Źródła:Akademia Profesora Robaczywka

Akademia Profesora Robaczywka

Prof.Worminkle, 2010


INTRO

Od razu informuję, że będę pisał mieszniną epiki i dramatu. Będzie narracja, lecz w większości wypowiedzi bohaterów. Dialogi nie będą od myślników. Miłego czytania!

W pewnej, małej chatce, na wiosce zwanej "nigdzie", żyli sobie trzej bracia: Hektor, Marion i Carl-Wormy oczywiście. W pięknym świecie, bez ludzi, psów, kotów i innych większych od nich samych istot. Niewiele innych Wormów miszkało w wiosce Nigdzie. Nasi bohaterowie pragną zostać wojownikami, założyć swoją drużynę i umieć posługiwać się uzbrojeniem! (którego nie mają jak zdobyć). Czy uda im się? A więc zaczynam!

Część 1

W pewnej, małej chatce, na wiosce zwanej "nigdzie", żyli sobie trzej bracia: Hektor, Marion i Carl-Wormy oczywiście. W pięknym świecie, bez ludzi, psów, kotów i innych większych od nich samych istot. Niewiele innych Wormów miszkało w wiosce Nigdzie. Nasi bohaterowie pragną zostać wojownikami, założyć swoją drużynę i umieć posługiwać się uzbrojeniem! (którego nie mają jak zdobyć). Czy uda im się? A więc zaczynam!

Cała trójka patrzyła się w telewizor, niewiele rozumiejąc z tego co oglądali. Nie mieli na nic ochoty. Doskwierała im potworna nuda.

Marion: Patrzcie, czy to nie nowy model bomby kasetowej? 7 odłamków!

Carl: Takie reklamy mnie tylko dołują. Nie mamy pieniędzy! Jak mamy się szkolić? Nie umiemy nic. Jesteśmy tylko trójką niezdarnych Wormów. Idę po jabłka.

Po chwili wrócił z koszem czerwonych, błyszczących jabłek. Wziął jedno i zaczął ze smakiem zjadać.

Marion: Uważaj, żeby nie było robaczywe!

Hector: Rzuć mi jedno jabłko. Dziękuję. Czy to czasem nie leci kruk w stronę naszego okna?

Wszyscy wyszli na zewnątrz i ujrzeli spasionego kruka, trzymającego w szponach kopertę. Wleciał do domu. Bracia czym prędzej popełzali do środka. Kruka już nie było. Na fotelu leżała ta sama koperta.

Carl: To na pewno jakiś strasznie duży rachunek! Chcą nas postraszyć!

Marion: Spalmy to...

Hector: Najpierw może otworzymy?!

Zdenerwowany wymysłami braci Hector, wyciągnął list z koperty. Po czym zaczął czytać na głos treść:

Na pewno pragniesz zostać szanowanym, potężnym i zdolnym wojownikiem! Z pewnością też chcesz uzywać potężnych broni! Eksplodujących owiec, granatów, bomb!

Możesz już dziś rozpocząc edukację w tym właśnie celu! Zapraszam do Akademii Profesora Robaczywka, gdzie nauczysz się wszytskiego, co niezbędne do założenia własnej drużyny. Jeśli jesteś zainteresowany, zadzwoń pod następujący numer: 36284092720947362188203847019 (tu Hector zrobił wielkie oczy) Możesz także od razu udać się na peron "pierwiastek z dziewięciu" i wyruszyć do naszej szkoły szybkim, nowoczesnym pociągiem. Nie pożałujesz! I pamiętaj: Nie pożałujesz!

Carl: "Nie pożałujesz! I pamiętaj nie pożałujesz!" Kto to pisał?

Jednak Hector i Marion nie słuchali brata. Wpatrywali się w kopertę z szeroko otwartymi oczami.

Marion: Na reszcie mamy szansę! Nie musimy już szukać! Koniec rutyny! idę się pakować!

Carl: Ale ty naiwny! To jakaś podpucha! Sądzisz, że jakiś Profesorek miał ochotę wysyłać do nas zaprosznie do jakiejś wyimaginowanej szkoły?! Może gadam tak, przez niedorzeczność sytuacji. Siedzimy sobie przed telewizją, a tu nagle przylatuje jakiś kruk z zaproszeniem do szkoły. Normalnie jak w Harrym Potterze! To jakiś kawał.

Marion: To może chociaż zadzwońmy?

Carl: Proszę bardzo! Wstukuj sobie kiludziesięciocyfrowy numer telefonu!

Hector nie słuchał ich, gdyż był zajęty wpisywaniem numeru do szkoły.

Hector: Cicho!

Ktoś ze słuchawki: Witam serdecznie, Profesor Robaczywek z tej strony, z kim mam eee.... przyjemność?

Hector: Czyli istnieje Akademia Profesora Robaczywka?

Profesor: A więc ktoś zaciekawił się moim listem!

Część 2


Hector rozmawiał z Profesorem i jednocześnie notował potrzebne informacje siódmą minutę.

Carl: To się rozgadał....

Marion: A ty nie wierzyłeś.

Carl: I dalej nie wierzę. I nie będzie mnie pouczał ktoś, kto twierdzi, że jabłka moga być robaczywe.

Marion zaczerwienił się. W tym samym momencie Hector skończył rozmowę.

Carl: I co ?

Hector: To wszystko jest prawdą. Ten Profesor jest dyrektorem akadamii. Szuka uczniów i podobno wybiera tylko najlepszych!

Carl: Akurat...

Marion: Chcemy tego prawda? Nauczyć się tego, czego od dawna chcemy! Mamy szansę żeby-

Carl: -No dobra! Już dobra! Przekonaliście mnie. Gdzie jest ten cały peron 9 do potęgi dziewiątej?

Hector: To jest peron "Pierwiastek z dziewięciu"!

Carl: Potęgi, pierwisatki wszytsko jedno.

Hector: Powiedział mi tak: (Czyta z kartki słowa Profesora) Udajcie się na najbliższy zwyczajny peron. Następnie puśccie do mnie sygnał. Wtedy nadjedzie ten właściwy pociąg. Wtedy radzę zamknąć oczy .

Carl: Zamknąć oczy?! To na prawdę parodia Harry'ego Pottera...

Marion: Zamiast narzekać, chodźmy się spakować.

Carl: I przygotować psychicznie na nieznane, tak masz rację.

Część 3

Marion: Wstawajcie! Już godzina ósma.

Zaspani bracia leniwie otworzyli oczy i chwycili plecaki.

Carl: Możemy iść tam o dowolnej porze. Najbliższy peron jest tylko 2 kilometry na zachód.

Marion: Ale ja już nie mogę się doczekać.

Carl niewyraźnie mruknął cos pod nosem.

Hector: Nasz chatka...

Marion: Zakmniemy na klucz i będzie cacy!

Hector: Nie bądź taki "na luzie" bo mnie tylko irytujesz.

Carl: Pamiętajcie: Niegdy nie budź Hectora przed 11!

Po czym cała trójka zachichotała.

Wyszli z chatki, zamknęli drzwiczki. Po drodze rozmawiali w najlepsze. Nawet Carl czuł podekscytowanie na myśl o nowych umiejętnościach.

Kawałek czasu później dotarli na malutki peron, który dośc dobrze znali, gdyż znajdował się w granicach wioski Nigdzie.

Hector: Dyktujcie mi numer...

Carl: Dobrze, dobrze ale lepszy byłby numer 9-cio cyforwy, a nie 20-esto. Już nie marudzę. 36284092720947362188203847019

Hector wpisywał numer dłuższą chwilę. Po jednym ciągłym sygnale rozłączył się.

Carl: I nic !

Jednak coś się zaczęło dziać. Słyszeli dziwny odgłos. Jakby coś wielkiego turlało się po ziemii. Po chwili, z donośnym trzaskiem rozwineły się za nimi.... tory kolejowe, tak jak roziwja się papier toaletowy. Znany im peronik zniknął oraz inne Wormy, które widzieli. Nowy peron był ładny i nowoczesny. Bracia nie mogli uwierzyć w to co się właśnie stało. W mgnieniu oka znaleźli się w zupełnie innym miejscu!

Carl: O ja cię nie *^%&^%$^%!!!

Marion: Słabo mi...

Carl: Niezły ten peron...

Hector: Miałeś rację z tym Harrym Potterem. Ale nie jesteśmy tu sami, patrzcie!

