Autor powołuje się m.in. na Silvię Federici, która podsumowała, że chłopom i robotnikom nie chodziło jedynie o poprawę sytuacji bytowej. Oni chcieli końca władzy panów!

Po wielu bojach i straconych życiach udało się. W Anglii pańszczyzna została niemal całkowicie zniesiona. Chłopi stali się wolnymi rolnikami żyjącymi na gruntach komunalnych. Mogli na nich łowić ryby, uprawiać rolnictwo, wycinać drzewa itp. Jeśli chcieli dodatkowego zarobku, mogli wykonać opcjonalną, odpłatną pracę. Rzadko pod przymusem. Komuny chłopskie często były samowystarczalne - żyjąc w nich można było zaspokoić podstawowe potrzeby. Członkowie dbali, aby nie nadwyręzyć przyrody, żeby nie stracili swojej samowystarczalności. Dzięki temu praca zarobkowa była opcją, nie koniecznością. A więc trzeba było zaproponować ZNACZNIE więcej, by znaleźć chętnych do pracy. Autor podaje dane, że zarobki w tym okresie drastycznie wzrosły, żywność potaniała, a ludzie byli lepiej odżywieni. Nie była Pana, który naciskał na jak "najwydajniejsze" używanie Ziemi, dlatego znacznej poprawie miała ulec też kondycja przyrody.

Socjolożka Juliet Schor pisze, że chłopi w tamtym czasie działali mocno w oparciu o rytm natury. W dodatku dużo czasu poświęcali na świętowanie, zabawę i cieszenie się życiem. Oprócz stałych świąt jak okres Bożego Narodzenia czy Wielkanoc, długi odpoczynek zapewniały takze ważne wydarzenia - wesela, kościelne czuwania. Zdaniem socjolożki chłopi w tamtym okresie mogli mieć aż 1/3 dni wolnych w roku! Powtórzmy, że mimo to byli w stanie zaspokoić potrzeby życiowe.

Brzmi pięknie? Nie dla wszystkich. Bogacze zaistniałą sytuacją byli oburzeni. Na przestrzeni dziejów jęczeli, bo nie mogli bez kresu wyzyskiwać. Tacy ludzie jak John Bellers czy John Bishton narzekali, że chłopi z powodu wspólnej Ziemi upodabniają się do Indian, stali się "leniwi" i "bezczelni". Arthur Young stwierdził: "tylko idiota nie wie, że klasy niższe należy utrzymywać w ubóstwie, w przeciwnym razie nigdy nie wezmą się do roboty". Ksiądz Joseph Townsend: "jedynie głód może ich pobudzić i nakłonić do pracy". Społeczeństwo, gdzie ludzie mogą tworzyć kolektywne, egalitarne i samowystarczalne wspólnoty, nie wszystkim było na rękę. Dlatego postanowili je zniszczyć.

W ten sposób rozpoczął się proces, króry nazywamy grodzeniem. Bogacze wykupywali lub kradli ziemie i zmieniali je z przestrzeni wspólnej w tereny prywatne. Nagle lasy, łąki, rzeki i góry, z których wcześniej mogły korzystać setki ludzi, stały się własnością zamożnych rodzin, które nie pozwalały korzystać z ich owoców za darmo. Po zniszczeniu chłopskich komun i rozdzieleniu grup na pojedyncze rodziny, niższe warstwy społeczne straciły możliwość utrzymania się samodzielnie. Praca przestała być opcją. Stała się koniecznością. Albo robota dla szefa, albo śmierć.

Zmiana ta miała wstrząsający wpływ na dobrostan populacji. Wedle ekonomistów Henry'ego Phelpsa Browna i Sheili Hopkins od XVI do XVIII wieku płace realne spadły o 70 procent. Oczekiwana długość życia spadła w Anglii z czterdziestu trzech lat w XVI wieku do trzydziestu kilku w XVIII stuleciu. Chłopi i robotnicy już nie mogli stawiać żądań. Ich pozycja negocjacyjna stała się beznadziejna.

Tak rozpoczęła się - zdaniem autora - współczesna forma kapitalizmu, którą wielu uważa za oczywistą i wynikającą z natury ludzkiej. Sam w przeszłości przypuszczałem, że gdy grupa ludzi osiąga pewien rozmiar, automatycznie staje się ala-kapitalistyczna. Jak widać, gdy pozwolono ludziom się zorganizować, wcale nie uśmiechał im się zapierdol na rzecz pana szefa. Chcieli silnej wspólnoty, bezpieczeństwa socjalnego, samowystarczalności i beztroski. Podobną formę organizacji widać u wielu rdzennych kultur z Afryki, Australii czy Ameryk. Wszędzie tam, gdzie przybywali kapitaliści z rządzą zysku, musieli najpierw zniszczyć lokalne wspólnoty, by zmusić "siłę roboczą" do pracy. Rdzenni Afrykanie, Amerykanie i Australijczycy gardzili stylem życia, jaki próbowano im narzucić.