Poza nimi było tu także wiele innych Wormów. Niektórzy byli tak samo oszołomieni jak oni, inni widocznie nie byli tu pierwszy raz. Nadjechał pociąg, o bardzo opływowym kształcie, który lewitował. Rozległ się donośny pisk, po którym niektóre robale, najpewniej uczniowie, wsiadali do pociągu. Inne machały im na pożegnanie.

Carl: Nie jesteśmy za starzy na taką szkołę?

Marion: Mamy 14 lat, są tu tacy. Chodźcie do środka.

Wsiedli do pociągu. Wnętrze wyglądało tak jak w normalnym pociągu. Zajęli pusty przedział. Poczuli szaprnięcie i... pociąg z niesamowitą prędkością wjechał w olbrzymią kulę światła. Poczuli jak wgniatają się w siedzenia...

Część 4

Sekundę później znów byli na peronie. Źle się czuli, było im mdło i kręciło im się w głowach. Stwierdzili także, że pasażerowie już wysiadali.

Carl: Nie mówcie, że to koniec przejażdżki...

Hector: Chodźcie.

Bracia ruszyli za innymi. Wyskoczyli na podobny do poprzedniego peron, ten jednak znajdował się pod ziemią. Wszyscy kierowali się na schodki, prowadzące najpewniej na powierzchnię. Gdy znaleźli się na powierzchni, zaskoczył ich piękny widok. Przed nimi rozciągała się gładka i śliska ścieżka, jakby ze skał. Po jej bokach posadzone były w donicach przeróżne rośliny, które pierwszy raz widzieli na oczy. Na samym końcu drogi stał olbrzymi, nowoczesny budynek, który był Akademią Profesora Robaczywka. Były to jednak dwa podłużne budynki, ułożone względem siebie równolegle. Oddalone od siebie były na jakieś 20 metrów. Łączył je wileki tunel, tej samej wielkości co same budynki. Łączył oba końce budynków. Ogólnie, szkołą wyglądałą jak kwadrat, któremu ubyło jednego boku. Płaski dach wydzielał dziwne światło, którego koloru niedało się określić. Okna były duże, nadzwyczajnie przezroczyste, jakby ich tam nie było. Ogólnie, szkoła robiła wrażenie budynku z przyszłości.

Hector: Ciekawe co zastaniemy w środku, jeszcze chwila i staniemy u drzwi wejściowych!

Część 5

Wszyscy uczniowie akademii stanęli u ogormnych, stalowych wrót. Były wysokie na 6 metrów, szerokie na 3. Na ich powierzchni znajdowało się mnóstwo laserów, pokręteł, i różnych przedziwnych urządzeń, które najpewniej pełniły rolę zabezpieczeń. Po kilku sekundach lasery zgasły. Na powierzchni wielkich drzwi powstał ruch. Pokrętła obracały się, jakieś lampy migały, coś trzaszkało. Wrota otwierały się. Kiedy staneły otworem, ich oczom ukazała się wielka, kwadratowa hala. Podłoga była ze szklanopodobnego tworzywa. Z całej jej powierzchni wydobywało się delikatne światło. Jego kolor zmieniał się płynnie. Ściany wyglądały identycznie jak podłoga. Hala mogła mieć wymiary 14x14 metrów. Były w niej jedne schody prowadzące w górę. Stały przy lewej ścianie. Po prawej stronie były 4 pary drzwi wykonanych ze stali. Na przeciwko drzwi wejściowych były podobnej wielkości wrota. Na ścianach znajdowały się duże głośniki, z których dobiegał skrzekliwy głosik. Ogłaszał on różne, mało istotne komunikaty. Teraz mówił coś o zaletach nowej windy szkolnej.

Wormy, które były tu po raz pierwszy, z zafascynowaniem obserwowały piękne, nowoczesne wnętrze. Wszyscy na coś czekali, nie ruszali się z miejsca. Wkrótce na szczycie schodów pojawił się starszy worms z łysinką, siwymi włosami, okularami połówkami i małymi, także siwymi, wąsikami.

-Witam wszystkich obecnych-rzekł tym samym głosikiem, który słychać był w głośnikach. Siwy gość: Niektórzy mnie już znają, a niektórzy nie. Więc przedstawię się. Nazywam się Profesor Robaczywek, jestem dyrektorem tej akademii. Spędzicie w niej najbliższy rok. Na początek chciałbym Wam zaproponować zwiedzenie szkoły, gdyż nie chcemy aby ktoś w późniejszym czasie zgubił się. Budynek jest dość obszerny i skomplikowany. Dobrze, nie będę Was tu dłużej trzymał, proszę za mną. Profesor zszedł do nich po schodach, po czym ruszył do wielkich drzwi. Przesunął jakąś kartę przez czytnik i wrota otworzyły się. Znajdował się tam długi korytarz. Po jego bokach znajdowało się mówstwo, tym razem zwykłych rozmiarów, drzwi.Były od siebie oddalone o 5 metrów. Na każdych było coś napisane świecącymi literami. Sądząc po tych napisach, musiały to być klasy. Korytarz był bardzo długi. Profesor zabrał głos:

-W tym korytarzu znajdują się wszystkie klasy. To w nich będziecie kształcić swą wiedzę. Każda klasa jest idealnie wyposażona. Osobiście o to zadbałem.-ostatnie zdanie wypowiedział z nutką zadowolenia.

Podczas zwiedzania uczniowie poznali stołówkę, halę bitewną, internat, bibliotekę, sklep szkolny, pokój nauczycielski, gabinet dyrektora oraz wiele innych pomieszczeń, które zapewne ukażą się w dalszych częściach.

Część 6

Hector: Nareszcie możemy odpocząć...

Wszyscy byli juz w internacie, podzieleni po trzy osoby na pokój. Hector, Marion i Carl zamieszkali razem.

Hector: Ten cały Robaczywek nie słynie raczej ze skromności. "Osobiście postarałem się o istnienie tych kamer" "Osobiście postarałem się o spłuczki działające na komendy głosowe"

Cała trójka zachichotała.

Pokój był dość obszerny, zreszta jak każdy budynek w tej szkole. Ściany były o dziwo pokryte farbą. Była by to normalna farba, gdyby nie możliwość zmiany jej koloru za pomocą konsoli. Poza tym trzy łóżka, nowoczesne meble, lampy, telewizor, komputer (nie trzeba mówić, że nowoczesny) i okno w postaci pola siłówego.

Marion: Przysłali nam już plan lekcji oraz opis przedmiotów.

Na śliskim papierze przedstawiony został plan lekcji, a niżej opis każdego przedmiotu. Oto one:

  • Inteligencja w walce: Na tych zajęciach uczymy się najodpowiedniejszych ruchów w walce, oraz logiki.
  • Koordynacja oka: Te lekcje dotyczyć będą nauki celowania.
  • Broniomatyka: Dość ciekawa lekcja, będziecie uczyć się na niej budowy, opisu działania oraz siły uzbrojenia.
  • Nauka latania: Nauka latania JetPackiem.
  • WOW (Wiedza O Walce): Najważenijsza lekcja, na której będziecie walczyć w naszych specjalnych symolatorach.
  • Wiatromatyka: Na tych zajęciach uczymy się jak używać broni podatnych na wiatr.
  • Nauka ogólna: Przedmiot narzucony przez ministerstwo nauki. Jest skrót wszytskich przedmiotów będących w normalnych szkołach.
  • WOF: (Wiedza O Fortyfikacjach): Niektórzy będą w przyszłości chcieli walczyć na fortach. Ta lekcja obejmuje tą naukę.
  • Historia walki: Nieco podobna do nauki normalnej historii. Jednak ta lekcja obejmuje powstanie pierwszych walk oraz ich rozwój.
  • Technika: Na tej lekcji uczymy się budowy własnych broni.

Marion: Jej! Będziemy mogli walczyć!

Carl: I konstruować bronie!

Hector: Nie wierzę, że to mówię, ale chce już iść na lekcje. Nie zasnę chyba z radości... Jutro mamy: Technikę, naukę ogólną, WOF, Naukę latania

Marion: Ale zaraz.... nie mamy podręczników.

Hector: Ach... no tak. Mieliśmy iść się zgłosić do Profesora po książki. Są darmowe!

Carl: Chodźmy jutro rano. On pewnie już śpi...

Nagle z głośników na ścianie ich pokoju rozległ się skrzwkliwy głosik:

"Proszę uczniów Carla, Hectora i Mariona o zgłoszenie się do gabinetu dyrektora szkoły, dr. hab. prof. Robaczywka"

Hector: Co nas obchodzi jego tytuł doktora?

Carl: Gostek nie może się powstrzymać od przechwałek. Chodźmy.

Kilka minut później, za pomocą strzałek wyświetlanych na podłodze, dotarli do gabinetu Profesora. Kamera nad drzwiami wycelowała w nich obiektyw.

Drzwi otworzyły się. Weszli do przesadnie eleganckiego gabinetu. Na ścianach roiło się od portretów profesora. Na większości z nich odbierał jakąś nagrodę. Sam profesor czekał na nich przy biurku.

Profesor Robaczywek: Ach już jesteście. Oto Wasze książki. Władujcie je na ten LATAJĄCY wózek. Jak widzicie nasza szkołą posiada takie nowoczesne gadżety (chichocze). Dobrze, teraz wystarczy delikatnie pchać wózek i nie będzie stawiać oporu. Śmało, śmiało. Bardzo dobrze. A teraz dobranoc, bo muszę napisać specjalną pracę. Staram się o tytuł docenta!

Marion: Dobranoc.

Kiedy wyszli z gabinetu zaczęli się śmiać.

Carl: "Staram się o tytuł docenta!" Na prawdę super....

Marion: Profesorek uważa się za stwórcę wszytskiego...

Hector: Jutro się pośmiejemy, ale teraz chodźmy spać.

Część 7

"PIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII"

Na ten tajemniczy dźwięk, rozlegający się w ich pokoju, Marion, Hector oraz Carl zerwali się z łóżek.

Carl: Rany! Co to ma...

Marion: Budzik. Czas iść na lekcje.

Spakowali się, przygotowali i ruszyli (za pomocą strzałek) w kierunku korytarz pełnym sal lekcyjnych.

Carl: Zaczynamy techniką.

Marion: Już nie mogę się doczekać.

Podeszli do grupki Wormów przy drzwiach z napisem "technika". Kiedy nadeszła pora lekcji, z głośników zamiast dzwonka rozległy się słowa Dyrektora:

-Proszę zbierać się pod klasami drodzy uczniowie, lekcja właśnie się zaczęła!

Marion: Profesorek chce jak najbardziej wyróżnić swoją szkołę...

Po chwili w ich kierunku zmierzał postwany Worm z czarnym wąsem i okularami połówkami. Przywitał się z klasą i otworzył specjalną kartą drzwi. One otworzyły się z imponującą szybkością. Klasa techniczna okazała się pojemnym warsztatem o balszanych ścianach, bez okien. Jedynym, ale silnym, źródłem światła okazały się płaskie lampy "wrośnięte" w blaszany sufit. Było tu dużo narzędzi znajdujących się na wielkiej półce przy jednej ze ścian. Zaskoczył wszytskich brak ławek i krzeseł.

Nauczyciel techniki kazał uczniom otoczyć go kołem (wszyscy byli już w klasie). Następnie przemówił niemieckim akcentem. Nauczyciel: Witam wszystkich, nazywam się Wiktor Gessnerwagnerstieler. Będę Waszym nauczycielem techniki. Mam 41 lat. Uczę w tej szkole już ósmy rok. Na lekcjach techniki będziecie głównie konstruowali niezbędne rekwizyty służące w walce. A teraz...

Uczniowie zauważyli, że jedynym meblem w klasie była ławka nauczyciela, na której stała jakaś konsola. Profesor podszedł do niej i wpisał parę komend. Nagle ściana, na 2 metry od podłogi, zaczęła unosić się w górę. Ze sporej szczeliny, którą odsłoniła ściana, zaczęły wysuwać się również blaszane stoliki. To samo stało się ze ścianą, która była równoległa do tej. Teraz po dwóch stronach klasy stało dużo blaszanych stolików. Dosłownie sekundę po tym z podłogi "wyskoczyły" krzesełka. Uczniowie, jak zahipnotyzowani, obserwowali tę scenkę. Nauczyciel: A teraz sprawdźmy obecność.

Jednak sprawdzanie obecności nie odbyło się na podstawie wyczytywania nazwisk. Nauczyciel wpisał jakąś komedę, po czym z konsoli wyświetlił się nad biurkiem nauczyciela holograficzny obraz ukazujący nazwiska wszystkich osób. Wszystkie nazwiska świeciły kolorem zielonym. Oznaczało to zapewne, że wszyscy są obecni. Obraz z nikł i nauczyciel mógł przejść do lekcji.

Kolejną lekcją była Wiedza Ogólna. Klasa Mariona, Hectora i Carla zebrała się pod odpowiednimi drzwiami.

Marion: Niech ten profesor się przymknie, juz mnie głowa boli...

Komunikaty wydobywające się z głośników, przez znajomy głos, stawały się uciążliwe. Niektóre z nich brzmiały: "Nasza biblioteka jest zaopatrzona w jak najpotrzebniejsze materiały. Zabrakło Ci czegoś? Zaraz to wydrukujemy!" lub: "W naszej stołówce znajdziesz najlepsze rozkosze dla podniebienia. To nie jest

ZWYKŁA stołówka. To więcej niż restauracja!"

Hector: Nie rozumiem... On to reklamuje we własnej szkole, mimo że uczniowie i tak z tego korzystają... Carl: Przynjamniej nie jest to zwykła, przeciętna szkoła. Czymś się wyróżnia. Zauważyliście? Tutaj każdy szczegół wydaje się byc inny niż w innych szkołach. Hologramy, wysuwane ławki, latające schody i wózki. Nawet długopisy piszą poprzez nasze słowa. W sumie, to niezłe udogodnienie.

"Lekcja!"

Marion: Ale dzwonek byłby lepszy.

Klasę otworzyła im starsza (około piećdziesiątki) kobieta. (Oczywiście była Wormem, jak wszyscy w moim opowiadaniu) Miała siwe włosy związane w kok i grube okulary. Miała nadętą minę. Nie przywitała się z uczniami, tylko szybkim ruchem otworzyła drzwi (kartą) i weszła pierwsza do klasy. Klasa nauki ogólnej przypominała... klasę ze zwykłej szkoły. Ławki były z drewna, jak i krzesełka. Na ścianach widniały plansze. Przedstawiały m.in. obieg wody w przyrodzie, niektóre słówka z języków obcych, zasady pisowni czy też zagadki matematyczne. Ściany zostały pomalowane zwyczajną farbą. Znajdowała się tu także tablica i zwykłe okno! Najwyraźniej klasa została zrobiona w ten sposób celowo.

Nauczycielka przemówiła oficjalnym tonem:

-Witam Was. Nazywam się Dorota Donikąd i będę uczyła Was tej bardzo potrzebnej nauki. I myślę, że docenicie ją, ponieważ bez niej nie odnajdziecie się w naszym świecie. I nie wiem dlaczego nauka ta została tak zminimalizowana w tej szkole. I mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni. Ale porozmawiamy o tym później.

Marion: Kompleksy...

Klasa zachichotała. Nauczycielka na szczęście tego nie usłyszała.

Nauczycielka: Dobrze. Dzisiaj zorganizujemy lekcję oraganizacyjną.

Carl: Ciekawy dobór słów...

Klasa znów zachichiotała. Nauczycielka nie zwróciła na to uwagi.

Nauczycielka: Macie obowiązek, na każdą lekcję, posiadać ten oto podręcznik do nauki ogólnej. Bez niego praca będzie bezcelowa. I taka praca nie pomoże wam pojąć wiedzy. I za każdy brak podręcznika: -10 punktów!

System oceniania w szkole Robaczywka był inny. Uczeń dostawał punkty lub miał je odejmowane. Ilość punktów zależy od siły czynu (złego lub dobrego).

Lekcja Wiedzy O Fortyfikacji zrobiła chyba największe wrażenie. Klasa miała około 10x10 metrów! Charakterystyczny dla średniowiecza wystrój dopełniały prawdziwe forty i bronie. Nie było tu żadnych ławek ani krzeseł, dzienników. Lekcja była na prawdę przyjemnym doświadczniem, mimo iż organizacyjna. Lekcję prowadził sympatyczny Profesor Merlin. Był to starszy Worm z grubym, siwym wąsem. Miał siwe włosy (jedynie po bokach głowy) i zaczesaną łysinkę. Do tego grube okulary w czarnych oprawkach.

Kiedy zabrzmiały słowa dyrektora z głośników, oznaczające konie lekcji, uczniowie z ociąganiem wyszli z klasy. Nadszedł czas na długą przerwę. Nasi bohaterowie zdążyli przez jej czas poznać kilka osób z klasy. Liczyła ona, łącznie z nimi, 15 osób. Poznali już Davida, który wyraźnie posiadał duże ambicje co do nauki. Monic była nieśmiała i cicha. W przeciwieństwie do niej, trzy dziewczyny które trzymały się razem, Doroty, Claudia i Nina były klasowymi snobkami. Musiały mieć wszystko najlepsze.

Zabrzmiał dzwonek, a raczej głos Profesora, oznaczający początek ich ostatniej lekcji. Była nią nauka latania. Okazało się, że tego przedmiotu uczy ich... sam Dyrektor szkoły.

Profesor Robaczywek popisowym ruchem otworzył drzwi i uprzejmie zaprosił ich do środka. Sala była także sporych rozmiarów. Klasę wyróżniało bardzo wiele niesamowitych elementów. Wiele podestów, o różnych wysokościach, liny zwisające z sufitu, wielkie okna (z pola siłowego), oraz wiele maszyn, których przeznaczenia nikt nie próbował się domyślać. No i oczywiście przy jednej ze ścian, stało 20 lśniących, srebrnych jetpacków. Na nich kaski. Prof. Robaczywek: Zapewne mnie już znacie, ale formalnie się przedstawie: Nazywam się doktor habilitowany profesor Nefarious Robaczywek. Moje imię czyta się Neferius. Będę prowadził lekcję, cenną lekcję, nauki latania jetpackami.

Lekcja przebiegła dość nudno. Była przepełniona przechwałami i nieudanymi dowcipami dyrektora. Głównie mówił o zaletach i doskonałościach szkoły. Koniec lekcji nadszedł. Uczniowie wysypali się z klasy jak najszybciej. Carl: Nareszcie koniec... Myślałem, że profesorek zanudzi mnie na śmierć. Czy on w ogóle ma zamiar zrealizować program nauczania? Czy każda lekcja ma już wyglądać tak samo?

Hector: Nie sądzę...

Carl: Nie sądzisz, czy przypuszczasz?

Hector westchnął jedynie i poszedł w kierunku tarasu widokowego.

Część 8

Hector, Carl i Marion zwiedzali szkołę. A było co zwiedzać. Nigdy w życiu nie widzieli tak nowoczesnego budynku. Zwykłe materiały budowlane były tu nieobecne.

W klasach odbywały się jeszcze zajęcia poza lekcyjne. Była godzina 16. Na korytarzach panował spory ruch. Nasi bohaterowie udali się na taras widokowy.

Znajdował się on na 4 piętrze każdego z dwóch budynków szkoły. Przypominam, że szkoła ta składała się z dwóch identycznych budynków, leżących do siebie równolegle. Były one połączone z jednej strony łącznikiem. Jakby spojrzeć na budynek z góry, wyglądałby jak kwdrat (pusty w środku), któremu ubyło jednego boku. Pojechali windą o zabójczej szybkości. Wysiedli w długim korytarzem, na którego końcu znajdowało się światło dnia.

Hector: Ale mi to widoki... Żadnej natury tylko machineria!

Stali przy barierce tarasu. Wokół rozciągał się niezbyt zachwycający widok. Widac było wiele nowoczesnych budynków (mniejszych od szkoły), niektóre z nich były podłączone do szkoły tunelami. Wszystkie obłozone tym samym, dziwnym, śliskim tworzywem. Rośliny jedynie w donicach, których nie było zbyt wiele.

Sprawiało to wrażenie futurystycznego miasta.

Marion: I co tu powdziwiać? Chodźcie do biblioteki. Mam nadzieję, że ona będzie z normalnego świata.

Ruszyli korytarzem w kierunku windy. Następnie, za pomocą strzałek na podłodze, dotarli do obitych sztuczną skórą drzwi. Tabliczka na drzwiach głosiła, że znajduje się za nimi biblioteka. Wnętrzenie pachniało nowym papierem. Zapach przypominał nieco ten, który wydobywa się z wnętrza nowych podręczników szkolnych. Jednak istaniały tu regały z drewna (lub czegoś drewnopodobnego). Okna oczywiście zastąpione były polem siłowym, a ściany zmieniały powoli kolory. Na wprost drzwi, przy nowym biurku, siedziała otyła bibliotekara. Miała na oko 40 lat. Nosiła grube okulary w szarej oprawie. Bibliotekarka: Witam uczniowie. Nazywam się Zofia Proza. W czym mogę pomóc?

Carl: Przyszliśmy... pozwiedzać bibliotekę. Jesteśmy tu pierwszy raz.

Kobieta kiwnęła z uśmiechem głową i zaczęła robić coś na komputerze. Wyglądało na to, że nie ma nic przeciwko zwiedzaniu. Bracia więc zajęli się oglądaniem regałów.

Marion: Wszystko nowiutkie... Te książki nie są wykonane ze zwykłego papieru. Dotknijcie.

Papier był sliski, twardy, ale dawał się zginać i był cienki.

Hector: I pachnie nowością. Lubię ten zapach.

Carl: Ja wolę zapach starego papieru. Wypożyczamy coś?

Hector: Ja nie mam ochoty czytać. Najpierw zapoznajmy się lepiej z nasza klasą i nauczycielami. Dobra chodźmy. Tłoczno się tu robi.

Nagle z głośników odezwał się dyrektor: APEL!!! Na podłodze automatycznie pojawiły się strzałki, które zapewne prowadziły do miejsca spotkania. Tym miejscem okazała się hala wejściowa. Wszystkie klasy skupiły się kołem wokół Profesora Robaczywka.

Robaczywek: W naszej szkole zaszła nieoczekiwana zmiana. Otóż ministerstwo nauki narzuciło nam, aby każda klasa miała swojego wychowawcę. Nie mieliśmy wyjścia, inaczej szkoła zostałaby zamknięta. Za tym wszystkim idzie to, iż do waszego planu dojdzie godzina wychowawcza.

Przez salę przeszedł pomruk niezadowolenia.

Robaczywek: A więc przedstawię wam wychowawców poszczególnych klas.

Opuścił wzrok na śliską kartkę, którą trzymał od początku apelu.

Robaczywek: Klasa Ia: Pan Gessnerwargenstieler, nauczyciel Techniki. Klasa Ib: Profesor Robaczywek. Klasa Ic (do tej właśnie klasy chodzili Carl, Marion i Hector): pani Dorota Donikąd, nauczyiel Nauki Ogólnej. Klasa IIa: Profesor Merlin, nauczyciel WOF. Klasa IIb: pani Eliza Herman, nauczyciel Inteligencji w Walce. Klasa IIc: Profesor Edward Cukinia, nauczyciel Wiatromatyki. Nie, nie musicie notować. Wszystko wyświetli się w waszych komputerach.

Jakiś uczeń: To po co apel?

Robaczywek: Aby wyglądało to uroczyście, to moja zasada. Nasza szkoła powinna być wzorem dla innych szkół. Już wiesz, dlaczego ten apel, kochany? Możecie już się rozejść.

Profesor Robaczywek udał się w kierunku windy, reszta uczniów rozsypała się po korytarzu. Klasa Mariona, Hectora i Carla ubolewała nad tym, że ich wychowawczynią będzie...

Carl: Pani Donikąd?! Przecież ona jest... no straszna!

Marion: Ciszej bądź! Tu są kamery.

Carl rozejrzał się czujnie, mając wrażenie, że w tej chwili wszyscy go obserwują. Oczywiście było to nie prawdą. Hector obserwował Doroty, Claudię i Ninę, ich klasowe snobki. Co chwilę, w ich dyskusji, padały słowa "ale żal!". Hector po 9 "ale żalach" oddalił się. Zaczęło go to irytować. Tylko ich klasa została w hali wejściowej, jednak nikt nie chciał stąd iść. Najwyraźniej zaczęli się poznawać. Nieśmiała Monic stała samotnie z boku pozostałych. Prócz niej i trzech snobek, nie było innych dziewczyn, a ona ich nie interesowała. Nie pasowała do nich.

Marion, Carl i Hector poznali Dave'a, który ich zdaniem był po prostu klasowym łobuzem. Poznali także jego "ofiarę" Patrica. Ten trzymał się jak najdalej od Dave'a.

Marion: Jest już osiemnasta. Ja idę do pokoju. Idziecie?

Carl: Też bym juz odpoczął. Zerkniemy na plan przy okazji. No i wjedę sobie na Robaczywą Klasę. Założyłem sobie wczoraj. Tu jest internet, na szczęście.

Zauważyli, że w krótkim czasie, cała ich klasa zdążyła już opuścić halę. Ruszyli więć w kierunku windy.

Rozdział 9

Uwaga: Od teraz dialogi będę pisał w klasyczny sposób, czyli od myślinków. Mam nadzieję, że nie jest to problemem. Życzę miłego czytania.

Trzej bracia przemierzali z niezadowoleniem korytarz pełen drzwi od sal lekcyjnych. No cóż, był to wtorek. Dzień, w którym...

-Dziś godzina wychowawcza...-powiedział zrezygnowanym tonem Hector.

-Czego tak przeżywasz?-spytał go Carl-Nie zdążyłeś poznać jeszcze pani Donikąd. Może ma zacięty wyraz twarzy, ale nie należy oceniać książki po okładce.

Ich pierwszą lekcją była Wiatromatyka. Przed klasą tej lekcji stały Doroty, Caludia i Nina. Jak zwykle chichotały i bez przerwy się czymś ekscytowały. Był tu także Patric, chudy worm w okularach, który zawsze miał na sobie krawat. Liczył coś na kalkulatorze. Bracia, nie mając nic do roboty, przeglądali nowy podręcznik do Wiatromatyki.

-Bazooka, pocisk leci po paraboli-czytał z książki Carl-wiatr ma duży wpływ na prędkość oraz kierunek pocisku, wydaje mi się, że ta lekcja będzie dość nudna. Taka... tylko książkowa.

-Wczoraj było ciekawie-powiedział Hector

-Poza Nauką Ogólną-sprecyzował Marion-no dobra, dzwonek

-A raczej piskliwy głosik dyrektora-dodał Carl

Rzeczywiście, z głośników dobiegł skrzekliwy głos. Ogłosił on lekcję. Już po chwili cała klasa stała pod drzwiami wyczekując nauczyciela Wiatromatyki. Zapamiętali go z apelu jako grubszego Worma z brązowymi włosami, których zabrakło na czubku głowy. Charakterystyczne były też brązowe wąsy. Nie minęła minuta, kiedy pan Edward zjawił się. Sprawiał wrażenie sympatycznej osoby. Przywitał się z uczniami i otworzył drzwi specjalną kartą. Klasa była średnich rozmiarów, miała kształt zwężonego prostokąta. Ławek nie było. Ściany wyglądały normalnie, również podłoga. Na jednej ze ścian powieszone były na hakach różne bronie. Na biurku nauczyciela stała konsola do sterowania pomieszczeniem, oraz kilka małych urządzeń, których przeznaczenia uczniowie nie znali. Normalne wydawało się jedynie coś co przypominało kamerę.

-Witam uczniowie, nazywam się Edward Cukinia. Jak wiecie jestem nauczycielem wiatromatyki. Bądźcie spokojni, postaram się aby lekcja była interesująca. Obowiązują was podręcznik "Wiatromatyka 1" i oczywiście uważanie podczas lekcji. Dobrze, myślę że organizacyjne bzdety mamy za sobą. Teraz zapoznam was z przebiegiem lekcji-mówił Profesor.

-Wygląda na porządnego gościa, ma poczucie humoru-szepnął braciom Carl.

Pan Edward chwycił urządzenie kameropodobne i coś wcisnął na jego obudowie. Jeszcze chwila i ze szkiełka wydobyło się światło. Na środku klasy pojawiło się... drzewo.

-To rzutnik holograficzny. Potrafi wytworzyć dowolny obiekt, niematerialny oczywiście, w takie obiekty będziecie strzelać. Kiedy traficie komputer o wszystkim poinformuje, ponieważ pocisk przeleci przez obiekt-wyjaśnił profesor.

Uczniowie patrzyli na profesora jakby użył czarów. A na drzewo patrzyli z jeszcze większym zdziwieniem.

-Czy można wsadzić w to rękę?-spytał zafascynowany Patrick

-Można, ale i tak nic nie poczujesz. To jedynie obraz, zupełnie niematerialny-odpowiedział mu nauczyciel -Ale co z pociskami? Przecież mogą zniszczyć salę-nie ustępował Patrick

-Pociski także będą jedynie hologramem, ale idealnie symulującym normalny pocisk.

Resztę lekcji nauczyciel poświęcił na pokazywanie uczniom kilku hologramów. Lekcja była na prawdę ciekawa, ale niestety dzwonek nastąpił, a raczej skrzeczący głos dyrektora oznajmiający koniec lekcji. Niestety, ponieważ ich drugą lekcją była godzina wychowawcza.

-Cała godzina z tą wredną babą... -narzekał Carl gdy stali już pod drzwiami ich klasy "Nauka Ogólna"-i do tego mamy najgorszą klasę! Tam nie ma komputera i wszystko jest takie stare...

Tymczasem korytarzem szedł dyrektor szkoły. Patrzył na wszystkich z wyższością i sztucznie się uśmiechał. Wszedł do klasy od techniki i zamknął drzwi.

-Coś się zepsuło? - zapytał sam siebie Marion

-Gdzie tam... pewnie zaraz będzie spacerował z bazooką żeby poczuć się jeszcze lepszym-powiedział Carl

Pani Dorota Donikąd nadeszła idealnie po "dzwonku". Obdarzyła klasę niechętnym spojrzeniem, otworzyła drzwi i zaczekała aż wszyscy wejdą. Usiedli w starych ławkach a nauczycielka za starym biurkiem. To chyba było jedyne pomieszczenie z prawdziwym drewnem i prawdziwymi szybami.

Nauczycielka przeglądała dziennik i pokręciła głową. Spojrzała na Dave'a i kazała mu wstać.

-Masz już 9 uwag drogi chłopcze-rzekła chłodnym i grobowym tonem, jakby stało się coś potwornego-co masz na swoje usprawiedliwienie?

-Nudy-odburknął Dave

-Nauczycielka wstała, przymrużyła oczy i spojrzała na niego z pogardą. Wszystko, co wykonywała zdawało się być w zwolnionym tempie. Niektórzy z trudem ukrywali śmiech.

-Jako twoja wychowawczyni, jestem zobowiązana aby przywołać cię do porządku. -Zgodnie z regulaminem szkoły, za więcej niż 5 uwag w tygodniu uczeń dostaje karę. Przez następne 5 dni będziesz...- tutaj nauczycielka zaczęła intensywnie myśleć. Chciała aby sprzątał kible, ale one same się czyszczą.-będziesz sprzątał moją salę, dotychczas ja to robiłam, teraz ktoś mnie w końcu wyręczył-dokończyła z satysfakcją. O dziwo Dave wzruszył tylko ramionami i usiadł. Carl ziewnął i przeciągnął się. Kilka osób poszło w jego ślady. Nauczycielka w końcu przemówiła:

-Dzisiaj chciałam z wami pomówić o bibliotece. W szkole każda klasa dostaje punkty za określone czynności. Na przykład można je dostać za czytanie książek.

Klasa, która na koniec roku będzie miała najwięcej punktów otrzyma puchar klas i nagrody.

-Jak w Harrym Potterze-mruknął Carl

Nauczycielka spojrzała na niego przeszywającym spojrzeniem.

-Tak. Jak w Harrym Potterze. Siadaj.-powiedziała ze zmrużonymi oczami.

-Ale ja już siedzę proszę pani-powiedział Carl najgrzeczniej jak umiał, jednak z lekką nutą ironii.

-Nie pyskuj mi tutaj chłopcze i kiedy ja mówię, nie przerywajcie mi i za takie zachowanie będziecie karani-wydukała nauczycielka

- I...? -wyrwało się Carlowi

Pani Dorota wpisała coś w dziennik i krzyknęła do niego "Siadaj"

-Ale kiedy ja już sie...-powstrzymał go cios Mariona.

-Lepiej się już nie odzywaj- poradził mu brat.

-Jak już mówiłam, przed tym jak mi brutalnie przerwano, bardzo bym się ucieszyła, gdybyście zdobyli ten puchar. Jeszcze żadna z moich klas tego nie dokonała. Dlatego, czytajcie jak najwięcej książek. Komputery to nie jedyna atrakcja na tym świecie. Książki wykształcają nasze umysły! Wyobraźnię!-Pani Dorota była wyraźnie podekscytowana, lecz nie wiadomo czym. Połowa uczniów już jej nie słuchała. Na osłodę pozostawała im myśl, że po tej lekcji czekała ich "Wiedza O Walce". Kiedy pani Donikąd skończyła swoje zachwyty nad książkami, rozdała każdemu kartki z interesującymi tytułami książek, oraz z wymaganym minimum do przeczytania. W końcu zabrzmiał upragniony "dzwonek". Na tej przerwie bracia wybrali się do sklepiku szkolnego. Znajdował się on na 3 piętrze północnego budynku szkoły (szkoła składała się z dwóch, identycznych, podłużnych budynków położonych równolegle względem siebie). Sklepik szkolny robił ogromne wrażenie. Było to dosyć spore pomieszczenie, miało około 5 na 5 metrów. To nie był sklepik, to był sklep. Wszystko było poustawiane za ladami i można było się rozejrzeć po wszystkich łakociach. Słodkie bułki, soki, woda, batony, gumy, chipsy i wiele więcej pyszności stało w dużych ilościach na półkach. Jak w całej szkole, panował tu także idealny porządek.

-Nie spodziewałem się...-wymamrotał Marion

-Ale tu fajnie! Myślałem, że to będzie jakaś klita z trzema półeczkami a tu mamy porządny wybór! Chodźcie, mamy trochę kasy-Carl aż zacierał ręce i nie czekając na braci rozglądał się po półkach.

-Ale tu jest czysto...-westchnął Marion

-Jak w całej szkole-zbagatelizował Hektor-co się tak zachwycasz?

-Nic. Lubię porządek. Zauważyłeś, że w całej szkole jest idealny porządek? Wszystko jest symetryczne w miarę możliwości. Korytarz, pomieszczenia, nawet budynki-wyliczał Marion

-Nasz dyrektor jest pedantem-dodał Hektor

-Co?-spytał Marion patrząc na zachwyconego Carla kupującego właśnie paczkę... czegoś różowego.

-Pedantem. Ma świra na punkcie czystości, symetrii, dokładności, punktualności-ciągnął Hektor

-Wychwalania się?-podsunął Marion

-Nie, to nie ma nic wspólnego. Dlatego, że jest pedantem, ta szkoła jest taka... no, wszędzie jest równo i tak samo. Mówię o korytarzach. W innych szkołach klasy są rozrzucone po całym budynku. A tutaj wszystkie klasy są w jednym korytarzu. Wszystkie drzwi są takie same a ściany w całym budynku są też takie same. Może i zmieniają się ich kolory, ale wszystkie równocześnie. Nie ma tu żadnych ozdób. Roślin, obrazów. Ta szkoła jest zrobiona bez wyobraźni-tłumaczył bratu Hektor

-W sumie racja. Pokoje są ustawione w jednym korytarzu każdego budynku. I wszystkie wyglądają identycznie. O co masz? - ostatnie zdanie Marion skierował do Carla, który wrócił z trzema paczkami z różowymi żelkami.

-Truskawkowe, trzymajcie-podał braciom po paczce.

Wrócili pod klasę Wiedzy o Walce zajadając się pysznymi żelkami. Przeglądali chwilę podręczniki do tego przedmiotu i stwierdzili, że może on być ciekawy. Nauczycielem Wiedzy o Walce okazał się nieco otyły, łysiejący Worm. Miał około 40 lat. Miał dość przyjazne spojrzenie. Wprowadził ich do wielkiej sali. Była na prawdę duża, i przypominała nieco salę techniczną. Na ścianach było dużo broni ustawionych na metalowych, lśniących regałach. Uczniowie zauważyli, że w klasie znajduje się dużo rzutników holograficznych, z którym spotkali się już na lekcji Wiatromatyki. Były one przymocowane wysoko na ścianach. Na oko było ich około dwudziestu. Na końcu sali stało dość duże urządzenie przypominające komputer, a przy nim krzesło. Nauczyciel kazał otoczyć się kołem i przedstawił się.

-Witam was, nazywam się Nikodem War, będę nauczał was Wiedzy o Walce. Myślę, że to ciekawy przedmiot. Prócz tradycyjnego nauczania z książek, będziemy ćwiczyć walkę. W tej klasie. Źle się czujesz? - ostatnie zdanie nauczyciel skierował do Monic, która była blada i wystraszona.

-Mam lęk przestrzeni-powiedziała cichutko. Doroty, Claudia i Nina zachichotały i popatrzyły na nią jak na opóźnioną w rozwoju.

-Uważaj bo przepadniesz w tej klasie-zażartowała Nina, a jej koleżanki zachichotały. Nauczyciel kazał im się uciszyć.

-Hmm...-zastanowił się nauczyciel, po czym poszedł na koniec sali, wcisnął coś na komputerze i środek sali przecięła metalowa ściana. Po chwili nauczyciel przeszedł przez nią jak duch i pojawił się wśród uczniów.

-Hologram-wyjaśnił-teraz pomieszczenie wydaje się o połowę mniejsze. I co lepiej?-Spytał Monic. Ta pokiwała głową i już się nie bała. Klasowe snobki szeptały sobie coś do ucha i się śmiały.

Nauczyciel podszedł do konsoli, razem z uczniami i zaczął coś pisać na klawiaturze. Sala zmieniła się w łąkę. Prawdziwe wydawał się wszystko, nawet niebo. Niestety nie można było niczego dotknąć-ręka przenikała przez obiekty. Jednak podłoże było materialne. Można było wejść na górki i nierówności terenu. Prawdziwa podłoga w sali potrafiła się modelować i dostosowywała się do nierówności holograficznego terenu. Przez resztę lekcji nauczyciel pokazał kilka innych terenów oraz bronie, które także były symulacją. Monic już się nie bała. Ciekawość pokonała strach.

Ich następną lekcją była Historia Walki. Bracia, i nie tylko oni, mieli nadzieję, że przedmiot nie będzie nudny. Minęły gdzieś 3 minuty od dzwonka, a nauczyciela nadal nie było. Zjawił się po następnych 2 minutach. Wyglądał na zmęczonego i znudzonego. Miał około 55 lat. Miał siwe, nieco sterczące włosy i grube okulary. Niemrawym gestem otworzył drzwi klasy, przesuwając kartę przez czytnik i zaprosił, równie niemrawym gestem, uczniów do klasy. Ku przerażeniu dzieci, klasa była przeciętna. Zrobiona tak, jak klasa Wiedzy Ogólnej. Tradycyjne, drewniane ławki zajmowały prawie całą klasę. Biurko nauczyciela, również drewniane, znajdowało się na stopniu i było większe od ławek. Przynajmniej tablica była nowoczesna - komputerowa. W klasie było też kilka regałów, całe były zapchane książkami. Niektóre książki były stare, niektóre nowoczesne, jak te w bibliotece szkolnej. Klasa była kolejnym "przeciętnym wypadkiem" w nowoczesnej akademii Profesora Robaczywka. Profesor pozwolił klasie usiąść, sam usiadł za biurkiem. Sennym wzrokiem wodził po klasie. Wpisał coś na komputerze (był na biurku nauczyciela) i zwyczajnie sprawdził obecność.

-Witam was-zaczął donośnym, ale znudzonym głosem-nazywam się Antoni Boring. Czy aby nie miałem już z wami lekcji?

Uczniowie pokręcili głowami.

-Aha. Więc będę nauczał was historii walki. Dowiecie się, jak powstała tradycja toczenia walk między wormami. Poznacie też proces jej transformacji, czyli jak zmieniały się jej zasady-znudzony ton profesora, powodował, że połowa klasy przysypiała. Do tego jeszcze przeciągał sylaby i co chwilę wzdychał jakby samo mówienie było dla niego wysiłkiem. Lekcja, zwyczajnie organizacyjna, nikogo nie zaskoczyła. Pan Antoni kazał zanotować na laptopach tytuł potrzebnego podręcznika, choć i tak każdy go miał. Kazał także każdemu przedstawić się. Na koniec ciągnął jeszcze o czym będą się uczyć. Z ogromnej nudy wybawił ich "dzwonek".

-O rany... już bym wolał lekcję z panią Donikąd. Z nią można się przynajmniej podroczyć!-narzekał Carl.

-Fakt, facet przynudza-przyznał Hector.

-Zapewne pracuje tu już długo. Jeszcze 8 lat temu akademia Robaczywka była w całkiem innym budynku. W wielkim, obskurnym zamku.-powiedział Marion.

-Skąd wiesz?-spytał go Carl. Marion otworzył laptop, wpisał coś i na ekranie wyskoczyło zdjęcie wielkiego, starego, powyginanego zamku na tle pochmurnego nieba. Pod zdjęciem był tekst.

-Wtedy Profesor Robaczywek miał już wystarczające fundusze na budowę nowej szkoły. Tamta nie była wcale zła. Było wystarczająco duża, ale była stara.

Profesor dosłownie męczył się w starym zamku, ponieważ był zwolennikiem nowoczesności. Budowa szkoły zajęła około 5 lat-tłumaczył Marion

-Szybko-zauważył Hector.

-Jednak dużo nauczycieli zżyło się z tamtą szkołą. Stara akademia funkcjonowała 20 lat. Założył ją Robaczywek. Na radach pedagogicznych nauczyciele sprzeciwiali się temu, by budować nową szkołę. Jednak dyrektor uparcie dążył do budowy nowej akademii. Kiedy szkoła już była gotowa, kilku nauczycieli nawet odeszło. A pan Antoni i pani Dorota to widocznie nauczyciele, którym nie podoba się nowa szkoła, ale praca była dla nich zbyt cenna, żeby odchodzić. Poprosili Profesora Robaczywka o przerobienie ich gabinetów na klasyczne. Poza tym w klasie historii był obraz. Na nim był wizerunek starej szkoły.

-Aha. Ale dlaczego dyrektor zaczął teraz masową rekrutację uczniów? Szkoła była już gotowa ponad 2 lata temu-spytał się Hector

-Budowa szkoły pozbawiła Robaczywka wszystkich pieniędzy. Utrzymanie szkoły też kosztuje. Trzeba zapłacić pensję, kupić sprzęt, dostarczać towar do sklepiku, książki do biblioteki. Przez rok Robaczywek pracował gdzie nie gdzie i wziął kredyt. Szkoła zaczęła działać.

-Ja na jego miejscu zostałbym w tamtej szkole-powiedział Carl

-Ja nie. Ta akademia jest jednak lepsza. Wyposażona idealnie we wszystko co trzeba. Komputery, jet packi, rzutniki holograficzne, bronie, książki. Ta szkoła jest najlepszą akademią dla wormów chcących kiedyś walczyć i założyć drużynę. Jest jeszcze kilka innych akademii przygotowujących Wormy do walk. Ale nasza szkoła jest na pierwszym miejscu. Tylko zastanawiam się dlaczego nauka jest całkiem darmowa? To jest nielogiczne. Profesor teraz nie ma za bardzo z czego się utrzymać. Musi spłacać pożyczkę.

-Brat, ty się ciesz. Skąd mamy brać kaskę?-spytał Carl.

-Od rodziców. Przecież wiedzą, że się uczymy w tej szkole. Dzwoniłem do nich wczoraj. Nieźle się wkurzyli, że wyjechaliśmy bez pytania-ciągnął Marion-wyślą nam juro trochę pieniędzy.

Ich rozmowę przerwał dzwonek. Ostatnią lekcją tego dnia była Koordynacja oka. Okazało się, że tego przedmiotu uczył ich również pan Edward Cukinia. Lekcja odbywała się w tej samej klasie co Wiatromatyka. Pan Edward postanowił dziś zrobić prawdziwą lekcję, co wywołało dużą radość wśród uczniów. Wyświetlił rzutnikiem na końcu sali drzewo. Kazał uczniom ustawić się w drugim końcu sali. On także tam poszedł. Wziął bazookę.

-Na tej lekcji będziecie używać prawdziwych broni, nie holograficznych. Pociski będą również prawdziwe, ale nie będą wybuchać. Będą je przechwytywać specjalne manipulatory-wyjaśnił nauczyciel-teraz uwaga.

Wycelował w drzewo i strzelił. Klasa była długa, więc drzewo znajdowało się gdzieś 10 metrów dalej. Pocisk idealnie trafił w drzewo, które się rozmyło. Zdawało się, że pocisk trafi w ścianę, ale z podłogi wysunęła się mechaniczna, wielka łapa, która sprawnie chwyciła pocisk i schowała się z powrotem pod podłogę. Strzelać mogli również uczniowie. Robili to pod czujnym okiem pana Edwarda. Najlepiej poszło Hectorowi, który trafił tuż obok drzewka. Połowa pocisków nie doleciała, bądź trafiły za bardzo w bok. Zabawę przerwał skrzekliwy głosik dyrektora ogłaszający koniec lekcji.

Część 10

-Ciekawe, czy organizują jakieś wycieczki w tej szkole?-spytał braci Carl, gdy wracali po lekcjach do swojego pokoju.

-Od czego jest laptop?-odpowiedział pytaniem Hector. Gdy już byli w pokoju, Hektor uruchomił komputer i wszedł na stronę szkoły.

-Na stronie nic nie ma... o jest forum! Jest wątek o tym, że... szkoła jest zadłużona.-mówił Hektor

-Taka wypasiona szkoła?-zdziwił się Carl

-Profesor obecnie ma ogromne długi. Szczególnie za prąd. Zaciągnął także dużo kredytów. To dlatego są tylko 2 klasy! Zauważyliście? Jest 1a, 1b, 1c, 2a, 2b i 2c, a gdzie trzecie klasy? Nie ma tylu nauczycieli. A to z kolei dlatego, że dyrektor nie miałby z czego płacić pensji. Do każdego przedmiotu jest tylko jeden nauczyciel. W takiej szkole powinny być nawet klasy czwarte.

-A co jak szkoła... hmm... zbankrutuje?-spytał Marion

-Wtedy nie wiem. Chyba koniec nauki, bo najbliższa szkoła tego typu jest strasznie droga.

-Po co my się tym w ogóle interesujemy?-spytał Carl

-Mnie to ciekawi-odparł Hector-chodźmy się przejść.

Bracia szli przez drugie piętro północnego budynku. Budynek był naprawdę wielki, a szkoła składała się z dwóch.

-Chodźcie, zobaczymy jakie mamy łazienki!-zachęcił Carl

-Ciekawy punkt zwiedzania...-Marion wywrócił oczami, ale poszedł z braćmi do toalety na 2 piętrze. Tutaj ściany i podłoga były białe. Nie zmieniały koloru.

Były tu 4 kabiny i 4 umywalki, wszystko ustawione na przeciwko siebie: 2 kabiny na przeciwko dwóch kabin, dwie umywalki na przeciwko dwóch umywalek.

Wyglądało to jakby jedna połowa pomieszczenia była lustrzanym odbiciem drugiej. Nagle z jednej z kabin zaczął dochodzić dość przykry dźwięk oraz zapach.

-Co to za smród?! I co tak bulgocze?-wykrzyknął Carl.

-Nie wiem, ale chodźmy stąd. Chyba zapomnieli wywieźć szambo, o fuj!-powiedział Hector.

Wyszli na korytarz. Do toalety po nich wszedł jakiś chłopak. Po chwili wyszedł i pobiegł do windy.

-Aż tak się przeraził smrodu?-zdziwił się Marion-o żesz!

Chłopak zostawił otwarte drzwi i z łazienki wypływało pełno brudnej wody. Śmierdziało jak ze ścieku.

-Coś się dzieje z kanalizacją!-krzyknął Carl.

W tej chwili przybyło dwóch Wormów w kombinezonach i weszli do środka. Za nimi szedł dyrektor szkoły, był wyraźnie wstrząśnięty.

-Moja piękna szkoła! Taki incydent? Niech to tylko dopadnę żartownisia!-krzyczał Robaczywek.

-To nie wina żadnego z uczniów. W tej szkole jest uszkodzona kanalizacja. Ostrzegaliśmy niedawno-odrzekł jeden z wormów w kombinezonie.

-To niedopuszczalne!-Robaczywek odszedł nie mając więcej nic do powiedzenia, widząc uczniów opanował się i przybrał pozę spokojnego, niczym nie zrażonego Worma i dumnie wkroczył do windy.

Smród stawał się nieznośny, robotnicy krzyczeli coś, że szwankuje więcej kibli. Bracia czym prędzej, zatykając nosy, czmychnęli do windy.

-Wykręca nos... w takiej szkole?-zdziwił się Carl.

-Widać Robaczywek oszczędzał na kanalizacji...-mruknął Marion.

Wrócili do swojego pokoju. Potem z nudów poszli na taras widokowy. Nie było tu co podziwiać, prócz kilku mniejszych budynków. Nie wiedzieli do czego służyły.

-Nudzę się trochę... chodźmy do biblioteki. Może znajdziemy coś do czytania.

Biblioteka Znajdowała się na pierwszym piętrze południowego budynku szkoły. Kiedy byli już na tym piętrze, zaczepiła ich rudowłosa dziewczyna. Miała je związane w dwa kucyki sterczące na boki. Miała na sobie duże okulary w cienkiej oprawie i aparat na zębach.

-Cze, gdzie gabinet dyrektora?-spytała się ich luźno.

-Na parterze, w północnym budynku-odpowiedział Carl-nie zabłądzisz w tym kolosie?

-Jakoś trafię, dzięki-dziewczyna odeszła. Była w ich wieku, więc pewnie była uczennicą szkoły, choć jeszcze jej nie widzieli.

-Może jakaś nowa?-zastanowił się Carl-Chodźcie do tej biblii.

Otworzyli obite sztuczną skóra drzwi. Gdy weszli, napotkali serdeczny uśmiech pani Zofii. Była bardzo sympatyczną osobą, mimo tego, że była najlepszą przyjaciółką Doroty Donikąd. Przynajmniej tak głosiły plotki. Biblioteka była szerokim pomieszczeniem. Biurko bibliotekarki znajdowało się idealnie na środku pomieszczenia, na wprost drzwi. Za nim była czytelnia otoczona regałami. Regały były ustawione po bokach prostopadle do ścian. Było ich dużo. Wszystkie książki były idealnie poukładane. Każda stała idealnie prosto, nie opierały się o siebie.

Bracia przywitali się z bibliotekarką. Prócz niej, było tu na oko 20 uczniów. W tym trzech z ich klasy: Billy, Wictor i Moritz. Wictor i Moritz byli bliźniakami. Byli dosyć wysocy i praktycznie nie do odróżnienia. Gdyby nie ich śmieszny pomysł różnica byłaby nie dostrzegalna. Jeden zafarbował sobie brwi na jaśniejszy kolor. Oni oraz Billy trzymali się często razem. Marion, Carl i Hector zdążyli ich polubić.

-Zobaczmy co tu jest ciekawego, hmmm... patrzcie-Marion wskazał na płaski monitor wczepiony w bok regału. Uruchomił go dotykiem-tu jest spis wszystkich książek na regale. Podana jest też ich tematyka. Super-zachwycał się Hector-wszystko przejrzyście. Wystarczy nacisnąć na wybrany tytuł na ekranie i...-nacisnął przypadkowy tytuł i na regale pod jedną z książek zaczęło wydobywać się światło. Tytuł książki zgadzał się z tym, który wybrał Hector na ekranie monitora.

-Fajne ułatwienie-zgodził się Marion-chodźcie, zobaczymy co tu mają.

W bibliotece było dużo książek technicznych, naukowych oraz o zjawiskach paranormalnych. Było także dużo kronik szkolnych. Pochodziły ze starej szkoły. Bracia wzięli trzy najstarsze i weszli z nimi do czytelni. Kroniki szkolne były chyba jedynymi starymi, normalnymi książkami pod względem wykonania. Okładka była gruba i nieco starta. Wnętrze kroniki pachniało starością. Na pierwszej stronie było wielkie zdjęcie Profesora Robaczywka. Był tu młody. Miał sterczącą czuprynę, te same okulary połówki. Był bez wąsów. Miał tutaj gdzieś 25 lat. Na następnej stronie wklejone było duże zdjęcie. Przedstawiało tym razem wysoki i smukły zamek stojący na wysokiej skale. To musiała być stara szkoła. Robiła nieco ponure wrażenie.

-Nie dziwię mu się, że zbudował nową szkołę... Ja też bym dostał depresji w takim straszydle-mruknął Carl

Hector przerzucił kolejną stronę. Tutaj tez było duże zdjęcie. Podpis pod nim głosił, że przedstawia kadrę pedagogiczną. Pod każdą postacią było napisane imię i nazwisko. Pierwszą od lewej osobą był Robaczywek. Obok niego stała chuda, młoda kobieta o zniesmaczonej twarzy. Miała włosy spięte w kok. To była pani Donikąd.

-Kamienna twarz-podsumował Carl

Obok niej stała inna kobieta. Dla odmiany była otyła. Miała krótko ścięte włosy i surowy wyraz twarzy. Charakterystyczne były również wielkie usta. Nazywała się Teodora Zakalec. Na zdjęciu było jeszcze 7 postaci w tym Profesor Merlin i Edward Cukinia. Reszty nie znali.

-Co oglądacie?-spytał Moritz za ich plecami. A może to był Victor. Bracia nie pamiętali, który miał jaśniejsze, a który ciemniejsze brwi.

-Kronikę starej szkoły. Jest tu wiele ciekawych rzeczy... Tak myślę. Na razie są zdjęcia-powiedział Hector.

-Słyszeliście o aferze z kiblami?-zapytał ich rozbawiony Moritz. A może Victor.

-Nawet byliśmy jej świadkiem-opowiedział Hector.

-Podobno toaleta na 3 piętrze tez szwankuje. Zagrodzili obie. Smród nie do zniesienia.

-Nie mów!-wykrzyknął Carl, zapominając, że jest w bibliotece.

-Podobno system rur kanalizacyjnych się zepsuł i to poważnie-do rozmowy dołączył bliźniak z ciemnymi brwiami.

-A co mnie tam jakieś kible-Marion prawie ich nie słuchał. Przeglądał kronikę-Pewnie oszczędzali na kanalizacji. Idziecie do pokoju?-spytał braci-bo ja tak.

-Ja trochę zostanę-odparł Carl.

-Ja idę też na górę-powiedział Hector.

Hector i Carl, idąc na ostatnie piętro do swojego pokoju jednak zatrzymali się na drugim piętrze zobaczyć czy nic się nie dzieje.

-O ja...-zdołał szepnąć Hector. Na sporym kawałku podłogi była duża kałuża z brudnej śmierdzącej wody. Przed łazienką było trzech robotników w kombinezonach.

Jeden z nich kazał braciom odejść. Wsiedli do windy.

-Ale wylało-powiedział Hector.

-I jak śmierdziało-westchnął Marion z wyrazem obrzydzenia na twarzy.

-Co robimy jak skończymy szkołę?-zmienił temat Hector.

-Ja mam zamiar potem szkolić się na naukowca od broni. Więc będę musiał starać się na technice.

-Nie chcesz walczyć?-spytał go Marion.

-Nie. Przynajmniej będę dłużej żył-odparł Hector.

-W sumie... masz rację. Ja może będę uczył w szkole.

-No co ty... nudny zawód-skrzywił się Marion.

-Jeszcze mamy czas na zastanowienie. Dopiero pierwsza klasa. Początek.

-Widzieliście jaka masakra na drugim?-wykrzyknął Carl, który akurat wszedł do pokoju.

-Tak. Jeszcze mnie mdli. Niby tylko kałuża, ale smród nie do zniesienia-powiedział Marion.

-Kałuża?-zdziwił się Carl. Musieli aktywować pole siłowe na ścianach, żeby im nie zaszkodził ściek. Tego już kałużą nie można nazwać.

-Jak byliśmy tam, to była kałuża-powtórzył Marion.

-Teraz było więcej ścieku. I non stop wylewa-Carl być może ubarwiał nieco sytuację, wiedzieli, że lubi gdy coś się dzieje. Nawet jeśli w szkole wylewają kible.

-Dobra, nieważne. Co tu jeszcze można robić? Chyba zapiszę się na stołówkę. Zapachy są czasem tak nieznośne, że ślinka cieknie-wychwalał Hector.

-Ja też się zapiszę. Tylko jest trochę drogo. 60 Wormdolców na miesiąc, ale rodzice obiecali, że będą nam wysyłać regularnie trochę pieniędzy-powiedział

Marion.

-Przejdziemy się gdzieś jeszcze? Nudzę się trochę w tym pokoju-zaproponował Marion.

-OK. Ale omijajmy drugie piętro...