Grodzenie

Niezależnie od tego, czy potraktujemy grodzenie jako fakt historyczny czy metaforę, moim zdaniem szalenie ważne jest, by sobie go uświadomić. Spójrzmy na to szerzej. Jako na proces zabierania tego, co wspólne i przekształcanie tego na własność. Jako sposób, by odebrać nam możliwość cieszenia się życiem i zmuszenie do cięższej pracy, której wartość dodana ląduje w portfelach akcjonariuszy i CEO. W Stanach Zjednoczonych na przestrzeni dekad drastycznie spadła liczba publicznych basenów. Gdy ludzie chcą się popluskać w upalny dzień, muszą mieć swój basen.

Pozbawianie ludzi publicznych basenów można potraktować jako grodzenie. Kapitał z takiego grodzenia się cieszy. Ludzie budują prywatne baseny na swoich podwórkach, więc PKB rośnie. Ludzie są pod większą presją tyrania, by wydać tony pieniędzy na basen, zamiast od czasu do czasu na bilet. Więc korporacje cieszą się z uległych pracowników. Im mniej tego, co wspólne, tym większa presja zapierdolu, by mieć swoje.

Zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych w USA jest wyjątkowo kosztowne, nie wspominając o odrobinie luksusu. Za te same pieniądze w Skandynawii można żyć spokojnie. Bo Skandynawowie mocno stawiają na usługi publiczne. Być może m.in. dlatego mogą się pochwalić szczęśliwszą i żyjącą dłużej populacją.

Jak opisuje socjolog Wojciech Woźniak w swojej książce "Państwo, które działa", Finowie i ogólniej Skandynawowie z powodu swojej historii byli nieco pomiędzy wpływem gospodarek socjalistycznych z byłego Związku Radzieckiego oraz z Zachodu. Jednocześnie stwierdzili, że nie ma sensu konkurować z innymi państwami tanią siłą roboczą albo surowcami. Nie mieli na tym polu szans. Postanowili więc postawić na wiedzę. To, co chcieli zaoferować światu, to wykształcona populacja oraz innowacje.

Skandynawskie elity w konsultacjach ze społeczeństwem ŚWIADOMIE zdecydowały, co chcą powierzyć wolnemu rynkowi, a co chcą przed nim uchronić (np. edukację i usługi publiczne). Woźniak co prawda nie używa tego słowa, ale można powiedzieć, że oni nie pozwolili na grodzenie. Oparli się mu także, gdy przez świat w latach 70., 80. i 90. przechodził szał na neoliberalizm, prywatyzowano usługi jak leci i wręcz z entuzjazmem podchodzono do grodzenia. Wszystko, co prywatne, jest przecież lepsze, prawda?

Spójrzmy na cyberkorporacje. Najpierw zabrały nam wiele tego, co zdecentralizowane. Fora masowo wymarły, bo ludzkie interakcje zassały Facebook, Reddit, Twitter i Discord. Gdy samowystarczalne wspólnoty zniszczono i masy zostały na łasce Pana Akcjonariusza, można było rozpocząć grodzenie. Chcesz wysłać dłuższą wiadomość? Zapłać. Chcesz animowanego avatara? Zapłać. Nie masz pieniędzy? Ok. Zapłać drastycznym pozbawieniem prywatności. Jak widać, grodzenie nie zawsze musi oznaczać brutalną przemoc. Czasem wystarczy podstęp, który trafnie został opisany w artykule Enshittification. To, co kiedyś było za darmo, nagle wymaga abonamentów Nitro, Blue itp. Wystarczyło skusić wygodnictwem, a potem wcisnąć pedał monetyzacja.

Co wielki kapitał spróbuje nam zabrać w przyszłości? Zapewne sięgną po rzeczy, których dostępność uważamy obecnie za oczywistość. Rdzenii ludzie byli w szoku, gdy przychodzili biali kolonizatorzy i ogłaszali:

  • Od teraz ta ziemia jest MOJA.
  • Jak to ziemia jest czyjaś?! Co to za absurd?!

Jeżeli nie będziemy czujni, w przyszłości czeka nas pełno grodzeń, które obecnie uznalibyśmy za absurd.

EDIT 13 września 2023: Po czasie wymyśliłem, że w kolejce do grodzenia może czekać ludzka opieka. Tutaj opisałem prawdopodobny proces.

Zobacz też

MiauBlog:

MruczekWiki: